Opublikowany przez: truskawka8 2011-07-23 18:34:27
Wiec mężuś kochany zmęczony moim marudzeniem wziął mnie wieczorem na długi spacerek. Wróciłam zmęczona, oglądnęliśmy film i poszliśmy spać o 23.30. Po godzinie obudziłam się z bólami brzucha. To były wyczekiwane skurcze:)
1.30 w nocy idąc do ubikacji odeszły mi wody, czego nie wiedziałam. Po prostu myślałam, ze troszkę mi ''uciekło''. Wróciłam do łózka i sprawdzałam czas miedzy skurczami. Hmmm 15-20 minut, czyli mam jeszcze czas:)
ok. 2.30 mój mąż się obudził i pyta się mnie czy wszystko w porządku. Mówie, że tak, tylko trochę mnie brzuch boli i kazałam mu dalej spać:) a ja dalej liczyłam odstępy miedzy skurczami 10-15 minut, zaczęło bardziej bolec.
Mąż mi mówi Ty rodzisz! Idź się kapać i jedziemy do szpitala. Na co mu odpowiedziałam - Ja jeszcze NIE rodzę, mamy czas, idź spać. (Hihi, komu ja wmawiałam, ze jeszcze nie rodzę?) W końcu o 4.30 mężowi udało się mnie ''wykopać'' z łózka, poszłam pod prysznic, pojechaliśmy do szpitala.
Była godzina 6 rano, gdy położono mnie na porodówkę i podłączono do KTG. Rozwarcie na 1.5cm, skurcze co 10 minut. Po ok. godzinie przeniesiono mnie na oddział położniczy. Położna kazała mi dużo chodzić. Wiec po śniadanku poszliśmy z mężem na spacerek do miasta (ok. 20 minut pieszo ze szpitala), bo stwierdziłam, ze musimy zrobić zakupy spożywcze do szpitala:).
Skurcze były coraz boleśniejsze - w drodze powrotnej przy każdym skurczu musiałam stawać i robić przerwę. Wróciliśmy do szpitala. Zjadłam śniadanko i czekałam na obchód. Ok. godziny 11 miałam sprawdzane rozwarcie- dalej 1.5cm. Dostałam gel dopochwowy na przyspieszenie rozwarcia.
O godzinie 13 zostałam znowu podłączona do KTG. Położna po sprawdzeniu wzywa lekarza, potem rozmawiają na korytarzu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze to o mnie chodzi. Ale od tej chwili położna jest cały czas przy mnie. Zaczyna mi się nudzić-mogę leżeć tylko na lewym boku. Jedynie skurcze przerywają moja nudę...
Wysyłam męża do sklepu po lody:) wraca z dwoma Magnum migdałowymi, zaczynam jeść gdy przychodzi pielęgniarka pobrać krew i mówi, że jeszcze nigdy nie widziała kobiety, w trakcie porodu, jedzącej lody:)
Około 15, przenoszą mnie z powrotem na porodówkę. Brak postępu z rozwarciem. Dostaje kolejna porcje żelu i kroplówkę. KTG cały czas zapisuje skurcze. Około godziny 18 położna mi tłumaczy, ze dziecku spada bicie serduszka podczas skurczy, ale uspokaja, ze to się często zdarza i mamy się nie martwic. Jestem już zmęczona skurczami, brakiem snu, czekaniem.
Ok. 20 tętno synka spada coraz bardziej. Mam skurcze co 5-7 minut, serduszko spada z 140 do 80 uderzeń na minute. Lekarka decyduje na pobranie krwi z główki dziecka. Zaczynam płakać, mąż przerażony. Mąż trzyma mi jedna nogę, położna druga. Widziałam tylko długą igle i latarkę i przestałam patrzeć. Czułam tylko niespokojne ruchy dziecka.
Była 21, rozwarcie miałam na 3.5cm i w końcu dostałam znieczulenie zewnątrz-oponowe Epidural. Cieszyłam się, bo wiedziałam, ze moje maleństwo już niedługo będzie z nami:) Niedługo potem znieczulenie zaczęło działać, skurczy już nie czułam- mogłam odpocząć. Zasnęłam trzymając męża za rękę. O 22 przyszła lekarka po raz kolejny pobrać krew z główki synka.
Dowiedziałam się, że miałam już skurcze co 3 minuty, a synkowi serduszko zaczęło spadać do 40 uderzeń. Po 10 minutach do sali wpadła jak burza lekarka i 2 innych lekarzy. Powiedzieli jedziemy na ciecie, nie ma czasu. Zaczęłam płakać, w drodze podpisywałam zgodę na CC.
Tak strasznie bałam się o synka. W ciągu kilku minut byłam na sali, mąż siedział przy mnie głaskał po głowie i trzymał za rękę. Lekarz zrobił nacięcie, pytając czy coś czuje, mowie, ze nie. Za chwile czuje szarpnięcia, jakby ktoś wyrywał wszystkie moje wnętrzności... Zaczęłam płakać, drzeć się, że boli. Lekarze mnie uspokajają, ze zaraz przestanie bolec, mówią coś do mnie. Słyszę jak ktoś wszedł do sali. Dostaje maskę na twarz i ''odpływam''...
Otwieram oczy. Rozglądam się dookoła. W pierwszej chwili nie wiem gdzie jestem, co robię, co się stało. Powoli wracam do świadomości, że to szpital. Podchodzi do mnie lekarka i mi mówi GRATULUJE!!! MA PANI SYNKA!!!Odpowiadam jej, ze chce zobaczyć męża.
Za chwilkę przychodzi mąż z małym zawiniątkiem. Dumny i szczęśliwy tatuś. Lekarka robi nam zdjęcia. Przystawia małego do piersi. Zostajemy przewiezieni na sale. Jest godzina 00.30. Przychodzi pielęgniarka zabrać synka i mówi mężowi żeby jechał do domu odpocząć, bo mieliśmy ciężki dzień. Zostaje sama. Wysyłam smsy do rodziny i znajomych dzieląc się radosna wiadomością.
Kobieca intuicja mnie nie mylila- nasza dzidzia to chłopczyk!!!
Adill urodzony 22 czerwca 2009 o godz. 22:25
Waga: 3965g, długość: 61cm.
Nasz wymarzony synek w końcu był na świecie:)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
truskawka8 2011.07.27 12:09
Debris tak szczerze mowiac to bol nie byl taki straszny;) przy drugim porodzie bardziej bolalo, bo mialam tez bole plecow.
Debris 2011.07.26 12:24
moja historia jest z początku bardzo podobna do twojej skurcze ok 24 po 4 na porodówce tylko że o 12.55 synek był już z nami :) ... podziwiam Cię że tyle wytrzymałaś w bólach chociaż się dziwię czemu lekarze zawsze czekają do ostatniej chwili a potem szybko szybko bo czasu nie ma! :/ ale najważniejsze że wszystko dobrze się skończyło :)
aga_8666 2011.07.26 10:41
Aż mi łezka poszła, piękna historia:-)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.