Opublikowany przez: Kasia P. 2015-02-23 10:01:28
Nie przychodziła mi wtedy do głowy myśl, która byłaby nierealna: pojechać starym „ogórkiem” w podróż dookoła świata i zarabiać po drodze w lokalnych firmach – dlaczego nie; być prezeską wielkiej korpo – co mi stanie na przeszkodzie; nauczyć się sześciu języków w pięć lat – pestka!
Przestałam być nieśmiertelna, kiedy urodziłam moją córkę – jak gdybym w nią tchnęła życie, oddając nieskończoność mojego. Odkąd jestem mamą, robię co roku badania kontrolne, kiedy coś mi dolega zwracam się do specjalisty – staram się uważać na siebie, bo rozumiem i akceptuję własną słabość i śmiertelność. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że jestem nadal nastolatką – wiem już, że nie jestem (prawdziwe nastolatki mówią do mnie „proszę pani”) i zaczynam czuć się coraz bardziej komfortowo we własnej skórze, choć ona się zmienia. Patrzę z rozczuleniem na zmarszczki koło oczu mojego męża. Dziesięć lat temu nie miał ich wcale. A ja teraz kocham go dziesięć razy bardziej niż wtedy! I uwielbiam te zmarszczki, widzę w nich wszystkie jego uśmiechy! Jednak kiedy odkryłam pierwszą własną zmarszczkę, która nie znika z twarzy bez względu na minę, dotknęło mnie to. Nie podobała mi się. Druga zaczyna pojawiać się nieśmiało, ale jeszcze czasem rozpływa się w uśmiechu. Druga daje mi moc – w tych zagłębieniach i bliznach, którymi będzie okraszać się moja twarz przez kolejne dziesięciolecia, zapisana jest przecież moja historia.
Chcę powiedzieć, że oddałam córce własną nieśmiertelność, że teraz boję się, że mogę zachorować, że może mi się coś stać. A ja chcę być zdrowa i silna! Chcę, by czysta elan vitale krążyła w moich żyłach i wypełniała płuca przy każdym wdechu! Dopiero dziecko dało zabrało mi ułudę nieśmiertelności, ale dało też kopa, abym wreszcie zadbała o siebie.
Nie jestem już wszechmocna. Moja córka mi niczego nie zabrała – to tylko czas weryfikuje moją moc. Nie nauczę się sześciu języków ani w pięć lat, ani w ogóle. Nie mam zdolności językowych, a mój umysł nie jest tak chłonny jak przed dekadą – jeśli uda mi się nauczyć drugiego języka obcego, uznam to za sukces. Nie pojadę starym Volkswagenem w podróż, bo przestałam silić się na bycie jakimś tam typem człowieka. Nie chcę jechać w taką podróż, po prostu. Nie mam na nią sił, nie mam czasu, bo życie codzienne wciąga, nie mam pieniędzy, a jakoś nie wyobrażam sobie, żeby z czterolatką u boku szukać dorywczych prac. Lubię moje wygodne życie.
Jestem kim innym niż sądziłam, że będę dziesięć lat temu. Nie chcę silić się na wartościowanie czy to dobrze, czy źle. Po prostu tak jest, a mnie jest ze sobą wygodnie i bezpiecznie, bo może nie stać mnie na zebranie się w sobie i wyruszenie w podróż, ale stać mnie na życie w zgodzie w własnymi wartościami, na życie w prawdzie, na szczerość wobec siebie – i lubię siebie taką. To jest dopiero przygoda, żeby wyruszyć w podróż w głąb siebie, zwiedzać miejsca szlachetne, ale też te pełne cienia.
Nie jestem ani nieśmiertelna, ani wszechmocna. Odkąd jednak jestem mamą, zaczęłam dojrzewać (nie mylić z dorastaniem!) i wreszcie stałam się spójna i zwyczajnie szczęśliwa.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
ewewita1383 2015.02.23 22:34
zgadzam się w zupełności z Pani wypowiedzią ! wzajemne pozdrowienia :)
Dorota Lipińska 2015.02.23 21:04
To faktycznie wielka podróż, ale najlepsze, że wartością jest podróżowanie samo w sobie, a nie cel oraz fakt, że tę podróż odbywamy codziennie - to podróż małych kroków, warto stawiać je świadomie :) Pozdrawiam, Dorota Lipińska
Dorota Lipińska 2015.02.23 20:58
To faktycznie wielka podróż, ale najlepsze, że wartością jest podróżowanie samo w sobie, a nie cel oraz fakt, że tę podróż odbywamy codziennie - to podróż małych kroków, warto stawiać je świadomie :) Pozdrawiam, Dorota Lipińska
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.