Opublikowany przez: igaja 2011-12-19 14:52:52
„A Marcin powiedział, że jego tata powiedział…”
Nierzadko pierwszym źródłem, z którego malec dowiaduje się, że postać Świętego Mikołaja to fikcja, są koledzy z podwórka bądź starsze rodzeństwo. Drugim – załóżmy, że łagodniejszym – odkryte w szafie prezenty. Pierwszy sposób docierania do prawdy może wywołać w dziecku zachwianie wiary w to, co wpajali mu do niedawna najbliżsi – że prezenty przynosi mu brodaty, leciwy facet, odziany w czerwony kubrak czy kombinezon, zjawiający się znienacka, niczym złodziejaszek – akurat wtedy, kiedy dzieciak śpi/ nie patrzy/ śpiewa kolędy/ wcina pierogi i popija barszczyk w błogiej nieświadomości (w zależności od zwyczajów przyjętych przez podopiecznych). Następnie wciska się ten brzuchaty dziad przez komin lub przenika (przy pomocy przenośnej dziury na przykład) przez okienne szyby, aby pod konkretną choinką dokonać aktu rozładunku lnianego, pękatego wora. Zbite z pantałyku dziecko biega wówczas jak kot z pęcherzem od kolegi do rodzica, od brata do siostry przez dziadka i znów do rodzica, aby zwyczajnie poznać prawdę. I to jest właśnie ta chwila, ten czas, by rzetelne informacje spłynęły na jego coraz mądrzejszą, acz puchnącą od młodocianych domysłów głowę. Jeśli zatem odkryjesz, że twoim berbeciem targają wątpliwości w temacie „Świętego-Brodatego”, wiedz, że jego dziecięca wrażliwość sama otwiera się na stan faktyczny.
Bawiłem się w chowanego, do szafy wlazłem, a tam…
Drugie źródło oświeceniowe malucha: odkryte, wyszperane w szafie prezenty – jak zresztą źródło pierwsze – stanowi potwierdzenie, że dzieciak jest bystry i przebiegły w stopniu określającym jasno jego psycho-fizyczną gotowość do poznania prawdy. Ten sposób wznoszenia się na kolejne szczeble wtajemniczenia, jak już wspomniałam, wydaje się być łagodniejszy. Dlaczego? Bo powiązany jest ze swoistą dziecięcą ekscytacją, wywołaną odkryciem tajemnicy. Średnio pokorny szkrab odnajduje w sobie pokłady cech szpiegowskich, „szerlokowskich” czy innych „rutkowskich”… a w momencie dokopania się do kuszących „suwenirów” i łakoci jemu przeznaczonych, doświadcza bardziej czegoś na kształt cichego, radosnego uniesienia niż ciosu, zawodu i idącego za tym bólu istnienia. Jeśli prezenty są już opakowane i udekorowane kokardami, możliwe, że maluch będzie się starał znaleźć Świętego brzuchacza między płaszczami, futrami i innymi klamotami, zalegającymi w szafie. Wówczas może się zdarzyć, że dziecięca wrażliwość zacznie cisnąć do jego oczu wielkie jak bombki łzy, bo przecież Mikołaja w żadnym zakątku szafy nie ma, a prezenty są. I jak to?
… ty też, kochanie, możesz zostać Świętym Mikołajem…
Tak to: jeśli wrażliwość brzdąca wzbudza w nim określony smutek sytuacyjny, znaczy to, że możesz w nim nadal wiarę w Mikołaja pielęgnować. Mikołaj był, prezenty zostawił i poszedł… do szafy innego Grzesia. Bo przecież niejeden Grześ był w tym roku grzeczny. A i Oluś i Leonek… Lub jeszcze inaczej: Mikołaj zapracowany poprosił rodziców, aby przechowali prezenty w szafie/ pod łóżkiem/ w koszu. Albo (wersja dla dzieci nieco dojrzalszych, przejawiających bardziej zaciekawienie niż rozpacz z powodu niezgodności stanu wyobrażeń do rzeczywistości): bo Mikołaj jest w każdym z nas. To jest takie dobro i radość. Taka miłość, która skłania do obdarowywania najbliższych w tym szczególnym czasie Świąt. I ty też, kochanie, możesz być Świętym Mikołajem. Bierz kredki i narysuj coś babci. Zrób figurkę z plasteliny lub masy solnej, zapakuj w pudełeczko, przewiąż kokardką, połóż pod choinką (ale tylko wtedy, gdy nikt nie będzie patrzył…). Ważne jest, aby – w taki sposób dziecko uświadamiając – pomagać mu w tworzeniu tychże prezentów. Bo – jak mówi sama Super-Niania, znana innym jako Dorota Zawadzka: „Święta są okazją, żeby nauczyć dzieci, jaką przyjemnością jest dawanie”.
Iga Zakrzewska
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
89.228.*.* 2011.12.23 16:00
Rozsądnie by było uświadomić dziecko o Mikołaju jak się już usamodzielni ,tzn. będzie "na swoim"
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.