Opublikowany przez: malenstwo_1986 2011-11-07 21:22:44
Każdy z pewnością marzy o domu, gdzie panuje rodzinna atmosfera i ma się oboje, kochających rodziców. Niestety niektórzy mogą o tym tylko pomarzyć. Rodziną patologiczną zdaniem J. Raczkowskiej, nazywamy „rodziny dysfunkcjonalne, które nie zaspokajają niezbędnych psychicznych i społecznych potrzeb swoich członków rodzin. Cechą charakterystyczną tych rodzin, jak podkreśla autorka jest występowanie wielu niekorzystnych czynników”.
Zaliczyć do nich należy rodziny rozbite, w których występują konflikty pomiędzy członkami. Nadużywa się alkoholu, popełniane są przestępstwa, uprawia się prostytucje. Występują poważne choroby i zaburzenia psychiczne a także złe warunki materialno – bytowe. Historia ta dotyczy pewnej dziewczynki, teraz już kobiety, która pomimo wielu przeszkód i złych doświadczeń z domu ma dziś swoją własną rodzinę. Jest szczęśliwym człowiekiem. Bo patologia to nie jest jednoznaczny wyrok, że życie będzie nieudane…
Ta historia nie zacznie się, jak w bajkach dawno, dawno temu… i żyli długo, i szczęśliwie. To był dom, w którym nie było alkoholu, narkotyków, awantur i przemocy fizycznej. Wraz z rodzicami mieszkała młoda dziewczyna. Miała 16 lat, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. W wieku 17-nastu lat urodziła dziecko. Poród przebiegał z niewielkimi komplikacjami a powiększyły się one w momencie gdy zatrzymała się akcja serca rodzącej dziewczyny, a dziecko utknęło w kanale rodnym. W efekcie, po długim i wyczerpującym porodzie zarówno rodzącą matkę, jak i dziecko udało się uratować.
Urodziła się dziewczynka, a poród do końca odbył się siłami natury. Po porodzie spędziła kilka dni w szpitalu, później wyszła z dzieckiem do domu. Po powrocie do domu dalej mieszkała z rodzicami. Opiekę nad noworodkiem postanowili, nieformalnie przejąć rodzice dziewczyny, czyli dziadkowie dziecka, ponieważ dziewczyna nie wykazywała, jakichkolwiek chęci w kierunku opieki nad dzieckiem. Nie mówiąc już o potrzebie macierzyństwa pojawiającej się wraz z narodzinami dziecka. Dziewczynce dano na imię Zuzia.
Tak Zuzia sobie rosła nieświadoma sytuacji, do momentu przedszkola. A właściwie już jego końcówki, bo była to zerówka. Nic nie wiedząc o swojej sytuacji, do kobiety, która się nią zajmowała zwracała się mamo, a do mężczyzny który żył z nimi tato. Natomiast matka Zuzi była tylko postacią epizodyczną – pojawiała się przy ważniejszych świętach, dla zachowania pozoru uczestniczenia w życiu Zuzi.
Po przedszkolu przyszedł, czas pójścia do szkoły, I klasa podstawówki. Zaprowadzała ją do szkoły i odbierała babcia, która podjęła się opieki nad Zuzią. Babcia zawsze chodziła na wywiadówki, na różne imprezy organizowane przez klasę Zuzi. Wyprawiała jej urodziny, zaprowadziła do I komunii świętej, później do bierzmowania. Jednym słowem starała się zapewnić jej rolę matki, babci, ojca w jednym. Podjęła kolejny trud wychowawczy – wychowanie drugiego „dziecka”. Udało się dziewczyna zrobiła maturę, poszła na studia, wyszła za mąż (mimo, że nie był to książę z bajki), założyła rodzinę. Mają dzieci. Miała wszystko, nowe ubrania, nowe książki, zeszyty, było co jeść, mnóstwo zabawek: lalki, misie to byli jej nieodłączni towarzysze, jeździła na ferie, kolonie, wakacje.
Dziś Zuzia pomimo patologicznej sytuacji, jaka panowała w rodzinie, dzięki dziadkom wyszła na ludzi. Ma męża ( nie jest to książę z bajki, ale porządny człowiek), mają także dzieci. Pewnie zastanawiacie się, jak mogę pisać o tym, że w takim domu panowała patologia. Otóż piszę o tym zupełnie świadoma i już tłumaczę. Patologia to nie tylko przemoc fizyczna, awantury, alkohol w domu. Patologia to także przemoc psychiczna.
I teraz niektórzy zaczną się zastanawiać, jaka przemoc psychiczna panowała w takim domu, w jakim mieszkała Zuzia? I tu też od razu tłumaczę. Zuzia miała wszystko pod względem materialnym ale nie miała nigdy jednej „rzeczy” – osoby najważniejszej w życiu, każdego człowieka Matki. Tak, jak pisałam pojawiała się ona w życiu dziewczynki sporadycznie, jak były jakieś imprezy i zawsze przynosiła prezenty: misie, lalki. Ale miś nie przytuli dziecka, nie powie „Kocham Cię i jestem przy tobie”, Lalka nie porozmawia, nie wysłucha, nie wytłumaczy problemu. Matka Zuzi, wyrządziła dziecku ogromna krzywdę emocjonalną.
Odbiło się to na rozwoju emocjonalnym dziecka. Za czasów dzieciństwa nikt nie nauczył jej kochać i wyrażać tego, co czuje się w danej chwili. Każdy problem pozostawał dla niej samej, od najmłodszych lat nie miał kto być drogowskazem życiowym, który pokazałby, że świat nie jest straszny a droga dzięki wsparciu najbliższej osoby jest prosta do przebycia.
Dlatego też podsumowując tą historię pragnę podkreślić, że patologia: - to nie tylko przemoc fizyczna, używki, -może powodować zaburzenia emocjonalne w dorosłym życiu, -powoduje iż dziecko staje się w pewnym sensie panem i władcą swojego życia (zamyka się w swoim świecie). Jest mniej odporne na zagrożenia świata zewnętrznego i jednocześnie musi walczyć o byt i przetrwanie. -to także ogromna trauma odciśnięta na psychice człowieka do końca jego życia, -ale nie jest to także wyrok wykluczający człowieka z życia społecznego i uniemożliwiający ułożenie sobie życia, jak porządny człowiek.
Brak matki to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić człowiekowi. Bo matka jest najważniejsza w życiu i nikt, ani nic nigdy nam jej nie zastąpi.
(imię głównej bohaterki zostało zmienione).
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
164.127.*.* 2015.06.28 19:08
Nie w pełni zgadzam się z redaktorką tegoż artykułu, otóż każdemu dziecku na tym świecie potrzebni są oboje rodzice, gdyż jak to można opisać obrazowo, każde z nas jest odpowiedzialne za inną sferę wychowawczą. Dziecko jest jak rzeka a my rodzice jak dwa jego brzegi. Brak któregoś z rodziców jest jak brak któregoś z brzegów, rzeka się wylewa i tworzy rozlewisko. Mama kocha bezgranicznie ( niezależnie od tego jak zachowa się dziecko), Tata jest odpowiedzialny za wychowanie w poczuciu odpowiedzialności za swoje czyny. Mówimy cały czas o rodzicach godnych swojego statusu i świadomych swojej roli. Dlatego powtarzam raz jeszcze my oboje jesteśmy nieodzowni w wychowywaniu dzieci . Podpisał "Tatulek"-jak mnie nazywa synek.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.