Opublikowany przez: ULA 2012-03-23 13:41:19
Polscy pacjenci, cierpiący na zespół pęcherza nadreaktywnego, aby skorzystać z leków refundowanych stosowanych w leczeniu tej choroby, muszą poddać się najpierw drogiemu i inwazyjnemu badaniu urodynamicznemu. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują czołowi polscy lekarze, którzy skierowali w tej sprawie list otwarty do Ministra Zdrowia. Obecnie państwo dofinansowuje zakup dwóch leków stosowanych w leczeniu zespołu pęcherza nadreaktywnego (overactive bladder - OAB). Charakteryzują się one wysoką skutecznością, dobrą tolerancją oraz bezpieczeństwem stosowania. Jednak zgodnie z polskimi przepisami, do nabycia refundowanych leków na OAB uprawnieni są jedynie pacjenci, którzy poddali się badaniu urodynamicznemu.
Koszt wykonania tego typu diagnostyki to wydatek rzędu 1000 zł (badanie jest w pełni refundowane przez NFZ) przy koszcie refundacji leków (limit na opakowanie) na poziomie kilkunastu – kilkudziesięciu zł miesięcznie w zależności od leku. Zdaniem sygnatariuszy listu, jest to nieuzasadnione ekonomicznie oraz medycznie, ze względu na swój inwazyjny charakter i nie stanowi standardu przy diagnostyce tej choroby.
- Według wytycznych międzynarodowych ekspertów, zajmujących się problemem diagnostyki i leczenia nietrzymania moczu, badanie urodynamiczne nie stanowi złotego standardu w diagnostyce pęcherza nadreaktywnego, a wręcz jest przeciwwskazane – tłumaczy prof. Tomasz Rechberger z II Katedry i Kliniki Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. - Przeprowadzenie wywiadu oraz wykonanie rekomendowanych badań pozwala z dużym prawdopodobieństwem na ustalenie, z jakiego rodzaju nietrzymaniem moczu mamy do czynienia – dodaje profesor.
Zastrzeżenie sygnatariuszy listu wzbudza też słaba dostępność placówek, w których można takie badanie wykonać (obecnie jest ich ok. 100 w całej Polsce*) oraz jakość badań. W chwili obecnej brak jest też certyfikatów potwierdzających posiadane umiejętności do ich wykonywania i odbycia odpowiedniego przeszkolenia. A umiejętność interpretacji wyników badania czy tez techniczne jego wykonanie ma kluczowe znaczenie, aby dobrze postawić diagnozę.
Choć na różne postaci nietrzymania moczu (NTM) choruje w Polsce około 4 mln osób, choroba ta postrzegana jest w potocznej opinii jako wstydliwa dolegliwość. Dotknięci nią ludzie nie zawsze wiedzą, że można i należy ją leczyć. Nietrzymanie moczu to choroba cywilizacyjna, na którą cierpi ok. 10 proc. populacji po trzydziestym roku życia Dotyczy ona zarówno kobiet jak i mężczyzn Wbrew powszechnie panującej opinii, choroba ta nie pojawia się wyłącznie u kobiet w starszym wieku, ale także kobiet w 3 i 4 dekadzie życia (odsetek chorych w wieku 30 – 39 lat wynosi 12 proc.).
W przypadku kobiet po 60 roku życia, nietrzymanie moczu występuje u połowy z nich. Jedną z przyczyn nietrzymania moczu u kobiet są zmiany anatomiczne w dnie macicy zachodzące w następstwie urazu porodowego. Zmiany te pogłębiają się jeszcze po okresie menopauzy, kiedy następuje dodatkowo zwiotczenie tkanki łącznej w obrębie miednicy mniejszej. Nietrzymaniu moczu sprzyjają liczne porody, przewlekłe zaparcia, otyłość, zaawansowany wiek. – Ponieważ nietrzymanie moczu nie boli i nie jest chorobą śmiertelną, wiele osób traktuje je raczej jako przykrą dolegliwość higieniczną. A NTM jest bardzo uciążliwą, najczęściej występującą chorobą przewlekłą u kobiet – mówi Anna Sarbak, Prezes Zarządu Głównego Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”.
NTM nieprawidłowo leczony lub nieleczony w ogóle powoduje wiele powikłań, zarówno somatycznych, jak i psychologicznych. – Nietrzymanie moczu bywa także objawem innej, znacznie poważniejszej choroby, np. onkologicznej. Z tego też powodu nie można jego objawów lekceważyć – dodaje Anna Sarbak.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.