Opublikowany przez: Mama Tymka 2011-12-06 19:12:55
Nie ma nic wspanialszego jak wiara dziecka. Wiara w coś co Mu dajemy. Mikołajki są jedną z takich spraw, którą możemy im sprezentować. Dokładnie możemy podarować magię tego zwyczaju. Pewnie każdy z Was uśmiecha się na samą myśl – te oczy przejęcia i wysunięty język kiedy nasza pociecha pisze/maluje swój pierwszy lub kolejny list z prośbą o prezent. Ten pęd by sprawdzić czy 6 grudnia Mikołaj coś przyniósł. Ta radość gdy znajduje się podarunek. Warto być Mikołajem no nie? Ja uwielbiam nim być.
W oczekiwaniu na Świętego Mikołaja
W zeszłym roku było zupełnie inaczej. Ale zawsze jest inaczej. Razem z dzieckiem rośnie jego świadomość. Również ta dotycząca Świętego Mikołaja. W tym roku przeżywamy Mikołajki bardziej niż w zeszłym. Wszyscy – nie tylko Tymek. List napisaliśmy (a dokładniej narysowaliśmy) wiedząc jakie są oczekiwania względem prezentów. Młody zrywając codziennie karteczkę z drzwi podskakiwał i zaciskał piąstki wykrzykując „nie mode się już doczetać”. A my nie mogliśmy doczekać się razem z Nim. Bo Mikołaj nie budził już niepewności, strachu a jedynie nadzieję na spełnienie marzeń. Aż nastał ten dzień. MIKOŁAJKI.
6 grudnia godz. 6:00
Poranek był dalej oczekiwaniem. Widać w pierwszej kolejności Mikołaj pojechał do innych dzieci. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Prezenty pewnie wytrąciły by Młodego ze schematu codzienności, lub któryś musiał by powędrować z Nim do przedszkola, a tego staramy się unikać. Wystarczająco dużo zabawek już „przepadło” bez wieści. I chyba by mi serce pękło gdyby mikołajkowym prezentem Młody bawił się zaledwie kilka godzin. Na szczęście Tymek radośnie wyskoczył z łóżka stwierdzając, że musi iść do przedszkola bo Mikołaj już na Niego czeka. Nie szukał niczego pod poduszką. Tam Mikołaj pozostawi coś za kilka godzin.
6 grudnia godz. 16:00
Podekscytowani przeżyciami całego dnia dotarliśmy do domu. Młodemu jak nigdy nie zamykała się buzia w samochodzie. Opowiadał. Bo Mikołaj, bo prezenty, bo przyszedł do Niego, dlatego, że byłem mamo grzeczny, bo patrz mamo co dostałem, i Marysia też, i Eliza. Aż serce rosło. Jak niewiele trzeba by dziecko było szczęśliwe. Czułam, że w tym wszystkim najważniejsze nie były prezenty. Tylko fakt, że Święty Mikołaj istnieje i przyjechał do Tymka. Napomknęłam, że może być tak, że i w domu jakiś prezent się może znaleźć. Prawie biegliśmy do drzwi.
Z niepewnością i niedowierzaniem Młody zbliżył się i zajrzał pod poduszkę. Takich ogromnych oczu i uśmiechu na Jego twarzy nigdy nie widziałam. Jakby pytał „jakim cudem? Kiedy? Jak?”. Radość przeogromna.
Nie potrafię tego opisać. Bo szczęścia się nie da ubrać w słowa. Zresztą pewnie u Was w domach było identycznie. Prawda, że miło jest być Mikołajem? Nawet wtedy gdy do świętości dużo nam brakuje :))))
Skleciła Kaśka K. (mama Tymka)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.