Opublikowany przez: Kasia P. 2016-06-13 14:52:04
Autor zdjęcia/źródło: pixabay @
Nie jest wcale łatwo być żoną i matką, to niezwykle odpowiedzialne, praco- i czasochłonne role. Jak już w nie wejdziesz, nie ma odwrotu – niby o to właśnie chodzi, o tę nieuchronność, o to „zawsze”, które są niewyczerpanym źródłem satysfakcji. Z drugiej strony – czasem chcesz zagrać zupełnie inną rolę, przestać być aktorką zaszufladkowaną. Chciałabyś czasem, aby życie obsadziło cię – choć na moment – w roli skrajnie różnej od tych codziennych. Chcesz być przez moment rajskim ptakiem, przybrać kolorowe pióropusze i sprawić, że świat uwierzy nawet nie tyle w twoją przemianę, co w fakt, że taka właśnie jesteś.
Dużo pisałam ostatnio o byciu singlem w innym mieście, o samorealizacji (ten temat powróci niebawem w kontekście naszych kompetencji!) właśnie dlatego, że chwilowo, przez kilka tygodni obsadzona byłam w nowej dla mnie roli – fascynującej i innej od wszystkiego, co znam. Wzięłam udział w organizacji festiwalu literackiego dla dzieci. To fantastyczna impreza promująca czytelnictwo. Jej inicjatorami są prawdziwi pasjonaci i z nimi właśnie miałam przyjemność przebywać na co dzień.
Tyle, że cała impreza trwała miesiąc i to uczyniło z niej już prawdziwy maraton po czterech miastach. Pracowałam od rana do wieczora, rodzinę widziałam w weekendy. Uderzające było za każdym razem zderzenie z rzeczywistością, kiedy mój mąż i córka wchodzili nagle z butami do mojego świetnie zorganizowanego (przez kilka ledwie dni bez nich) życia. Nagle nadawaliśmy na innych falach, z synchronizacja zajmowała z każdym tygodniem coraz więcej czasu. Jesteśmy jak orkiestra, której zabrakło przewodnictwa pierwszych skrzypiec, bo każde z nas chce być koncertmistrzem i grać po swojemu, nadając reszcie ton, narzucając linię melodyczną.
Jednocześnie będąc właśnie z dala od domu i moich najbliższych i ciesząc się swoją samotnością, odkrywając nowe okolice, oswajając nowe miejsca, wieczorem wracam do pustego mieszkania. I tam nie ma nic, żadnego życia. Wieczorem mam czas na spotkania towarzyskie, rano na ćwiczenia, a z każdym dniem uwiera to coraz bardziej. I przestaję mieć do kogo zadzwonić w ciągu dnia. Bo nie mam moim przyjaciołom nic konkretnego do powiedzenia. Po prostu samotnie mi, bo nie mogę zajrzeć do nich na kawę i zobaczyć znajomych twarzy. Po jakimś czasie proporcje między niezależnością i absolutną wolnością a poczuciem osamotnienia zmieniają się.
Wróciłam do domu rozsynchronizowana totalnie, ciężko mi odnaleźć się wśród powinności, obowiązków, małego człowieka pełnego oczekiwań i partnera narzucającego swoje zdanie (poprzez sam fakt, że się do mnie nieproszony odzywa). Ale tu właśnie gram najważniejsze życiowe role – dobrze czasem zrobić sobie przerwę, ale jeszcze lepiej – wrócić na scenę!
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Dorota Lipińska 2016.06.24 11:56
Dziękuję :) Ja chyba zawsze trochę tęsknię za nowym i w ogóle świetnie czuję się, "udając" trochę inne życie. Jestem jednak głęboko przekonana, że to właśnie dlatego, że w domu mam faceta, z którym jestem szczęśliwa i córkę, którą uwielbiam. Takie wieczne singlowanie, życie pracą i spotkaniami towarzyskimi byłyby puste, gdyby "tam, za rogiem" nie czekało na mnie prawdziwe życie...
Patrycja Sobolewska 2016.06.21 08:09
kolejny swietny tekst :)
Stokrotka 2016.06.20 20:24
Dobrze, ale chyba nie za długo.. bo w pewnym momencie człowiek nie wie czy jeszcze tęskni za starym czy jeszcze tego nowego chce..
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.