Opublikowany przez: ULA
Wracałam z zajęć w innym mieście,był późny wieczór.Pociąg przyjechał z opóźnieniem i w głowie miałam tylko jedną myśl:przez ten durny pociąg nie zdążę na ostatni autobus do domu. Więc biegiem,na skróty,przez park.Najgłupsza decyzja jaką w życiu podjęłam.
Wyszedł nie wiadomo skąd,wysoki i ubrany na ciemno.W zielonych rękawiczkach..zieleń tych rękawiczek śni mi się po nocach.To one mnie złapały,dusiły,zakrywały usta i zrywały ze mnie ubranie... Po wszystkim leżałam przerażona i zastanawiałam się czy to wszystko wydarzyło się naprawdę i czy ja rzeczywiście nadal żyję... .
Nie chciałam wracać do domu,do chłopaka. Bałam się ruszyć, zrobić cokolwiek. W końcu zadzwoniłam po najlepszą przyjaciółkę, przyjechała po mnie i zabrała mnie do siebie. O wizycie na komisariacie nie chciałam słyszeć.Nie będę pisać tu o reakcji mojego chłopaka gdy Anka powiedziała mu o wszystkim. Koniec końców nie zostawił mnie choć ja głupia bałam się właśnie tego,myśląc że nawet jemu nie mogę już ufać.
Mijał czas a ja pogrążona w depresji,starałam się w miarę normalnie funkcjonować,choć do normalności było mi baaardzo daleko. Z tego wszystkiego nie zwróciłam uwagi na brak 2giej miesiączki z rzędu... .
Omdlenia, wymioty... wizyta u lekarza i szok: ciąża! Od razy przed oczami stanęła mi ciemna postać w zielonych rękawiczkach. Strach. Co ja zrobię, co będzie z moim związkiem. Co będzie z dzieckiem, czy będzie mi przypominać tamten dzień? czy będę w stanie je kochać? Przez kolejny miesiąc biłam się z myślami. ABORCJA. Tylko to siedziało mi w głowie. Ale wtedy poczułam pierwsze, delikatne ruchy dziecka.
I z dnia na dzień napełniałam się jakimś dziwnym ciepłem, miłością do tego malucha (choć wtedy nie potrafiłam jeszcze stwierdzić czy to miłość czy współczucie). I w końcu decyzja: choćby nie wiem co, urodzę to dziecko. Razem z chłopakiem ustaliliśmy że on uzna malucha jako swojego i nikt nigdy nie dowie się prawdy.
Tygodnie leciały,dzieciątko rosło a ja o dziwo odzyskiwałam chęci do zycia,choć nadal obawiałam się tego co będzie gdy maluch się urodzi.
Nagle kolejny cios.23 tydzień, dzień Wigilii Bożego narodzenia,wizyta u ginekologa.Podczas USG lekarz stwierdził że serduszko nie bije i mam stawić się w szpitalu... Płakałam przez całą drogę do domu. To było gorsze niż ten gwałt.teraz kiedy oswoiłam się z myślą że ono jest,okazuje się że zmarło. Teraz,kiedy już je pokochaliśmy.
Zamiast jeść wigilijną kolację ja leżałam zapłakana a Michał głaskał mój brzuch.I wtedy coś poczułam. jakby delikatny ruch. Kopniak. Myślałam ze wariuję,że czuję coś czego nie ma a czego pragnę.Ale nagle mały kopnął tak mocno ze poczuł to Michał. Jak szaleni pędziliśmy do szpitala żeby wszystko sprawdzić.Z badania usg wyszliśmy jako najszczęśliwsi udzie na świecie. Maluch żył i miał się dobrze.A lekarze nie wiedzieli jak wytłumaczyć wcześniejszą diagnozę.
A dla nas to był cud nie żadna pomyłka czy przypadek.Wróciliśmy do domu. Nie było kolacji wigilijnej ani śpiewania kolęd. A nasz dom,zamiast choinkowych lampek,rozświetlał blas tego Cudu.
Teraz córka ma 3 lata i kochamy ją bezgranicznie.Jest śliczną dziewczynką o urodzie aniołka :) i jest NASZĄ córką. Teraz czekamy na kolejny cud,Wojtusia który lada dzień będzie z nami.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
87.204.*.* 2015.01.21 23:10
Nie znam was, ale jestem z was dumna. Myślę, że córcia była dla was takim darem, sposobem na otrząśnięcie się z tej strasznej sytuacji. Dzięki temu mogliście zastąpić nieprzyjemne, przyjemnym. Wszystkiego dobrego! :)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.