Opublikowany przez: moniczka81 2011-01-30 01:34:35
Oto moja historia porodu :). Narodzin swojego dziecka nie mogłam się doczekać.... Sami dobrze wiecie, w końcu dzielnie znosiliście moje marudzenie przez kilka ładnych tygodni. Termin miałam na 21 października 2010, wiele osób uważało iż mogę przenosić ciążę. Ze względu na leki podtrzymujące. Ale ....
18 października o 3 w nocy zaczęłam czuć dziwne skurcze. Na początku nie zareagowałam, w końcu skurcze czułam od kilku dni. Pomyślałam że to fałszywy alarm i poszłam spać. Niestety ból nie ustępował, wręcz przeciwnie stawał się coraz silniejszy. Przy każdym następnym skurczu zerkałam na zegarek,były nieregularne choć dość mocne, i tak doczekałam do 5 rano. Widziałam jak tata jedzie do pracy i tak jakoś pomyślałam "Fajnie on pojechał, a jak zaczne rodzić to kto mnie do szpitala odwiezie???". Wziełam prysznic i położyłam się zrelaksowana. O 6 już nie było ciekawie, bolało bardzo (mam dość wysoki próg bólu). Pomyślałam że muszę zadzwonić do koleżanki (miała odwieźć mnie do szpitala), ale zważywszy na "wczesną" porę uznałam że poczekam jeszcze. I tak doczekałam godziny 8.
Zadzwoniłam. Oczywiście wiedziała już co i jak, także w miarę szybko przyjechała. Droga do szpitala, poza tym ze dłużyła mi się strasznie, była w nienajlepszym stanie. Ehh zachciało im się remontu S1.... Pomimo że Dąbrowa Górnicza wcale nie jest tak daleko, mnie się wydawało iż leży na drugim końcu kraju. Odczuwając jeden wielki skurcz dotarłam do szpitala.
"Dotoczyłam" się na porodówkę, tam po kilkunastu pytaniach, zrobiono mi KTG (które nic nie wykazało), założono wenflon, dano szpitalna koszulkę i... fasolkę. Akurat na tym długo nie pobyłam, dziecko było już w kanale rodnym. Pełne rowarcie dość szybko osiągnęłam. Przy następnym badaniu położna kazała się zrelaksować, tylko ciekawe jak?? Tak więc leżąc na łóżku w sali przedporodowej, z telefonem w ręce pisałam sms do znajomych tych wirtualnych i tych "realnych".
Muszę przyznać że skupiając się na pisaniu te skurcze nie były takie złe. Na chwile do pokoju zajrzał ordynator i zapytał co się dzieje, niewiele myśląc odpowiedziałam mu "Nic, ja tylko rodzę", uśmiechnął się i wyszedł. Równo o godzinie 12 odeszły mi wody. Był mały problem z łóżkiem do porodu, gdyż położna nie przypuszczała że tak szybko to będzie. Pielęgniarki w biegu szykowały łóżko. Szczerze nie wiem jak znalazłam się na nim.
Zaczęłam przeć 1..... widzę główkę wysuwającą się i słyszę głos lekarza że dam radę ....2.... położna kazała przestać przeć, dziecko miało owiniętą pempowinę wokół szyji...3... i jest moje słoneczko. Zdążyłam zauważyć jak "wyskakuje" ze mnie mała, troszkę niebieskawa istotka. Lekarz przeciął pempowinę, usłyszałam płacz, po chwili oznajmił że urodziłam sobie syna.
Położna natychmiast położyła dzieciątko na mojej piersi, a ono tak się przyglądało swojej mamie, przestał płakać. Nigdy nie zapomnę pierwszego widoku i jak słodko marszczył czułko i te ogromne oczka. Dosłownie za kilka chwil urodziłam łożysko. Oczywiście nie odmówiłam sobie komentarza : "O! to tak wygląda łożysko". Lekarz tylko uśmiechnął się i zszył mnie.
Dobrze pamiętam że na sali rodziła ze mną jeszcze jedna kobieta, bardzo się męczyła. Koło niej było chyba z 7 ludzi. Jedyne co mnie zdenerwowało to zakłady jakie robili lekarze i stażyści na porodówce" Która, pierwsza urodzi". Nie wiem kto wygrał. Dla mnie i tak nie miało to większego znaczenia. Byłam już mamą.
Po wszystkim przewieźli mnie na sale. Nie czułam zmęczenia, znowu wziełam telefon i tym razem wysyłałam informcję o moim Kubusiu...56 cm, 3550g, 9 w skali apgar. Tym moim szczęsciem chciałam się podzielić z wszystkimi, z Ciociami, Wujkami, Babciami Familijnymi. Mój największy życiowy sukces - Syn.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nadijka 2011.03.21 09:29
Genialny artykuł , gratuluję syneczka . :)
77.112.*.* 2011.02.02 14:32
gratulacje :) sliczny synus :) i pozdrowienia z okolic dabrowy gornuiczej :)
anusia 2011.02.01 20:58
świetna opowieść! gratuluję cudownego chłopczyka, dzielna mamusiu :)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.