Tylko w tym roku we Francji 29 dzieci zostało zamordowanych przez swoich rodziców, bo nadal obowiązuje zasada, że rodzina jest święta i pierze brudy sama
Zwłoki ośmioletniej Mariny zostały znalezione w kontenerze zalanym betonem i schowanym w magazynie, gdzie pracował jej ojciec. Trójce pozostałych dzieci rodzice powiedzieli, że Marina wyjechała nad morze.
Nie ma danych - nie ma problemu
Kiedy pojawia się po raz pierwszy w przedszkolu w wieku pięciu lat, wychowawczynie kilkakrotnie zgłaszają, że dziewczynka ma ślady pobicia na ciele. Wezwana na rozmowę matka tłumaczy, że dziecko ma wrodzoną chorobę krwi i stąd częste wybroczyny na ciele. Kilka dni później rodzina przenosi się do innej miejscowości. Kolejne przedszkole zawiadamia sąd rodzinny. Żandarmeria przesłuchuje ojca, Marinę badają lekarze i stwierdzają, że zadrapania, krwiaki na ciele dziewczynki są dawne i nie wskazują, żeby była bita regularnie. Sprawa zostaje zamknięta. Kilka tygodni później rodzina się przeprowadza. Nowy wychowawca Mariny po otrzymaniu informacji z poprzedniego przedszkola skrzętnie notuje ślady pobicia na jej ciele - napuchnięte i podbite oczy, spalone fragmenty włosów i brwi, siniaki między oczami i na szyi, bóle brzucha. Dziewczynka dwukrotnie przyznaje się, że 'mama ją pobiła'.
Po kilku dniach nieobecności w przedszkolu Marina pojawia się z napuchniętymi i przekrwionymi stopami. Lekarz przedszkolny kieruje ją natychmiast do szpitala z adnotacją: 'Zatrzymać na obserwacji jak najdłużej to możliwe'. Po wyjściu dziewczynki ze szpitala rodzina się przeprowadza. Dotychczasowe śledztwo wykazało, że Marina została brutalnie pobita w pierwszych dniach sierpnia, potem wepchnięta do piwnicy. Po kilku godzinach matka znalazła ją martwą. Oboje z mężem postanowili ukryć zwłoki w zamrażalniku. Po kilkunastu dniach ojciec Mariny włożył jej ciało do niewielkiego kontenera i zalał betonem. Zapytani, dlaczego zabili swoją córkę, odpowiedzieli: 'Bo wciąż była głodna'.
'Mało kto jest w stanie uwierzyć w tak straszliwe okrucieństwo. A kiedy nie możemy uwierzyć, to próbujemy tego nie widzieć, przekonujemy siebie, że informacje są mocno przesadzone. Tym tłumaczę brak reakcji ludzi na cierpienia Mariny, które doprowadziły do jej śmierci' - wyjaśnia prezes stowarzyszenia Głos Dziecka Martine Brousse. Specjaliści są zgodni, że podstawowym powodem maltretowania dzieci są problemy psychiczne rodziców, choć oczywiście problemy finansowe, konflikty między rodzicami wzmacniają brutalne zachowania wobec dzieci. Nieletnie ofiary można więc znaleźć zarówno wśród ludzi biednych, jak i bogatych. Doświadczenia członków stowarzyszeń opieki nad dziećmi maltretowanymi pokazują, że biedni najczęściej dzieci biją, a bogaci znęcają się psychicznie. W rodzinach dobrze sytuowanych zdarza się, że dzieci nie widują wcale rodziców, nie mają do nich dostępu, są razem z opiekunką umieszczane w innej części domu. Nikt we Francji nie wie, ile dzieci rocznie ginie z rąk swoich rodziców. Nikt nie prowadzi takich badań, jednak po odkryciu dramatu Mariny dziennik 'Le Parisien' przedstawił listę tegorocznych ofiar dziecięcych, z której wynika, że od początku roku zginęło 29 dzieci.
'W większości departamentów pokutuje myślenie, że przekazanie nam liczby ofiar będzie działało na szkodę miejscowej ludności, budowało jej zły wizerunek. Nie rozumieją, że uzyskanie takich informacji mogłoby w przyszłości pomóc w rozwiązaniu problemu przemocy w rodzinie' - dowodzi Nadege Severac, socjolog z Krajowego Obserwatorium Dziecka w Niebezpieczeństwie (ONED). Z danych organizacji wynika, że dzisiaj pomoc w ramach programu ochrony przed przemocą otrzymuje 280 tys. dzieci, ale nie wszystkie z nich są maltretowane. Dokładne obliczenie liczby ofiar maltretowania wymagałoby specjalnych badań. W 2007 roku ONED zaproponował ich sfinansowanie, ale nie znalazł się nikt chętny do ich przeprowadzenia. 'Takie badania wymagałyby danych statystycznych i ogromnej wiedzy o zjawisku maltretowania, a to nie jest temat, który przyciąga uwagę' - dowodzi David Pioli, socjolog z Obserwatorium. W ubiegłym roku ONED opracował badania na temat placówek otwartych, w których można umieścić dziecko ofiarę przemocy. Niestety, niewielu z tych, którzy zajmują się dziećmi na co dzień, zainteresowały wyniki badań naukowców. 'Mamy kłopoty z nawiązaniem dialogu ze specjalistami z terenu. Dzielą nas doświadczenia, język i wykształcenie' - wyznaje Severac.
W efekcie mimo jasnej definicji, czym jest maltretowanie, brak jednolitych kryteriów jego oceny. Pracownicy socjalni, lekarze, policjanci, sędziowie rodzinni nie wiedzą, czy dziecko jest zagrożone, czy już stało się ofiarą przemocy. 'Ustalenie wspólnych kryteriów jest traktowane jako brak zaufania, a nie pomoc' - dowodzi Pioli. Wydawałoby się, że ślady pobicia, przypalone włosy, krwiaki na ciele nie powinny pozostawiać żadnych wątpliwości. A jednak. Zdaniem prezes stowarzyszenia Głos Dziecka nie ma jednolitego szkolenia na temat przemocy w rodzinie dla wszystkich tych, którzy mają kontakt z dziećmi.
Dla pielęgniarek szkolenie jest fakultatywne, a to one mają bezpośredni kontakt z dziećmi na oddziałach chirurgii, gdzie trafiają ciężko pobite. Podobnie policjanci, którzy zobowiązani prawem do nagrywania zeznań dzieci-ofiar przemocy nie rejestrują ich, bo albo brakuje sprzętu nagrywającego, albo jest zepsuty. Z kolei szkolenia dla pracowników socjalnych są traktowane na tyle mało poważnie, że nie zdają oni sobie sprawy, iż od nich zależy życie dziecka.
We Francji pracownik socjalny wysyła zawiadomienie, że chce złożyć wizytę rodzinie, i bardzo często zdarza się, że odmawia ona wpuszczenia go do domu. Bywa i tak, że podczas wizyty pracownika dziecko jest albo nieobecne, albo ukryte w innym pomieszczeniu. 'Od lat walczymy, żeby wizyty pracownika socjalnego były niezapowiedziane i aby był on zobowiązany do szukania kontaktu z dzieckiem, zamiast zadowalania się tłumaczeniem rodziców, że ono wyjechało na wakacje' - wyjaśnia Martine Brousse.
Każdy robi swoje Na ciele trzyletniego Enzo znaleziono liczne skaleczenia, ugryzienia, przypalenia papierosem, ślady duszenia. Zmarł powieszony przez ojczyma. Dwa tygodnie wcześniej został umieszczony w szpitalu z powodu uszkodzenia nogi tak, że nie mógł chodzić. Zostało wszczęte śledztwo po wysłaniu przez lekarzy zawiadomienia do sądu rodzinnego. Biegli nie znaleźli śladów pobicia wskazujących na maltretowanie chłopca. Enzo został oddany rodzinie. Prawo francuskie mówi, że sędzia ma zrobić wszystko, żeby dziecko wróciło jak najszybciej do rodziny. Istnieje bowiem przekonanie, że rodzina zastępcza czy placówka wychowawcza jest większym złem. 'W ten sposób lekceważy się się ryzyko ze strony rodziny' - wyjaśnia Séverine Euillet, psycholog z Krajowego Obserwatorium Dziecka w Niebezpieczeństwie. W krajach takich jak Wielka Brytania czy Kanada w przypadku podejrzenia o stosowanie przemocy wobec dziecka jest ono umieszczane w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczej na czas przeprowadzenia śledztwa. Ponadto nie ma współpracy między specjalistami. 'To jest nasza mentalność - każdy pracuje dla siebie' - dowodzi prezes stowarzyszenia Głos Dziecka.
Na jednym z interwencyjnych spotkań w sprawie pobitego dziecka żandarm wprost zarzucił pracownikowi socjalnemu, że odmawia mu udzielenia informacji o rodzinie. Powód - nikt nie chce się dzielić z nikim wynikami swojej pracy. Policjanci sobie, a pracownicy socjalni sobie. Zmianę tego sposobu działania miała przynieść ustawa z marca 2007 roku, która powołała do życia na terenie każdego departamentu zespół specjalistów złożony z lekarzy, psychologów, pracowników socjalnych, sędziów rodzinnych i policjantów. Ich zadaniem jest zebranie wszystkich informacji o sytuacji rodzinnej dziecka i zagrożeniach, które z niej dla niego wynikają, a następnie opracowanie sposobu postępowania. Celem autorów ustawy było także odciążenie sądów rodzinnych, do których trafiały wszystkie sprawy dotyczące ochrony dziecka, a nie zawsze wymagające interwencji sądu. Problem w tym, że takie zespoły powstały tylko w połowie departamentów. Zdaniem Brousse to nie jest problem braku funduszy, tylko braku woli politycznej, aby zmienić sytuację maltretowanych dzieci. 'Trzeba zmienić sposób formułowania celów polityki społecznej. W centrum uwagi musi pozostać dziecko, jego zdrowie i bezpieczeństwo, temu więc powinny być podporządkowane wszystkie nasze działania' - tłumaczy prezes stowarzyszenia Głos Dziecka.
Podobnego zdania są naukowcy z Krajowego Obserwatorium Dziecka w Niebezpieczeństwie, którzy również dostrzegają brak woli politycznej w kwestii skutecznego rozwiązania problemu przemocy w rodzinie. 'Rząd w sposób zdecydowany reaguje w przypadku pedofilii, bo tam jest ofiara i wyraźnie określony sprawca. W przypadku maltretowania dziecka w rodzinie sprawcą są jego rodzice. Trudniej więc jest ich napiętnować publicznie, a rozwiązanie problemu wymaga długotrwałego procesu' - dowodzi David Pioli, socjolog z ONED.
O braku woli politycznej mówi także rzecznik praw dziecka, którego stanowisko właśnie zostało zlikwidowane bez żadnych konsultacji społecznych i zapowiedzi. Jego dotychczasowe funkcje przejmie rzecznik praw człowieka, który zdaniem rządu ma większe uprawnienia, możliwości działania i budżet. Decyzja rządu wywołała falę protestów wśród członków stowarzyszeń i organizacji pozarządowych. 'Decyzja rządu po raz kolejny pokazuje, że w naszym kraju dziecko jest rzeczywiście lekceważone' - brzmi stanowisko przedstawicieli francuskiego UNICEF-u.
Źródło: Wysokie Obcasy