Znamy się od praktycznie od najmłodszych lat, a zeszliśmy się dopiero w momencie, gdy Ewa miała za sobą nieudane małżeństwo. Mimo, iż jesteśmy już kilka lat szczęśliwą rodziną, to ślub wciąż przed nami.
Z Ewą znamy się od zawsze. Moja babcia mieszka w tym samym bloku, w którym mieszkali jej rodzice, więc można powiedzieć, że nasza przyjaźń zaczęła się już w piaskownicy. Później przez wiele, wiele lat nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu.
Zanim zostaliśmy parą Ewa miała męża z którym się rozstała. Na szczęście nie okazałem się tym trzecim w jej związku. W momencie, w którym zaczęliśmy się spotykać tamta sprawa była już zakończona. Były mąż Ewy, nie przejmował się zbytnio ani nią, ani w ogóle życiem. Ich związek się wypalił i skończył. Z pierwszego małżeństwa pozostał syn – Grzegorz.
Pomimo ze Ewa była już po rozstaniu z mężem to wiodła raczej spokojne życie. Było tak aż do pewnego dnia gdy szykowałem się do urlopu i miałem troszkę wolnego czasu, żeby posiedzieć przy komputerze. Mieliśmy z bratem i bratową wyjechać na kilka dni nad morze ale samochód, który miał nas zawieźć zepsuł się i wyjazd się opóźniał. Moje niecierpliwe czekanie na długo planowany urlop urozmaicałem sobie buszując w internecie. Wtedy doszło do naszej pierwszej rozmowy na gadu-gadu. Można powiedzieć, że Ewa zaczepiła mnie jako pierwsza, od samego początku dobrze nam się rozmawiało. Z pozoru niewinna wymiana zdań skończyła się tym, że postanowiliśmy się spotkać.
Gdy zobaczyłem wtedy Ewę zostałem trafiony strzałą Amora i od razu wiedziałem, że ona jest tą jedyną, z którą chcę spędzić swoje życie. W Ewie urzekło mnie to, że jest otwartą i szczerą kobietą. Ani przez moment nie próbowała przede mną ukryć tego, że ma dziecko i nieudane małżeństwo za sobą. Z drugiej strony nie narzucała się z tym i nie użalała się nad sobą.
Może to dziwne, ale decyzję o tym, czy związać się z Ewą uzależniałem między innymi od tego, jak Grzesiek przyjmie ten fakt. Syn Ewy miał wtedy osiem lat. Na szczęście zaakceptował mnie jako partnera swojej mamy i bardzo się polubiliśmy. Zawsze może do mnie przyjść, porozmawiać jak z przyjacielem, jak z ojcem. Jego biologiczny ojciec nie zapewniał mu oparcia, chłopak nie miał komu się wygadać. Ode mnie to dostał i pewnie dlatego się dogadujemy.
Z Ewą mieszkam od kilku lat. Póki co nie mamy ślubu. To nam nie przeszkadza być szczęśliwą, kochającą się rodziną. Owocem naszej miłości jest Jędruś, który 2 kwietnia skończy dwa latka. Pomimo braku formalnego zalegalizowania naszego związku ciąża była bardzo przemyślaną decyzją, a nasze wspólne dziecko bardzo oczekiwane. Podczas ciąży Ewa miała cukrzycę ciążową i przez około pięć miesięcy była pod stałą opieką lekarzy. Na szczęście Jędruś urodził się zdrowy i silny, a mojej partnerce nie pozostał żaden ślad po ciąży.
Jędruś jest naszym oczkiem w głowie, ale nie znaczy to wcale, że Grześ jest w jakiś sposób pomijany, czy odtrącany. Syn Ewy nie buntował się, gdy czekaliśmy na Jędrusia. Na szczęście nie miał myśli o tym, że jak będziemy mieli wspólne dziecko z Ewą, to o nim zapomnimy. Nie myślał tak, bo nigdy nie dostał od nas powodu, żeby takie myśli mogły przetaczać się przez jego głowę. Obydwaj z Jędrusiem mają bardzo dobry kontakt. Bywa, że nie mogą być bez siebie. Grześ jest wspaniałym starszym bratem Jędrusia. Ich szczera radość sprawia, że wszyscy razem tworzymy wspaniałą, zakochaną w sobie rodzinę.
To, że moja partnerka jest rozwódką wcale nie wlewa we mnie wątpliwości, że nasz związek może nie być udany. Ufamy sobie w pełni i się kochamy. Wierzę, że nasza miłość przetrwa wszystko i będziemy żyli razem żyli w szczęściu. Pomimo naszej wzajemnej miłości decyzja o ślubie musi poczekać „na lepsze, aczkolwiek niezbyt odległe czasy”.
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl