Poznali się na dyskotece. Po kilku miesiącach byli już małżeństwem, a wkrótce w ich domu zamiast miłości zaczęły dominować zazdrość i alkohol. Dziś znów wolna z nadzieją na normalność planuje wyjazd do stolicy. Poznaj historię Ani na Familie.pl.
Piotra poznałam dwanaście lat temu na dyskotece. Byłam wtedy młodą dziewczyną, miałam zaledwie osiemnaście lat. Podczas zabawy zaimponowało mi, że starszy chłopak się mną zainteresował. Zaczęliśmy rozmawiać i jeszcze tego samego wieczoru byliśmy parą. Nic specjalnego mnie w nim nie urzekło. Jako najstarsza z piątki rodzeństwa zawsze miałam dużo obowiązków i praktycznie żadnego dzieciństwa. Związek z Piotrem dał mi szansę na wyrwanie się z domu i rozpoczęcie samodzielnego życia.
Tak cieszyłam się wolnością i tym, że mam chłopaka, że kilka miesięcy później zaszłam w ciążę. Podjęliśmy więc decyzję o ślubie. Moja rodzina nie akceptowała Piotra. Znajomi również nie bardzo go lubili. Było to spowodowane jego pociągiem do alkoholu. Ja wtedy chyba nie chciałam widzieć tego problemu, bo kochałam Piotra i wbrew rodzinie wyszłam za niego. Wkrótce potem urodził się nasz syn Maciek. Początek małżeństwa był pozytywny. Dogadywaliśmy się, nie było problemów z alkoholem. Być może było to spowodowane tym, że przez jakiś czas mieszkaliśmy u moich rodziców. Kłopoty ze znalezieniem pracy sprawiły, że zostawiliśmy naszą małą miejscowość i przenieśliśmy się do Białegostoku.
W międzyczasie urodził się nasz drugi syn – Kuba. Przyszedł na świat trzy lata po swoim starszym bracie. Mieszkaliśmy wtedy już w Białymstoku. Piotrek zawsze wracał z pracy po kilku głębszych. Początkowo pił piwo, później jednak nie tylko. Każda okazja była dobra, żeby napić się do upadłego. Z czasem zaczęłam dostrzegać problem, który moi rodzice sygnalizowali, zanim jeszcze zostałam żoną Piotra. Było jednak za późno, żeby cofnąć czas. Musiałam zmierzyć się z problemem mojego męża.
Po alkoholu Piotr był całkiem innym człowiekiem. Bawił się z dziećmi, miał dobry humor. Gdy jednak sobie nie wypił, dzieci wręcz mu przeszkadzały. Mój były mąż jest typem człowieka, który kładzie wypłatę na stół i nic więcej go w domu nie interesuje. Dzieci, jak były małe lubiły, gdy Piotr był po alkoholu. Bo tylko wtedy tak naprawdę miały ojca. Dla mnie to jednak był coraz większy problem, obok którego nie chciałam przejść obojętnie. Coraz częściej się kłóciliśmy. On twierdził, że nie jest chory. Uważał więc, że to ja jestem przewrażliwiona, bo nie pozwalam mu wypić kilku piw po ciężkim dniu pracy.
Na alkoholu jednak nasze problemy się nie kończyły. Piotr był o mnie chorobliwie zazdrosny. Ciągle podejrzewał mnie o romanse, kontrolował, wystawał przed pracą i pilnował, czy przypadkiem z kimś nie rozmawiam. Podejrzewał, że romansuję z klientami w sklepie, w którym pracowałam. Każde wyjście, nawet z dziećmi na spacer, albo na plac zabaw uważał za wyjście do kochanka. Nie docierały do niego żadne tłumaczenia.
Wytrzymałam z nim siedem lat. W końcu stwierdziłam: DOŚĆ! W nowy rok trzy lata temu powiedziałam Piotrowi, że jeśli nie zacznie się leczyć, koniec z nami. Był trzeźwy trzy tygodnie. Potem znów wszystko wróciło do normy. Nie zdecydowałam się jeszcze wtedy na rozwód, ponieważ wciąż tliła się we mnie iskierka nadziei na to, że Piotrek się opamięta i zobaczy, jaką krzywdę wyrządza swoim najbliższym. W międzyczasie dostał pracę w Anglii i pojechał. Uznaliśmy, że to dobry czas, żeby odpocząć od siebie i przemyśleć parę spraw.
Gdy ja tu w Polsce żyłam nadzieją, że Piotrek mimo wszystko się zmieni, on bawił się w najlepsze. Zawsze, gdy rozmawialiśmy mówił tak, jak by był pijany. W domu pojawiał się raz na trzy miesiące. Jego przyjazd zawsze wyglądał tak samo. Podjeżdżał samochód, wychodzili z niego ludzie, którzy wyciągali zataczającego się Piotra i prowadzili go do domu. Podczas jego dwutygodniowych pobytów ciągle się kłóciliśmy. Nawet dzieci widziały, że coś jest nie tak i stresowały się wizytami Piotra w domu.
Dwa lata jego emigracji utwierdziły mnie w przekonaniu, że dalsza walka nie ma sensu. Postanowiłam więc rozejść się z mężem. Nie protestował. Sprawa niedawno się zakończyła i od kilku tygodni znów jestem wolną kobietą.
O tym, że dobrze robię, decydując się na rozwód uświadomiły mi również dzieci. Chłopaki mówili, że jak tata jest w domu, to ciągle się kłócimy, a jak go nie ma, to mama się uśmiecha. Maciek jest już na tyle duży, że rozumie całą sytuację. Synowie nie przejęli się zbytnio rozwodem, bo Piotra praktycznie nie było z nami od dwóch lat. Gdy otrzymałam rozwód można powiedzieć, że mi ulżyło. W wieku trzydziestu lat znów stałam się wolną kobietą. Być może zaufam jeszcze jakiemuś mężczyźnie. Teraz jednak najważniejsze to zapomnieć o tym co było i zacząć normalnie żyć. Żeby do końca uwolnić się od przeszłości za kilka miesięcy wyprowadzam się pod Warszawę. Czy uda mi się tam znaleźć normalne życie? Zobaczymy…
wysłuchał:
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl
*imiona bohaterów i nazwy miejscowości zostały zmienione