Opublikowany przez: nanajka81 2012-03-31 10:32:18
Od kiedy pamiętam zawsze chciałam mieć dziecko i to jak najwcześniej się da. Niestety czasami tak się życie plecie że to co się chce przychodzi z wielkim trudem. Najpierw nie było kandydata na tatusia, potem nie było odwagi i pieniędzy na dzidziusia a jak już się odwaga znalazła to niestety ciąża skończyła się poronieniem i wielką traumą. Kompletnie nie byłam przygotowana na poronienie. Jak to nie ma zarodka i serduszka? Przecież jestem zdrowa, nie palę, nie piję, nigdy nie używałam żadnych tabletek antykoncepcyjnych, nie choruję, badania wyszły super a to że mam prawie 30 lat to obecnie normalna sprawa. Leżąc w szpitalu na patologii płakałam, wokół mnie same ciężarne co prawda z nieciekawymi problemami ale jednak brzuchate a ja leżę zagubiona, niewiem o co chodzi, czemu mam mieć jakieś łyżeczkowanie i co to jest to puste jajo? Po wyjściu ze szpitala poczytałam sobie trochę o moim przypadku i ogarnął mnie strach. Nikt nie wie jak się leczy takie coś, ot zdarza się, czasami kilka razy pod rząd, normalka... Kilka miesięcy walczyłam ze sobą i myślą "próbować zajść czy próbować jakoś leczyć". Przypadkiem młodsza siostra powiedziała żebym zbadała prolaktynę. Wyszła wysoka, podleczyłam ją jakimiś strasznie drogimi lekarstwami i pomimo wielkiego strachu zaczęliśmy starania o dzidziusia. Pierwszy miesiąc, drugi, trzeci i nic, pod koniec kolejnego młodsza siostra podzieliła się "pamiątką przywiezioną z Afryki" czyli zdjęciem USG dwumiesięcznego zarodka w brzuchu. Zamiast się cieszyć rozpłakałam się, czułam złość, smutek i co najgorsze straszliwą zazdrość i totalną obojętność. Pewnie trwałoby to do tej pory gdyby nie ... ciąża.
2 tygodnie po wiadomości od siostry, poszłam do kościoła prosząc Boga aby mi pomógl z tą moją chorą zazdrością i tak też się stało. Okres się nie pojawił za to pojawił się strach i myśl "a co będzie jak znowu serduszka nie będzie". Przez 3 miesiące dygotałam ze strachu, o ciąży wiedział tylko mój mąż, siostra pisała radosne maile a ja czekałam. Pierwsza wizyta, lekarz totalnie mnie olał bo ważniejsza była panna która przyszła prywatnie i się spóźniła, niż ja "ośmielająca się" przychodzić na NFZ i jeszcze punktualnie, nie mniej po tej wizycie mi trochę ulżyło bo dowiedziałam się że jest zarodek z bijącym serduszkiem. Mimo że było dobrze, przez całe 9 miesięcy żyłam w strachu, bałam się cieszyć tym małym człowieczkiem siedzącym we mnie. Na każdą wizytę chodziłam zestresowana i z dużym napięciem czekałam na badanie tętna płodu i informację dotyczące jego rozwoju. Ot taka ze mnie życiowa "optymistka inaczej".
Julia urodziła się 5 dni po terminie. Po zobaczeniu jej nie "odnotowałam" w głowie że właśnie zostałam mamusią, dopiero po 2 godzinach kiedy postawiono ją obok mojego łóżka zaczęłam się naprawdę przejmować. Kompletnie nie miałam żadnego doświadczenia w opiece nad malutkimi dziećmi, wszystko co pisała siostra która już miała 2-miesięcznego synka brzmiało dla mnie jak czarna magia, nie wiedziałam co mam z nią robić jak zacznie płakać, jak ją przewinąć i jak nakarmić. Teoria ze szkoły rodzenia i książek po prostu wyparowała. Pierwsza noc w całości nie przespana, wystraszona patrzyłam na córkę i denerwowałam się. Niby pielęgniarki pokazały mi jak karmić i przewijać ale jakoś nie mogłam tego załapać. Trzęsły mi się ręce, "koleżanki" które leżały obok kazały mi uciszyć dziecko bo "pobudzi ich dzieci", dopadło mnie zwątpienie we własne siły. Na szczęście praktyka czyni mistrza więc po wyjściu ze szpitala nie czułam się już bezradna mimo iż córka darła się w wielu niezrozumiałych dla mnie sytuacjach no i nie było już pielęgniarek obok które niechętnie ale jednak pomagały.
Pierwsze 3 miesiące życia mojej córki były dla mnie bardzo trudne. Popełniłam wiele błędów - odparzyłam małej pupę co doprowadziło do tego że mała zdarła sobie gardło wrzeszcząc z bólu a ja płakałam wypominając sobie że jestem okropną, tępą matką i nie wiem co mam zrobić aby jej pomóc. Kilka razy poniosły mnie nerwy - nie miałam świadomości że moja nerwowość, gwałtowne ruchy i ton głosu może doprowadzić do nieprzespanej nocy u dziecka które się po prostu boi. Również nie miałam pojęcia że najedzenie się czekolady spowoduje iż dziecko będzie miało kolkę i będzie cierpieć. Mąż starał się mi pomagać ale czasami był bardziej bezradny niż ja choć dość pomysłowy - to on wpadł na pomysł żeby z płaczącym niemowlakiem robić przysiady - dziecko momentalnie się uspokajało. Jego pomysłem było również otulanie małej w rożek no i błyskawiczne jej kąpanie dzięki czemu krócej płakała. Teściowej nie dopuszczałam = doszłam do wniosku że szybciej naucze się na własnych błędach niż komentarzach doświadczonej kobiety które mnie dobiją i sprawią że będe czuła się jeszcze gorszą matką. Z każdym dniem uczyłam się czego nie robić aby mi było łatwiej i żeby dziecko było spokojne. Nie słuchałam szwagierki i jej rad typu "nie usypiaj dziecka na rękach bo potem będziesz miała problemy", starałam się działać instynktowanie. Zaczęłam słuchać z córką kołysanek, chodziłyśmy na spacery, otoczyłam ją i siebie światem kolorów i Kubusiem Puchatkiem, co sprawiło że w pewnym momencie obie przestałyśmy być nerwowe i płaczliwe. Julia zaczęła kochać kąpiele, ja nauczyłam się ubierania i usypiania jej bez łez, wbiłam sobie do głowy że na dziecko nie należy podnosić głosu bo to działa tylko na moją niekorzyść, zaczęłam też słuchać teściowej choć z wieloma jej poglądami się kompletnie nie zgadzam, ot po prostu zaczęłam być matką z doświadczeniem. Niestety, po urlopie macierzyńskim musiałam wrócić do pracy co czasami bardzo mnie dobija bo córki nie widzę przez 10 godzin ale wracam do domu "jak na skrzydłlach" i mimo zmęczenia z radością opiekują się tą moją małą, uśmiechniętą istotką.
Początki macierzyństwa wspominam na smutno bo jednak wiele łez zarówno córki jak i swoich mogłam uniknąć. Ale było, minęło, z drugim dzieckiem podobno jest łatwiej a ja drugie jak najbardziej chce mieć mimo iż znowu będę przechodzić traumę z pierwszej ciąży.
Macierzyństwo mimo wielu wyrzeczen jest naprawdę fajne :)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.