Opublikowany przez: Kasia P.
Autor zdjęcia/źródło: Zaburzenia emocjonalne u dzieci @ Zaprojektowane przez Freepik
Zaburzenie, to jeszcze nie choroba, ale już problem. W przypadku zaburzeń mówimy o jednostkach, które znajdują się już w spisie zaburzeń, ICD lub DSM, zaburzeniami zajmują się psycholodzy kliniczni, często w ośrodkach zdrowia psychicznego. Stopień niżej mówimy o problemach emocjonalnych, ewentualnie o zaburzeniu normalnego funkcjonowania. O problemie powiedziałbym wtedy, kiedy emocje dziecka często nie pozwalają człowiekowi funkcjonować w świecie w sposób normalny i przyjemny. Dotyczy to ludzi w każdym wieku, tak samo dziecka. Jeśli człowiek nie jest w stanie spokojnie odkrywać świata, działać w nim, wtedy mówimy o problemach lub zaburzeniach. Kiedy mówię o problemie u dziecka? Wtedy, gdy np. dziecko tak bardzo się złości, że nie jest w stanie rozmawiać z rodzicami, nawiązywać relacji z rówieśnikami, brać udziału w zajęciach, które lubi. O problemach emocjonalnych mówimy także wtedy, gdy dziecko nie okazuje wybranych podstawowych emocji, np. smutku, strachu czy złości. Ma zablokowane emocje, które odkładają się gdzieś w środku. Przeżywanie tych emocji może powodować nieoptymalne dla dziecka reagowanie na niektóre sytuacje, np. dziecko tak bardzo blokuje smutek, że zaczyna reagować złością: wpada w szał, zaczyna bić, kopać i krzyczeć, albo odwrotnie, w momencie, w którym mogłoby się zezłościć reaguje płaczem i smutkiem. Mamy zatem dwie podstawowe sytuacje: 1) silne emocje utrudniające normalne funkcjonowanie, 2) wytłumione emocje powodujące nieadekwatne reakcje do danej sytuacji.
ZOBACZ: Najnowsze badania: Stres rodzica wpływa na zdrowie dziecka >>
To dobre, ale obszerne pytanie. Jest to niezwykle indywidualna kwestia. Z jednej strony mamy wrażliwość emocjonalną, która wynika z temperamentu i wrodzonego charakteru, z drugiej strony mamy historię życiową dziecka. W historii życiowej mamy cały wachlarz sytuacji, np. dzieci, które w pierwszym roku życia przeżywają chorobę związaną z bólem albo silnym dyskomfortem zwykle są bardziej przewrażliwione na punkcie krzywd, które je spotykają. Może to też wynikać z konkretnych (tzw. traumatycznych) wydarzeń, które są na tyle silne, że mózg dziecka nie jest w stanie ich sobie przyswoić, poukładać w taki sposób, żeby nie budziły silnych emocji. Wówczas mogą zostać stłumione lub wyparte, ale w następstwie może być tak, że podobne sytuacje wywołują u dziecka silne emocje. Tworzy się w ten sposób pewien mechanizm reagowania. Przyczyn zaburzeń emocjonalnych jest mnóstwo: od sytuacji traumatycznych, pojedynczych wydarzeń, przez sytuacje relacyjne, czyli zaburzenia więzi, aż po dość często spotykane problemy z integracją sensoryczną.
To dość powszechny przypadek. Ciało dziecka, które ma problemy z integracją sensoryczną odbiera pewne zdarzenia dużo słabiej, albo zbyt mocno. Zdarza się, że dzieci są wtedy bardzo napięte albo bardzo zmęczone. Przeciążony w ten sposób układ nerwowy utrudnia kontrolę reakcji na emocje i te reakcje są czasem bardzo silne – nieadekwatne do sytuacji. Dość często odsyłam rodziców do terapeuty integracji sensorycznej. Podam typowy przykład: rodzice przychodzą i mówią, że ich dziecko wszystkich bije. Z kolei ja na obserwacji widzę, że dziecko ani się i nie złości, ani nie smuci. Widzę za to coś innego. Widzę, jak podchodzi do dzieci i bardzo mocno je ściska. Następnie w zabawie bieganej wpada na dzieci, lubi się bardzo na nich kłaść. Jest to jednak zabawa, nie ma tam ani złości ani smutku. Widzę więc, że dziecko potrzebuje mocnego dotyku. Po tym mogę przypuszczać, że prawdopodobnie dziecko ma problemy z czuciem głębokim. Dziecko tak mocno wszystkich ściska, ponieważ samo chce być tak mocno dotykane. Robi po prostu to, co lubi. Jest to akt przyjaźni. Tymczasem panie w przedszkolu mówią, że malec wszystkich dusi i kierują rodziców do mnie. W takich przypadkach polecam diagnozę integracji sensorycznej.
Dość często stoją za tym różne ekrany, od smartfona po telewizor. Powiedziałbym, że to nagminny problem. Zdarza mi się „leczyć” emocje dzieci przez wyłączanie im tych ekranów. Układy nerwowe naszych dzieci są jeszcze bardzo młode i, co za tym idzie, bardzo podatne na bodźce. Pozostawienie dzieci przedszkolnych przez godzinę dziennie przed jakimkolwiek ekranem powoduje, że dzieciaki są przeciążone i dużo szybciej tracą kontrolę nad swoimi emocjami i reakcjami na nie.
Wątek robienia przez dziecka na złość jest bardzo ciekawy. Rodzice często mylą tak zachowania dzieci młodszych w wieku mniej więcej 2-3 lat. Czasami rodzic jest smutny albo zły. Wtedy dziecko zaczyna się cieszyć, skakać, wirować i robić różne wygibasy. W takiej sytuacji rodzic może pomyśleć: „dziecko robi mi na złość. Widzi, że się źle czuje i się z tego cieszy.” Natomiast z perspektywy dziecka sytuacja ma się zupełnie inaczej. Dziecko widząc rodzica i jego emocje chce je sprowadzić do tych emocji, które pokazuje swoim zachowaniem, mówi: „słuchaj, nie złość się teraz tylko raduj się ze mną”. Dziecko w takiej chwili czuje, że wspiera rodzica. Dziecko nie rozumie, dlaczego rodzic się smuci, więc próbuje wciągnąć rodzica w sferę pozytywnych emocji.
O emocje warto zatroszczyć się wtedy, kiedy dziecko wyjątkowo często traci kontrolę nad własnym zachowaniem. Wyjątkowo często – to nie znaczy raz na dwa dni, ani wtedy, gdy dziecko czasem się boi czy smuci. Nie jest niczym niezwykłym, że w sytuacji trudnej dziecko reaguje emocjonalnie, zwłaszcza jeśli jest to dziecko w wieku przedszkolnym lub młodszym, ale jeżeli jest tak, że tych sytuacji jest tak dużo, że nie ma już przestrzeni na normalne funkcjonowanie, to wtedy zachęcałbym by zająć się tematem. Sytuacja może stać się alarmująca, gdy dziecko dziesięć razy dziennie kogoś uderzy. Albo gdy przestanie wchodzić w jakąkolwiek aktywność, ponieważ boi się, ale nie wiadomo czego, albo też gdy przeżywa smutek i cały czas, co by się nie działo, ono jest smutne. Niepokojące są wyjątkowo silne emocje, gdy utrzymują się długi czas.
Warto sobie zrobić mapę emocji u dziecka i sprawdzić, co tak naprawdę się u niego dzieje. Co sprawia, że ono przeżywa sytuacje właśnie w ten sposób, a nie inny? Można taką mapę emocjonalną zrobić samemu, albo można to zrobić z pomocą psychologa.
Często zaczynamy właśnie od mapy emocjonalnej. Przychodzi do mnie rodzic i próbuję od niego otrzymać informacje na temat tego, co się działo w rodzinie w ostatnim czasie, co się działo w przeszłości. Dzięki temu wiem, na co dziecko może być bardziej podatne. Następnie poszukujemy odpowiedzi na pytania: dlaczego to dziecko się złości bądź wyjątkowo smuci, bądź boi.
Zwykle rodzice bardziej troszczą się o złość, bo złość jest częściej destrukcyjna. W drugiej kolejności martwią się o lęk, bo lęk nie pozwala dzieciom robić różnych ciekawych rzeczy. Niestety w naszym systemie szkolnym bardzo często przychodzą do mnie rodzice dzieci w wieku 6-7 lat, którzy borykają się z nauczycielami poszukującymi swojego autorytetu w sposób agresywny, w sposób blokujący możliwości dzieci i wtedy też dzieci reagują bardzo emocjonalnie. To jest niestety duża grupa rodziców pierwszoklasistów, którzy przychodzą z takim problemem. Przy czym, moim zdaniem, ten problem nie leży po stronie pierwszoklasistów, tylko po stronie tego, w jaki sposób nauczyciele pojmują szkołę dla pierwszoklasistów i tego, w jakim stopniu ich podejście nie przystaje do tego, jacy emocjonalnie pierwszoklasiści rzeczywiście są.
Przykładem dla dorosłych jest zastosowanie skali Holmesa określającej stresujące sytuacje w oparciu o badania na osobach dorosłych. Ta skala pozwala zaobserwować, jak mocno stresujące sytuacje wpływają na człowieka, a także ile ich jest oraz jakie jest ich natężenie. Odnosząc do siebie skalę Holmesa dorosły człowiek widzi, czy dużo ma sytuacji stresowych i dzięki temu dostaje informację, jak bardzo na tę chwilę obciążony jest jego układ nerwowy.
Bardzo podobną, przy czym skala posiada wtedy inne tematy. Dzięki temu można zobaczyć co takiego się dzieje w życiu dziecka, że jest mu trudno. Zwróciłbym uwagę na duże zmiany, np. kiedy dziecko równocześnie ma przeprowadzkę, urodziny braciszka i pójście do przedszkola. Wtedy murowane jest, że to dziecko będzie przeciążone emocjonalnie i będzie inaczej reagować. Moim zdaniem to też jest naturalne, że trzylatki, którym urodzi się rodzeństwo, nie chcą iść do przedszkola. Tak samo jest przecież u ojca tej rodziny, kiedy jego partnerka rodzi. Ojciec nie jest w pracy sobą. Nie ma ochoty być w pracy, tylko woli być blisko. Dziecko ma dokładnie tak samo, tylko kilka razy mocniej, bo czuje, że zagrożone jest jego bezpieczeństwo – rodzice zajmują się bardziej „rywalem” niż nim. Tworząc mapę emocjonalną dziecka najlepiej jest myśleć o tym, co się zmieniło i wyłapywać jak dużo takich punktów zmiany ostatnio w życiu dziecka zaszło: zmiany opiekunów, zmiany aktywności, np. nowe przedszkole, zmiany w domu, emocje rodzica (dzieci są niesamowitymi odbiornikami emocji). Jeżeli rodzic jest przeciążony emocjami, to dziecko też będzie to odczuwać. Do tej listy należy jeszcze dodać rzeczy nieprzewidywalne i wyjątkowe. Niestety tzw. rzeczą nieprzewidywalną są np. dzieci w otoczeniu i dlatego jest dla mnie ważne, żeby dzieci w przedszkolu nie miały zbyt wielu osób dookoła. Jeżeli grupa przedszkolaków liczy 25-30 dzieci i niektóre z nich tworzą dużo hałasu, to jest pewne, że układy nerwowe tych dzieci są przeciążone. Takie grupy dają zbyt dużo bodźców i trudno od dzieci oczekiwać znoszenia tego bez szwanku. Pamiętać należy też o czynnikach wyjątkowych, jak np. spotkanie z psem, problemy zdrowotne, problemy z jedzeniem, takie zwykłe rzeczy, które nas samych dorosłych też wyprowadzają z równowagi.
Problem psychiatryczny jest wtedy, kiedy mamy już zaburzenia mózgu, czyli pojawiają zaburzenia biologiczne albo gdy nie da się pomóc dziecku w sposób psychoterapeutyczny. Wtedy rzeczywiście kierujemy się do psychiatry, który wspiera terapię lekami. To jest sytuacja bardzo wyjątkowa i bardzo rzadko zdarza mi się odsyłać dzieci do psychiatry. Do takiej sytuacji kwalifikują się reakcje z bardzo wysokiego poziomu lęku. Szczególnie troszczyć należy się wtedy, że sytuacja staje się dla dziecka tak bardzo niewygodna, że nie pozwala mu poznawać świata, kiedy widzimy, że pojedyncze sytuacje są dla dziecka istotne, ale przeżywa je bardzo długo, traci rzeczy: nie potrafi zagrać w grę planszową z bratem, nie potrafi wyjść na spacer, przeżywać świata, tylko ciągle się czegoś boi. W momencie kiedy jest to trudne jest to moment reakcji na początku psychologicznej, a potem ewentualnie psychiatrycznej.
Gdybym miał odpowiedzieć prosto z mostu to odpowiedziałbym: tak, to twoja rodzicu wina. Niemniej na jednym wydechu powiem, że to jest normalne. Rodzice mają tysiące jak nie więcej sytuacji wychowawczych, muszą popełniać błędy – tak jak ja je popełniam jako rodzic. Złośliwie mówiąc, nawet jeśli ich nie popełnia to...też to jest błąd, bo nie pokazuje dzieciom, jak sobie radzić z porażkami! Często kołdra jest po prostu za krótka, zadbamy o kilka kierunków rozwoju, ale jakiś zaniedbamy. Do tego dochodzą sytuacje niezależne od rodziców, w których dziecko ma jakieś szkodliwe doświadczenie, które skutkuje problemem emocjonalnym. Ponadto dziecko obraca się w różnych grupach społecznych, przedszkole, szkoła, dalsza rodzina, niby rodzice też nad tym panują, do jakiej szkoły dziecko idzie, ale też trudno jest niektóre sytuacje przewidzieć.
To jest połączenie sytuacji, w której rodzic, po pierwsze, dba o własne potrzeby, bo jeżeli rodzic jest przeciążony, to ciężko będzie mu pracować z dzieckiem, czasem wiec trzeba powiedzieć „nie”: „nie będę się teraz z Tobą bawić”. Po drugie, rodzic bierze pod uwagę sytuacje, w których odgrywają rolę względy losowe, sytuacja finansowa etc. Po trzecie, jeśli rodzic już uwzględnia rzeczywistą sytuację i swoje potrzeby, to robi wszystko, co się da, żeby spełnić potrzeby dziecka. Nigdy nie da się tego zrobić w 100%, ale moim zdaniem odpowiedzialność rodzicielska polega na świadomym podejściu do tego co się dzieje z dzieckiem. Niestety obserwuję coraz częściej, że rodzice chcą mieć dzieci, ale bez żadnych kosztów, czyli myślą sobie, że po narodzeniu dziecka ich życie się nie zmieni. To dla mnie niesamowite, bo w świecie zwierząt jesteśmy jedynym gatunkiem, który świadomie decyduje na zaniedbywanie swoich młodych. To się u żadnych zwierząt po prostu nie dzieje. Człowiek też jest zwierzęciem i trzeba pamiętać: „Jeśli podejmujesz decyzję o posiadaniu potomstwa i chcesz wziąć za to odpowiedzialność – twoje życie się zmieni. Wykrój część swojego życia dla swojego dziecka”. Dlatego przed narodzeniem dziecka trzeba przeczytać umowę, pod którą jest drobnym drukiem napisane, ile trzeba poświęcić. Bardzo ważna jest zatem świadomość rodzicielska. Czy to jest rodziców wina, że z dzieckiem jest nie tak? Rzeczywiście tak jest, ale te błędy można naprawiać, by na swoje możliwości być rodzicem idealnym.
Za wywiad dziękujemy
Panu Jarkowi Żylińskiemu - psycholog, absolwent Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizacja psychologia wychowawcza stosowana. Pracował jako psychoedukator w Drabinie Rozwoju oraz był psychologiem szkolnym. Teraz pracuje nad nowym projektem - Mała Dolina, w której prowadzi zajęcia dla dzieci i rodziców. Ponadto nadal z wielką pasją wyjeżdża jako opiekun-psycholog na Obozy Twórczego Rozwoju z Animusem. Autor książki: "Miłość i wychowanie". Więcej ciekawych tematów psychologicznych porusza na swoim blogu >>
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.