Opublikowany przez: Kasia P. 2015-05-25 13:09:30
Są w naszym domu dozwolone i niedozwolone sposoby okazywania emocji, ale same emocje? Przygarniamy wszystkie!
Nagle dostałam rykoszetem tego mojego super akceptującego, mega przyzwalającego i hiper rozumiejącego sposobu bycia. Tyle w naszym domu przyzwolenia dla niewygodnych uczuć, że jak jakieś się pojawia – moja córka mówi o nim i tapla się w cielesnym odczuwaniu. Ale kiedy dzieje się coś fajnego, radosnego, powodującego śmiech – nie robimy z tym absolutnie nic. Bo co to za atrakcja te pozytywne emocje, co nie? Stworzyłam czteroletniego potworka, który pławi się w złości, a radość – phi! – czym jest radość?
Otworzyło mi to oczy! Przecież to oczywiste – jeśli będę wzmacniała uczucia pozytywne, to i moja Lady D. zacznie je również zauważać, a pewnie i gloryfikować. Zaczęłam więc od pogadanki podekscytowanym głosem o tym, jak to odczuwam w ciele radość. Nie było specjalnie odzewu. Napisałam w drugim rozdziale bajki o księżniczkach (Dolina siedmiu księżniczek, rozdział II, do przeczytania tutaj). Przeczytałam tekst wieczorem mojej córce – sprawiłam jej dużą przyjemność opowiadaniem o królewnie, ale śmiech i radość nie są chyba specjalnie nośnymi tematami, o czym telewizja publiczna i ta zupełnie nie publiczna wiedzą od dawna, zalewając nas wymiocinami werbalnymi i obrazowymi w każdym wydaniu wiadomości.
Byłyśmy w tym tygodniu na placu zabaw. Huśtawki skąpane w słońcu, miękka, zielona trawa, dzieci rozkosznie prawie rozbijające sobie głowy w jakiejś szalonej zabawie. Idylla. Pogadałam z koleżanką, moja córka pokręciła się gdzieś obok. Nagle błękit nieba dojrzał w granat muśnięty szarością. Nieruchome powietrze zaczęły rozdzierać huki grzmotów, a lekki, ciepły deszcz oczyścił plac zabaw z dzieci. Najpierw zaczęłyśmy biec w stronę domu, a właściwie Lady D. pedałować szybko na swoim rowerze. Zaraz jednak zwolniłam, rozłożyłam szeroko ręce, zwracając otwarte dłonie ku niebu. Zamknęłam oczy i podniosłam głowę, a deszcz obmywał moją twarz. Uśmiechnęłam się i to był taki prawdziwy uśmiech, którego nie możesz powstrzymać. Jak wtedy, kiedy twoje dziecko są naburmuszone, a ty robisz coś naprawdę zabawnego i widzisz, że ono ledwo powstrzymuje się od uśmiechu, choć jeszcze stara się być poważne. Ja właśnie wtedy, w tym deszczu przestałam powstrzymywać uśmiech. „Chce mi się śmiać! – mówiłam, przekrzykując grzmoty – Czuję to w brzuchu!”. I śmiałam się – czystym, perlistym, obmywanym przez wiosenny deszcz śmiechem. Przypomniałam sobie, że dziecku trzeba pokazywać, dawać świadectwo własnym przykładem, a nie zamęczać wykładami o szczęściu.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Dorota Lipińska 2015.05.27 12:11
Sama się dziwię, że czasem o tym zapominam :))
Dorota Lipińska 2015.05.27 12:10
Sama się dziwię, że czasem o tym zapominam :))
194.15.*.* 2015.05.27 12:06
Sama się dziwię, że zapominam o tym czasem :))
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.