Opublikowany przez: apis74 2011-09-16 16:02:34
Przy stoliku, w ogrodzie siedzi grupa ludzi. Najprawdopodobniej są to młode małżeństwa z kilkuletnimi dziećmi. Dzieciaki biegają po trawie, grają w piłkę, śmieją się. Jest bardzo przyjemna atmosfera tylko .. no właśnie jest małe ale. Dobry humor i wspaniała atmosfera ma swoje odzwierciedlenie w słownictwie tych młodych ludzi. Wulgaryzmy padają tak często, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przechodzi obok budki z piwem, czy obok jednorodzinnego domku.
Jest piękne sierpniowe przedpołudnie. Żar leje się z nieba, więc każdy jeśli tylko może otwiera drzwi i okna, aby zrobiło się trochę chłodniej wewnątrz domu. Młoda kobieta, matka czwórki dzieci, jest w domu z najmłodszą dwójką. Starsze dziewczynki bawią się na zewnątrz - w piaskownicy. I nagle przez otwarte okna, słychać taką ilość przekleństw, jakich „ucho nie słyszało”. Czy takie słowa powinny słyszeć kilkumiesięczne czy kilkuletnie dzieci? Czy takich słów powinna używać młoda matka?
Niestety rodzice dość często używają niecenzuralnego słownictwa w obecności dzieci. Czyżby nie zdawali sobie sprawy, iż nawet jeśli dziecko na nich nie patrzy i nie słucha, to ma na tyle podzielną uwagę, że rejestruje każde słowo, każdy ruch swoich rodziców?
Często bywa tak, że rodzice o czymś rozmawiają, a dziecko w tym czasie bawi się swoimi zabawkami. Teoretycznie tak jest zajęte zabawą, że nie zwraca uwagi na rozmowę dorosłych. Tylko, że po chwili okazuje się, iż dziecko wyjątkowo trafnym pytaniem, odpowiedzią czy chociażby komentarzem, uświadamia rodzicom, że bardzo dobrze wie czego dotyczyła rozmowa. Słysząc, ale nie słuchając, dzieci zapamiętują nie tylko treść rozmowy, ale również poszczególne słowa. A gdy te słowa są dla dziecka nowe, to wzbudzają wyjątkowe zainteresowanie i są bardzo dobrze zapamiętywane, przez takiego malucha.
Dlaczego rodzice przeklinają w obecności dzieci?
Może robią to z przyzwyczajenia? Przecież jeśli wulgaryzmy są przez rodziców używane podczas codziennego porozumiewania się, codziennej rozmowy, to wielką niedogodnością dla nich, byłoby mówienie, bez wstawiania - tak naprawdę niepotrzebnych - „ozdobników”. Musieliby wówczas myśleć co mówią, a nie wyrzucać tylko słów ze swojego „aparatu mowy” jakim są usta. A może lubią podkreślać swoją indywidualność, swoje poczucie humoru? Może chcą zaimponować towarzystwu siedzącemu obok? Może, nie wykluczam tego. Ale w taki sposób raczej nie zaimponują kilkuletniemu dziecku, dla którego rodzice, zawsze – cokolwiek by zrobili czy powiedzieli – będą wyjątkowymi osobami.
Niektórzy twierdzą, że gdy są mocno zdenerwowani, wypowiedzenie kilku wulgaryzmów przynosi im ulgę. Dziwne, ale może w kilku przypadkach się sprawdza. Jeśli matka, czy ojciec czują, że za chwilę „wybuchną”, to niech sobie przeklinają, ale w myśli lub szeptem – pod nosem. Głośne, a zwłaszcza słowne wyrażanie zdenerwowania, furii, wściekłości, stawia w złym świetle rodzica, który tak naprawdę nie jest w stanie poradzić sobie z sytuacją, w której się znalazł. Zamiast zamknąć oczy, policzyć do dziesięciu, rodzic krzyczy, używając niecenzuralnych słów, a tym samym straszy dziecko i uczy je … nowych słów. A później wstydzi się, gdy dziecko mówi tak, jak mówić nie powinno.
Ucząc dzieci samodzielności czy dbania o porządek trzeba kilka razy to samo powiedzieć, kilka razy pokazać. Spokój i cierpliwość w tym przypadku są bardzo ważne. Ale nie wszyscy rodzice wykazują się na tyle dużą cierpliwością i wyrozumiałością, aby nauczyć dziecko jakiejś nowej czynności. Gdy dziecko nie do końca rozumie, o co „w tym wszystkim chodzi” lub przez nieuwagę coś wyleje, rozedrze lub zniszczy, wówczas często rodzic zaczyna w bardziej dosadny sposób instruować dziecko, jak dana rzecz powinna być wykonana. Oprócz dosadniejszych słów i mocniejszego głosu, w nierzadkich przypadkach dochodzi również do szarpania dziecka. Taka „nauka” najczęściej kończy się jeszcze większym zdenerwowaniem dorosłego i płaczem dziecka.
I w końcu ostatnim powodem używania wulgaryzmów jest … zbyt mały zasób słownictwa jakim posługują się rodzice. W szkole nie byli „orłami” i teraz, gdy brakuje im jakiegoś słowa podczas rozmowy – wstawiają wulgaryzmy i przekleństwa. Może jest to jakaś metoda porozumiewania się, wyrażania swoich uczuć i emocji. Jednak według mnie działa bardzo destrukcyjnie. Dziecko zamiast poznawać nowe słowa, rozwijać się, zapamiętuje prostą zasadę – jeśli chcesz coś podkreślić lub powiedzieć, a nie wiesz jak – użyj odpowiedniego wulgaryzmu (w końcu jest ich tylko kilka i można je zapamiętać). Przecież, my rodzice, jak wiesz (i słyszysz) tak robimy i porozumiewamy się z rodziną, sąsiadami, znajomymi bez najmniejszego problemu.
Każdy rodzic powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jest osobą, którą dziecko naśladuje. To co rodzić robi i mówi, znajduje odzwierciedlenie w zachowaniu dziecka. Chyba żaden z rodziców nie chciałby słyszeć jak jego dziecko przeklina w miejscu publicznym. Nie chciałby być wzywany do przedszkola czy szkoły, z powodu nieodpowiedniego wyrażania się swojego dziecka. Aby temu zaradzić jest prosty sposób. Nie przeklinajmy drodzy rodzice w obecności dzieci. Nie używajmy brzydkich i niecenzuralnych wyrazów. Zacznijmy posługiwać się poprawną polszczyzną. Przecież język polski jest tak bogaty w słowa, określenia, wyrażenia.
Ładne zwracanie się do dziecka, przyniesie w przyszłości duże korzyści. Dziecko nie tylko będzie poprawnie mówić, ale będzie posiadało duży zasób słów i łatwiej poradzi sobie w przedszkolu i w szkole. Będzie bardziej komunikatywne.
Dlatego, przed wypowiedzeniem kolejnego wulgaryzmu w obecności dziecka, zastanówcie się choć przez jedną sekundę, czy Wam się to opłaca.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.