Opublikowany przez: m4dziara 2013-10-27 10:49:28
Po śłubie chcieliśmy kupić i uwić swoje wymarzone gniazdko.
Zgodnie z meżem twierdziliśmy, że mamy jeszcze czas na pieluchy...
W pewnym momencie naszego życia okazało sie, ze wiekszość naszych znajomych jest w ciąży lub za chwilę zostaną po raz pierwszy rodzicami...
Nagle skończyły się wspólne imprezy do białego rana, wspólne wypady na spontanie...
Stwierdziliśmy wtedy, że teraz mamy czas na podróże. i tak też bylo...
Jednak jakieś 3 lata po ślubie, zaczęlismy odczuwać jakąś pustkę w naszym życiu...
Było mi bardzo przykro, kiedy znajome chwaliły się osiągnięciami swoich pociech, kiedy mogły swoje dzieciaczki przytulić i ucałować. Kiedy maluch przybiegał i rzucał sie swojej mamie na szyje, krzycząc "kocham cie mamuś!".
Wtedy właśnie zaczął budzić się we mnie mój instynkt macierzyński...
Porozmawialiśmy z mężem i zgodnie stweirdziliśmy, ze chcemy miec malego bobaska najabrdziej na swiecie:)
I zaczelismy starania o dzidziusia;)
Przez pierwszy rok nic sie nie dzialo i bylam wystraszona, ze cos z nami nie tak:(
Miliony badan, lekarstw i innych wspomagaczy, a wszystko w szczytnym celu.
Wyniki byly dobre, a moj lekarz zasugerowal, ze za bardzo chcemy i podczas"tworzenia" mysli mamy zajete tylko tym, aby sie udalo, abym byla w ciazy... Polecil nam, abysmy kochali sie dla czystej przyjemnosci...
Ale jak tu myslec o przyjemnosciach, kiedy mysli same przychodza do glowy...
Jakis czas pozniej czekalam na miesiaczke. SPozniala mi sie dwa dni:) i od razu tak jedna i piekna mysle"hurra, moze sie udalo. moze to wlasnie teraz?". nie wytrzymalam do dnia nastepnego i o 23 pojechalam po test ciazowy:) Po przyjechaniu do domu, od razu zamknelam sie w lazience i zrobilam test.
Czekalam w wielkim napieciu, z ogromnym stresem i przerazeniem w sercu"co jesli jednak nie?"
I zobaczylam je:)))))))))))) Jedna widoczna bardzo bardzo, a druga, tak niesmialo sie usmiechala do mnie:)
Myslalam, ze zemdleje ze szczescia:) I podskokach pobieclam do meza, podzielic sie radosna nowia:)
Dwa dni poozniej umowiona bylam z moim lekrzem, aby potweirdzic ciaze:)
Zbadal mnie i mowi"gratuluje, sa trzy pecherzyki plodowe" :D
Myslalam, ze pade w gabinecie:) Mezowi polecialy lezki szczescia:)
Bardzo szybko podzielilismy sie radosna nowina z najblizszymi:) Wszyscy bardzo sie cieszyli razem z nami:)
Ktoregos pieknego dnia, zaczl bolec mnie brzuch.. Zauwazylam, ze krwawie... W duchu prosilam Boga, aby to jednak nie bylo to co mysle... Od razu telefon do lekarza, wizyta, zastrzyki, lekarstwa...
Niestety, nie udalo sie...
Stracilam moje skarbusie...
Na zawsze...
Nigdy nie przytule tych malenskich serduszek...
Pustka, wielka pustka we mnie...
Nie wiem jak powiedziec o tym komukolwiek...
Nie wiem jak zyc...
Jak sie zmusic do codziennego bytowania...
Jedne z najogrszym chwil w moim zyciu...
I te slowa lekarza w szpitalu"no, faktycznie, nie ma nic"...
A ja czulam, czylam jak maluszki "wylecialy" ze mnie:(
Siedzialam i plakalam, z bezsilnosci i bezradnosci...
Nie zycze nikomu, nawet najwiekszemu wrogowi, aby to przezywal...
Ale zycie toczylo sie dalej...
Bol powoli malal na sile, ale niegdy tak do konca nie ustapi...
Pan doktor powiedzial, abysmy poczekali okolo pol roku z kolejnym staraniem sie o maluszka, aby wszystko sie zagoilo i wrocilo do normy...
Okolo roku po tych wydarzeniech, czulam ze cos ze mna jest nie tak...
Ze cos dziwnego sie dzieje z moim organizmem...
Jednak w ogole nie pomyslalam, ze moze to byc ciaza...
Ciagle chcialo mi sie spac i odpoczywac, gdzie przy pierwszej ciazy mialam sily aby gory przenosc.
Jednak, kiedy moj okres zaczal sie spozniac, wyslalam meza po test ciazowy, najlepiej od razu dwa, w razie "W".
Udlam sie do toalety, celem wykonania testu...
I kiedy juz myslalam, ze jednak to nie ciaza, bo nie bylo drugiej kreseczki, nagle buuuummmm!!!! jest!!! mala, rozowiotka, ledwo widoczna druga kreseczka:)
Och, co to ybla za radosc:) jednak juz nie skakalam, bo balam sie, ze snowu poronie. Kilka razy wbiegalam i wybiegalam do lazienki, upewniajac sie, ze faktycznie jest druga kreseczka:)
Powiedzialam mezowi, ze udalo sie:) Jestesmy w ciazy:) I od razu zgodnie stwierdzilismy, ze nikomu nie powiemy nic, az bedziemy mieli pewnosc, ze wszystko jest ok:) czyli tak okolo 3 miesiace:) I faktycznie, nic nikomu nie powiedzielismy... pozniej za to, dziadkowie mieli piekna niespodzianke:)
9 miesiecy zlecialo, nie wiadomo kiedy:) Ciaze znosilam raz lepiej, raz gorzej, jednak chyba nie bylo tak zle, bo moj lekarz prowadzacy zgodzil sie na nasz wyjazd w gory, gdzie ja(6miesiac ciazy) milam byc jedynym kierowca... Ale dalam rade:) Malutka troszke sie buntowala, dlatego tez bylo troszke wiecej przystankow niz normalnie:)
I w koncu nadszedl ten dzien...
Kladlam sie juz spac, i jedna noge polozylam juz na lozku, kiedy to wlasnie poczulam, ze wody mi odeszly:)
Poszlam sie jeszcze wykapac i pojechalismy do szpitala:)
W szpitalu, standardowe badania i wypenianie druczkow...
Na sali porodowej dowiedzialam sie, ze mam az 2 cm rowarcia i bedzie potrzebny wspomagacz:)
Porod trwal 17 godzin i o 16:55 na swiat przyszla moja wyczekana i najkochansza corcia Alicja:)
Cudenko, tata sie poplakal:) A ja, jak polozyli mi ja na brzuchu, powiedzialam, ze to wykapany tatus:)
Teraz corcia ma 4 latka:) Jest pogodna i usm iechnieta dziewczynka, ktotra lubi czasami dac niezle popalic rodzicom:)
Nie wyobrazam sobie zycia bez tej malej i rozkrzyczanej istotki, ktora chodzi i zadaje miliony pytan:D
Ktora codziennie rano pakuje sie do mamy do lozka i mowi"kocham cie mamus!". Ktora uwielbia sie smiac i zaraz tym innych:)
Ktora wywrocila nasze zycie do gory nogami:)
Nigdy nie sadzilam, ze mozna kogos kochac tak bardzo mocno, taka miloscia bezgraniczą, miloscia ktroa jest wieksza niz caly wszechswiat:)
A teraz myslimy, czy corcia nie chcialaby miec braciszka lub siostrzyczki:)
Chociaz bardzo sie boje, iz znowu moge stracic ciaze, to jednak kto wie, co nam zycie przyniesie:)
Przeciez dzieci, to najwiekszy skarb jaki mozna miec:*
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.