Opublikowany przez: Kasia P. 2016-11-09 13:48:23
Autor zdjęcia/źródło: fotostyczna/ freepik@pressfoto
Możesz uznać naprawianie zamka za oczywiste. W pełni się z tobą zgadzam – to jest oczywiste i sama nie wiem jak mogłam chcieć bluzę wyrzucić. Czuję się zawstydzona tym faktem. Serio. Jednak równie poważnie przyznaję, że wyrzucam majtki, skarpetki i pewnie różne inne rzeczy zamiast je naprawiać. Po przemyśleniu tematu, bo jakoś mi nie daje spokoju, dochodzę do wniosku, że wyrzucanie ma sens tylko, jeśli ta rzecz jest naprawdę podłej jakości i nie opłaca się po prostu jej naprawiać. Przy czym to „nie opłaca się” to nie tylko pieniądze, ale też czas, energia i ładunek emocjonalny.
Domyślasz się, że wszystko powyższe nie ma na celu dywagacji o tym czy warto cerować ulubione skarpetki. Zastanawiam się nad naprawianiem relacji, a nawet bardziej nad ich „wyrzucaniem”. Bo ja faktycznie wyrzucam skarpetki, wyrzucam różne rzeczy, które może i można by było naprawić, ale przerasta to moje możliwości energetyczne i emocjonalne. Natomiast histerycznie wręcz bronię relacji. Naprawiam, ceruję, lepię, sklejam, wiążę, łączę, ponoszę wysokie koszty. I robię to często bezmyślnie.
Wystarczyłoby, że zainwestuję nieco czasu i energii w selekcję i z pewnością lepiej rozłożyłabym siły – czasem zacerowała jakieś skarpetki, bo dziurka niewielka, ale też czasem pozbyła się relacji, która jest toksyczna albo zwyczajnie się „zużyła”.
To nie jest recepta. Nie wiem. Jak jest u ciebie? Naprawiasz rzeczy czy wyrzucasz? Dbasz o relacje? Czy wystarczająco? A może za słabo lub za bardzo? A może po prostu nie psujmy, dbajmy, stosujmy szeroko zakrojony program profilaktyczny?!
Od paru lat na naszym kuchennym parapecie stoi karmnik zrobiony przez mojego męża. Od jesieni do wiosny wsypujemy do niego codziennie ziarno. Ptaki tak się przyzwyczaiły, że od rana czekają na gałązkach brzozy rosnącej pod oknem. W tym roku mamy uroczą parkę jasnych gołębi. Razem czekają, razem podlatują na parapet i jedzą. Dziś na gałązce siedział tylko jeden. Otworzyłam okno, wysypałam ziarno i czekałam, żeby patrzeć jak podlatuje. Ptak jednak nie ruszył się z miejsca. Zaczęłam się martwić – że osowiały, że może drugiemu coś się stało. Parę minut później przyleciał drugi gołąbek i wtedy oba podleciały do parapetu i usadowiły się wygodnie przy karmniku, jedząc wspólne śniadanie. One nie będą musiały decydować – naprawiać czy wyrzucać.
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.