Opublikowany przez: Isabelle 2011-02-21 18:10:06
Przełomem były moje 28 urodziny kiedy to poczułam, że mi kogoś brak.Niedługo po tym poznałam Roberta. Tą historię już znacie.Potem nastąpiło oczekiwanie na nasz ślub.
I to był moment w którym zapragnęłam wyjść za mąż:)
Robert przeprowadził się do mnie w czerwcu. Zamieszkaliśmy razem w moim panieńskim pokoiku. Wspólnie ustaliliśmy termin ślubu na 23 październik. Przedtem jednak 10 lipca odbyły się nasze zaręczyny. Uroczyste z udziałem obu naszych rodzin. My wolelibyśmy skromne - takie tylko nasze - ale nie chcieliśmy robić zawodu naszym rodzinom. I tak musieli już uszanować naszą decyzję o tym, że nie będzie hucznego weselicha na 100 par!
Nasz ślub w USC był piękny. Przynajmniej ja tak go pamiętam i jest On wiecznie żywy w mej pamięci! Były nasze rodziny, przyjaciele i współpracownicy. Był też mój Śp. szef za co go bardzo cenię...bo ludzi starej daty szanujących innych jest coraz mniej...
Ale zanim pojechaliśmy do USC...
...Ślub miał odbyć się o 13-tej. Na 10 miałam umówionego fryzjera więc wsiadłam do mojego maluszka i pojechałam. W salonie spędziłam troszkę czasu...a potem zachciało mi się jeszcze makijażu choć nie umawiałam się na to wcześniej...POjechałam zatem do innej miejscowości do poleconej osoby która akurat miała wolny czas! Tam spędziłam kolejne relaksujące chwile...
...A tymczasem w domu trwały gorączkowe przygotowania do uroczystości - wiem to z opowiadań! Prasowanie, ubieranie...około 12 mój Śp.Tesć zaczął dziwnie się kręcić koło bramy wjazdowej a mój ojciec co chwilę wyglądał z balkonu... Kogo tak wyglądali? - panny młodej czyli mnie;) W końcu o 12.30 Teść powiedział ponoć mojemu mężowi "Ona nie przyjedzie - ślubu nie będzie!"
A ja... Spokojnie o 12.30 wychodziłam od makijażystki! Spokojnie dojechałam do domu a tam przywitał mnie cały komitet! Aż poczułam jak wszyscy odetchnęli z ulgą - łącznie z moim przyszłym mężem - bo zdaje się, że Teść zdążył zasiać w nim ziarno niepewności;)
Potem były te piękne chwile. Sala USC, przysięga, rodzina, życzenia, przyjaciele, szampan...Wszystko to nadal jest żywe w moich wspomnieniach. Mamy piękny album z tej uroczystości i często wracam do tych zdjęć:) Poprawia mi to sampoczucie bo to były piękne chwile w moim życiu!
Po tej uroczystości udaliśmy się na obiad do restauracji. A po obiedzie serwowaliśmy kawę i ciasto w domu. Na tym impreza się nie skończyła bo śpiewy i radość trwały do późnych godzin wieczornych.
Pamiętam, że chcieliśmy się bardzo pobrać by mówiono o nas - oni są małżeństwem. Kochają się i należą do siebie. Obydwoje mieliśmy dość samotności. I to, że spotkaliśmy siebie to cud. Następny cud stał się w roku 2006 kiedy to narodził się nam Michałek.
Po narodzinach Michałka wzięliśmy ślub kościelny. Razem z chrztem:) Po ceremonii zaślubin ksiądz zapytał "A gdzie dziecko";) Byliśmy tak oszołomieni naszym ślubem, że o mało nie zapomnieiśmy o chrzcie:)))) Oczywiście dziecko się od razu odnalazło:) I odtąd data naszego ślubu kościelnego jest taka sama jak data chrztu Michasia:)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Loana 2011.02.25 10:13
Czyli na miłość nigdy nie jest za późno... Z serca gratuluję Państwu!
Mama Julki 2011.02.23 20:37
I to jest dowód na teorię o dwóch połówkach - każdy z nas ma gdzieś tam swoją połowę, bez której życie nie jest tak barwne i piękne, jak mogłoby być... Dlatego warto szukać - tak, jak zrobiliście to Wy Iza!:)
Ania_29 2011.02.23 18:56
Fajna historia :) Bardzo sympatyczna z Was para :)) Pozdrawiam cieplutko
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.