Opublikowany przez: ULA 2013-10-30 10:54:25
Nagle wszystko straciło sens, to co robiłam, moje sprawy, przyjemności stały się bezwartościowe. Nic nie sprawiało radości pustka. 'Narodziło' się Nowe Życie, byłam w stanie błogosławionym. Nie mogłam w to uwierzyć, poczułam się kimś wyjątkowym, kimś komu Bóg ofiarował największy Skarb, chciałam żeby cały świat dowiedział się jak najszybciej o moim szczęściu.
Oczywiście był też moment niepewności, czy dam radę, czy będę dobrą matką, czy wszystko będzie w porządku? Potem zaczęłam bardzo dbać o siebie, jak nigdy dotąd, dobrze się odżywiać, dużo odpoczywać, itd. Nie obeszło się bez typowych dolegliwości związanych z ciążą, ale tym się nie przejmowałam. Dla mojej Istotki najukochańszej na świeci byłam w stanie znieść wszystko.
Złagodniałam, dużo się śmiałam, weszłam w staneuforii. Czasami nocą zakradały się smutki i strachy o zdrowie Dzieciątka. Aż wreszcie nadeszła ta upragniona chwila ? wydałam na świat maleńkiego, bezbronnego i uroczego Chłopczyka. I nagle stało się coś dziwnego, czego nie jestem w stanie właściwie opisać, to tak jakby moje serce przepołowiło się i jedna połówka wypełniła się nieziemskim szczęściem (nareszcie wszystko się udało, mój Cud jest ze mną cały i zdrowy) ? a w drugiej był żal, bo w jednej chwili stałam się taka pusta, aż bezwartościowa.
To było doznanie, które do tej pory mnie zadziwia. Płakałam ze szczęścia i ze smutku. Najważniejsze, że ten ostatni szybko minął kiedy mój Cudowny Syneczek leżał już na moim brzuchu i mogłam Go tulić. Ta pusta połówka wypełniała się wartością, siłą i wszystkim co najlepsze za dwoje. W domu na nasze szczęście czekał już tylko ból, strach i łzy. Zaczęły się kłopoty z pokarmem, moje Maleństwo płakało dzień i noc a ja 'mama' byłam bezradna. I kiedy okazało się, że moje Dziecko, o które tak bardzo dbałam przed narodzeniem, musi iść do szpitala, to chyba przestałam wtedy żyć. Na szczęście to nie było nic poważnego i dzisiaj z perspektywy czasu ( po dwudziestu miesiącach ) patrzę na te wydarzenia zupełnie inaczej.
Dziękuję Bogu z całego serca za zdrowego, mądrego i ślicznego Synka. Ale wtedy - w dwa tygodnie po porodzie umierałam z rozpaczy. Pomimo tego, że byłam cały czas przy Nim, czułam jakby chciano brutalnie rozszarpać pępowinę, której nie dało się przeciąć. Pielęgnowanie mojego Dziecka nie dawało radości w tym obcym środowisku, próby karmienia przygnębiały jeszcze bardziej, a noce nas rozdzielały.
Spędzałam je w innym pomieszczeniu i nie mogłam przytulać mojego nowonarodzonego Synka, patrzeć jak śpi snem Aniołka. Walczyłam o pokarm więc rozsądek nakazywał dbać o siebie, odpoczywać, jeść coś, czego nie czułam smaku ani zapachu. Tylko ból. Kiedyś na jedną noc zostałam odesłana do domu, a w nim puste łóżeczko, zapach pieluszek, moje ?zdradliwe piersi, które nabrzmiały od zaledwie kilku kropel mleka. Rozpacz była tak szalona, że rozrywała mnie na kawałki ..., a przecież to tylko jedna noc, to tylko półtora tygodnia, to tylko drobne zakażenie bakterią.
Nie chcę myśleć co stałoby się ze mną gdyby sprawy wyglądały inaczej, poważniej ... Kiedy skończył się już cały ten koszmar, nadeszły uroki normalnego, codziennego macierzyństwa, którymi mogłam się wreszcie cieszyć: zupki, pieluszki, spacery, płacz, smutek i ogromna, ogromna radość. Radość ze zdrowia Synka, z prawidłowego rozwoju, z kolejnych osiągnięć, które za każdym razem wydają się być czymś niesamowitym, jakby miały dotyczyć wyłącznie mojego Dziecka.
Chwile tak ulotne, mogące się już nigdy nie powtórzyć pierwszy uśmiech, trzymanie główki, siadanie, raczkowanie, pierwszy ząbek wyrzynający się w bólu i łzach, pierwszy krok, aż wreszcie pierwsze słowo! To słowo wydobywające się ze słodziutkich usteczek, więc słodkie, zalewające słody-
czą, ciepłem i przekonaniem, że warto było, warto jest i warto będzie ...
MAMA!!! Warto tak kochać bezgranicznie, warto nie przespać nocy, nie mieć czasu na ładny wygląd, na posprzątanie mieszkania, na ugotowanie obiadu. Warto zrezygnować z pracy, z towarzystwa, z kawiarni, kina, a i książki czasami. Po to, by ten czas przeznaczyć na bliskość, na dawanie siebie ( mówienie, opowiadanie, czytanie, śpiewanie, upominanie, tłumaczenie, bawienie się i od
nowa mówienie...). Na kształtowanie przepięknej Cząsteczkinas samych, która kiedyś jako Częśćpójdzie swoją drogą.
My godząc się na tę kolej rzeczy, będziemy odbierać wszystko to, co daliśmy dziś naszej maleńkiej 'Cząsteczce'. Warto..., ponieważ to jest najważniejsze i najprawdziwsze uczucie na świecie, jedyne, które naprawdę istnieje i nigdy się nie kończy ? Miłość Matki do Dziecka. I tak do dnia dzisiejszego: radość i smutek, śmiech i łzy, zadowolenie i niepewność i strach, strach, strach o każdy katarek, o upadek, o moje błędy, o złych ludzi, o niebezpieczeństwa tego świata, o moją bezradność, o ...!!!
Ale kiedy przytulam i całuję mojego Syneczka, kiedy słyszę Jego szczebiotanie i kiedy woła MAMA to cały świat wiruje z nami i wszystkie strachy zgniatamy w tańcu, zabijamy śmiechem i NASZĄ MIŁOŚCIĄ
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.