W jednej chwili świat im się zawalił. Lekarze wykryli u Michała, złośliwego guza mózgu. Czarek, ojciec, od pięciu miesięcy mieszka razem z chorym synem w szpitalu. Nie powiedział żonie całej prawdy o stanie zdrowia dziecka. Nie miał siły jej tak ranić… Przed rodziną Czarka najsmutniejsze Boże Narodzenie. Poznaj ich historię na FAMILIE.pl…
Jestem z żoną już prawie dziewiętnaście lat po ślubie. Michał przyszedł na świat w 1992 roku. Był normalnym, zdrowym dzieckiem…
Gdy od jakiegoś czasu zaczął skarżyć się na dość częste bóle głowy nikt nie brał tego na poważnie. Lekarze mówili, że bóle głowy w wieku dojrzewania są normalne. Jeszcze w tym roku w lipcu razem ze swoją dziewczyną był w Hiszpanii na wakacjach. Podczas pobytu ponoć miał silne wymioty, słońce go nienaturalnie raziło i prawie nic nie jadł. Michał bagatelizował te objawy, więc i my razem z nim.
Około trzech tygodni po powrocie, będąc u dziewczyny stracił przytomność. Zaczął słaniać się na nogach, przestał nas poznawać, zaczął majaczyć. Ból był tak silny, że bardzo się bronił i rzucał. Początkowo lekarze myśleli, że jest pod wpływem narkotyków. Dopiero osiem osób było w stanie go unieruchomić i dać mu zastrzyk przeciwbólowy. Badania wskazały na bardzo silne wodogłowie. Lekarze natychmiast wzięli Michała na stół operacyjny, usunęli mu z organizmu nadmiar wody i zadecydowali o przewiezieniu go do Centrum Zdrowia Dziecka.
Kiedy usłyszałem, że Michał zostanie przewieziony do Centrum Zdrowia Dziecka do Warszawy, wsiadłem w samochód i tak jak stałem pojechałem za nimi. Teraz „mieszkam” razem z Michałem w szpitalu.. Śpię po godzinę na dobę, pomagam pielęgniarkom w opiece nad Michałem i czekam. Czekam, aż jego stan zacznie się poprawiać…
Po serii badań w Centrum lekarze orzekli, że Michał ma złośliwego guza mózgu. Po pierwszej operacji Michał nie był w stanie samodzielnie oddychać i przez trzy tygodnie leżał na OIOMie podłączony do respiratora. Przeszedł potem kilka operacji i Czekaja go następne…
Po ostatnich operacjach Michał nie mówi, nie może sam jeść i jest przykuty do łóżka. Lekarze nie są w stanie powiedzieć, czy ten stan się odwróci, czy już do końca życia Michał będzie leżał w łóżku. Ja nie byłem w stanie powiedzieć żonie całej prawdy o stanie zdrowia naszego syna, ponieważ wiem, jak źle mogłoby to się skończyć.
Informacja o chorobie Michała była dla nas ogromnym szokiem. Dziś, choć minęło już pięć miesięcy, nadal nie możemy się pogodzić z tym, że Michał tak strasznie musi cierpieć. Ja jestem z nim w Warszawie praktycznie od samego początku. Żona została w domu w Kielcach. Można powiedzieć, że oboje oddzielnie przeżywamy naszą tragedię, ponieważ widujemy się tylko, gdy ona przyjedzie do nas do Centrum.
Choroba naszego syna sprawiła, że żona jest pod stałą opieką psychiatry. Ja również konsultuję się z psychologiem i biorę leki na uspokojenie. Życie z takim ciężarem jest bardzo wyczerpujące i czasem nie mam już sił, ale wierzę, że Michał wyzdrowieje i wrócimy do domu. Ta myśl sprawia, że jestem w stanie wytrzymać i być przy cały czas przy Michale.
Osiemnaście lat małżeństwa to bardzo dużo. Można powiedzieć, że z czasem moja i żony miłość zamieniła się w przyzwyczajenie. Niezależnie od tego jak to zabrzmi, to powiem, że choroba Michała na nowo nas zbliżyła do siebie. Mimo ciężaru i smutku, jaki nam towarzyszy zachowujemy się z żoną tak samo, jak w pierwszych chwilach naszego małżeństwa. Tak samo rodzina. Bliższa, dalsza, wszyscy są z nami i chcą nam pomagać. W tych trudnych chwilach to jest dla nas bardzo ważne. To, że nie zostaliśmy sami z chorobą Michała sprawia, że mamy siłę walczyć i czekać na powrót naszego syna do zdrowia.
Pobyt w Centrum Zdrowia Dziecka pokazuje mi, jak ludzie potrafią być dobrzy dla siebie w trudnych momentach. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowi ludzie, których dziecko również leży w Centrum, przelali na konto Michała 5 tys. zł. Zrobili to tylko dlatego, że ktoś im pomógł, gdy ich dziecko było w bardzo ciężkim stanie. Budujące jest, gdy w trudnych chwilach człowiek ma poczucie, że nie jest sam ze swoją tragedią i że może polegać na innych ludziach.
Póki Michał leży w szpitalu jakoś sobie radzimy z wydatkami związanymi z jego leczeniem, ponieważ część rzeczy po prostu dostaje w szpitalu. Jak wyjdzie do domu, to nie wiem jak sobie poradzimy, bo miesięczny koszt leczenia naszego syna wynosi kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na szczęście Michał jest podopiecznym jednej
z warszawskich fundacji, więc wierzymy, że razem uda nam się pokonać wszystkie przeciwności.
Przed nami Boże Narodzenie. Będą to nasze najsmutniejsze jak dotąd święta. Wigilię spędzę przy łóżku syna, rodzina dojedzie do nas dopiero w święta. Nie ma szans na to, żebyśmy byli razem, bo nie chcę, aby wieczerza wigilijna odbyła się w szpitalu mając świadomość, że Michał nic nie skosztuje. Ja z kolei nie widzę możliwości, żeby go zostawić samego i pójść gdzieś świętować.
Nie przyjmuję do wiadomości, że Michał nie wyzdrowieje. Mam gorącą nadzieję, że następne święta spędzimy radośnie wszyscy razem w domu.
wysłuchał:
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl