Opublikowany przez: Kasia P. 2015-11-09 10:42:26
„Można zatem powiedzieć, że to Bóg stworzył ludzi – tłumaczę dalej mojej córce, a ona kiwa potakująco głową z miną filozofa, który czuje, że dotyka sedna, ale tak w ogóle, to nie bardzo rozumie. – Bóg stworzył iskrę, a potem był wielki wybuch, który spowodował, że utworzył się kosmos, planety, słońca, księżyce i te wszystkie inne sprawy i na Ziemi zaczęło się życie. Najpierw dość proste organizmy, potem na drodze ewolucji powstał z tego wszystkiego człowiek”. „Od małpy” – dodaje Lady D., przeszkolona przez swojego tatę. „Od małpy” – potwierdzam.
Tak próbujemy połączyć naukowe podejście mojego męża, moją wiarę w energię i człowieka oraz Boga, o którym opowiada w przedszkolu siostra na religii. Tak sobie myślę, że to całkiem niełatwe być dzieckiem i być ze wszystkich stron eksponowanym na różne systemy filozoficzne, naukowe i religijne, które – każdy na swój sposób – starają się objaśnić świat. Siostra na religii uczy moją córkę, że dobry Pan Bóg stworzył świat. Ja opowiadam jak to energia tchnęła życie we wszechświat, jak my sami jesteśmy tą energią, jak możemy ją wyzwalać w naszych ciałach, ruchem nią sterować, myślą zarządzać. Mój mąż tłumaczy zjawiska fizyczne, astronomiczne i inne wszelakie naukowe, aby ten świat naszemu dziecku objaśnić.
Czy to kłopot, że każdy z nas mówi coś tak zupełnie innego? Według mnie wcale niekoniecznie. Moja córka widzi, że każdy może mieć własne zdanie i, zgodnie z nim, może dokonać wyboru własnej ścieżki. Dodatkowo, uczy się szacunku do osób o odmiennych poglądach. I nie jest to szacunek wymuszony wykładami o równości tychże, ale szacunek wynikający z ciągłego kontaktu z różnymi opcjami. Tolerancja jest dzięki temu wpajana nie jako alternatywa dla nietolerancji, rasizmu czy innych -izmów, ale jako naturalna i właściwa postawa życiowa. Co więcej – może dzięki temu wczesnemu kontaktowi z osobami o różnych poglądach, moja córka (i w ogóle dzieci z jej pokolenia, które wydaje mi się mniej jednorodne i homogeniczne niż nasze, czy naszych rodziców) dostrzeże, że wszystkie te systemy, poglądy, czy opcje są bardzo podobne.
Mimo różnic, które wydawałyby się fundamentalne, mimo innej otoczki, środek, sens są podobne, spojrzenie na człowieka jest podobne. I siostra na religii, i mój mąż, i ja chcemy tak naprawdę dotrzeć do dziecka z przesłaniem, że jest tam Coś większego, czego nie znamy, na temat czego mamy różne wyobrażenia, ale jesteśmy zgodni, że to Coś wymyka się naszemu postrzeganiu. Jesteśmy zgodni, że każda jednostka ma realny wpływ na życie ogółu, a na pewno na swoje własne. Jesteśmy zgodni, że sprawnie funkcjonując w społeczeństwie (i na swoim podwórku, i zupełnie globalnie), przekazując dalej dobro i życzliwość, troszcząc się o swoje otoczenie i innych ludzi, zmieniamy świat na lepsze. Małymi kroczkami, każdego dnia. Nieważne pod jaką banderą moja córka zdobędzie świat – wolę skupić się na wpajaniu jej, by robiła to świadomie, aktywnie używając i serca, i umysłu.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.