Opublikowany przez: monika.g 2017-07-07 12:47:01
Autor zdjęcia/źródło: v.ivash / Freepik, facebook/Wyrwane z kontekstu
Nie dajmy się tak traktować, bo przecież mamy swoje prawa. Każda rodząca według Standardów Opieki Okołoporodowej ma prawo do decydowania w jaki sposób i w jakich warunkach będzie rodzić. Tak jest w teorii, jednak w praktyce wszystko wygląda zupełnie inaczej. Często piękny plan porodu, a nawet wskazania medyczne są ignorowane przez personel asystujący przy porodzie, który zawsze wie lepiej od nas co jest dla nas dobre, a co nie. Tak właśnie została potraktowana 31-letnia blogerka z mięśniakiem macicy w szpitalu, który sama sobie wybrała, bo uważała go za najlepszy. Niestety bardzo się rozczarowała, gdy dotarła do niego z silnymi skurczami i skierowaniem na cesarskie cięcie.
Pani Joanna od lat chorowała na mięśniaka macicy, który w wielu przypadkach zupełnie uniemożliwia, a z całą pewnością znacznie komplikuje zajście w ciążę oraz jej donoszenie i naturalny poród. Jak sama pisze na swoim blogu Wyrwane z kontekstu: „Na dziecko decydowałam się świadomie, ale i pod presją czasu. Ponad pięć lat temu zdiagnozowano u mnie mięśniaka macicy. Niby nic poważnego, a jednak ułożony tak, że usunąć się go nie da. Chyba, że z całą macicą. […] W styczniu zeszłego roku usłyszałam więc, że ciąża albo już, albo wcale. Z tym, że trudno może być zajść, a jeszcze trudniej utrzymać.”
W ciążę udało się zajść dość szybko, bo po 2 miesiącach starań. W czasie jej trwania wynikło kilka komplikacji, które razem z mięśniakiem oraz predyspozycją psychiczną do silnej reakcji na lęk poskutkowały nawet dwoma wskazaniami do cesarskiego cięcia. Poród zaczął się jednak o 3 dni wcześniej, przed wyznaczoną na 4 kwietnia datą operacji. Gdy pani Joanna dotarła do szpitala na swoją prośbę o cesarkę i wskazaniami lekarskimi usłyszała taką odpowiedź:
"Wskazanie do cesarki? Jakie wskazanie do cesarki! Pani nie gada ciągle o tym mięśniaku, pani akurat wie, co tam pani ma! Ja pani powiem, co pani jest. Pani jest wygodna i sobie wymyśliła, że my to dziecko za panią urodzimy. A to się tak nie da."
- napisała na swoim profilu społecznościowym Wyrwane z kontekstu podsumowanie słów lekarki, która na USG nie mogła znaleźć tętniaka, więc stwierdziła, że mimo wskazań pacjentka ma rodzić naturalnie. Blogerka nie była na to zupełnie przygotowana, bo przecież od początku ciąży nastawiano ją na cesarkę, bez żadnej możliwości porodu siłami natury.
Po kilku godzinach oczekiwania na salę operacyjną, która rzekomo była zajęta i odwlekania zabiegu oraz zarządzenia przez lekarz nadzorującą porodu naturalnego rodząca była już tak zbolała i cierpiąca, że nie wiedziała co się z nią dzieje. To jej partner wywalczył w końcu zabieg, który od wejścia do szpitala był obiecywany i odwlekany. Personel medyczny z wielką łaską podjął się przeniesienia kobiety na salę operacyjną i na każdym kroku dawał jej odczuć, że jest uciążliwą i pretensjonalną pacjentką. Położne i pielęgniarki zamiast wsparcia okazały pogardę i kpiły z trzęsących się rąk rodzącej, która ledwo podpisała się pod zgodą na operację oraz jej nieudolnego przechodzenia na drugie łóżko podczas silnego skurczu.
W czasie zabiegu okazało się, że mięśniak znajduje się w dolnej części macicy, tak jak to było określone przez lekarza nadzorującego ciążę pani Joanny w dokumentacji medycznej przedstawionej przez nią wcześniej operującej ją lekarce. Przez takie położenie mógł stanowić przeszkodę w porodzie naturalnym.
Na koniec ta właśnie lekarka tak podsumowała całą sprawę: „Pani myśli, że jest po wszystkim? To teraz pani zobaczy, jak będzie pani z tym brzuchem fajnie. A później pozdrowi pani od nas swojego doktora.”
„Naprawdę, wiele jestem w stanie zrozumieć. Przepracowanie, stres, frustrację. Ale nigdy nie zrozumiem sadyzmu. Chamstwa. Braku szacunku dla drugiego człowieka. Nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, w której można było wyrządzić mi większą krzywdę. Od tamtych ludzi zależało życie moje i mojego długo wyczekiwanego dziecka.” - tak podsumowuje swój traumatyczny poród blogerka.
Naturalnym jest strach przed porodem, który odbywa się w ogromnym bólu i cierpieniu powodowanym przez silne skurcze. Poród to niewyobrażalny wysiłek jaki musi znieść każda rodząca kobieta, a zarazem najcudowniejsze przeżycie, podczas którego rodzi się tak długo oczekiwane dziecko.
Zadaniem personelu towarzyszącego jej w tak ważnym momencie jej życia jest zadbanie o bezpieczeństwo zarówno mamy i jak dziecka, wsparcie oraz pomoc jakiej w danej chwili oboje potrzebują. Personel medyczny jest w szpitalu po to, aby służyć pacjentom, jak więc można usprawiedliwić brak jakiegokolwiek zrozumienia, kpiny i sarkazm lekarza i pielęgniarek? Nie da się, bo takie zachowanie jest niedopuszczalne i nie powinno w ogóle mieć miejsca. Dlatego pani Joanna postanowiła całą sprawę nagłośnić i po trzech miesiącach od porodu opublikowała na swoim blogu przytoczony wpis.
Wiele kobiet ma podobne doświadczenia, o których zwykle chce zapomnieć i przemilcza je. Pani Joanna przekonuje, że milczenie jest po prostu zgodą kobiet na takie traktowanie, a na to nie możemy pozwolić. Tym tekstem chce przestrzec inne rodzące, aby będąc świadome, że mogą być tak potraktowane, jak najlepiej uniknęły podobnych do jej doświadczeń. Chce również być wsparciem dla tych matek, które przeszły przez podobną traumę porodu. Pod wpisem na blogu pojawiło się mnóstwo komentarzy, a wpis jest szeroko udostępniany w mediach społecznościowych. Mamy nadzieję, razem z panią Joanną, że taki rozgłos wpłynie na lekarzy i cały personel medyczny, który zmieni swoje postępowanie i będzie godnie traktował każdą swoją pacjentkę.
Co myślisz o tej sytuacji? Jak wyglądał Twój poród? Miałaś podobne doświadczenia?
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.