Opublikowany przez: Kasia P.
Autor zdjęcia/źródło: pressfoto / Freepik
Metoda Marii Montessori zyskuje ostatnimi czasy na popularności z wielu powodów. Pokolenie młodych rodziców przyzwyczajone jest do wolności i samodzielności, dlatego łatwiej im proponować właśnie takie metody wychowawcze swoim dzieciom. Po drugie podejście zaproponowane przez doktor Marię Montessori oparte jest na wieloletnich, wnikliwych obserwacjach dzieci i wielu rodziców potwierdza, że ta metoda po prostu „sprawdza się” w przypadku ich potomków. Jeszcze z innej strony te właśnie metody wychowawcze przekonują rodziców, ponieważ dzięki nim ich dzieci łatwiej znoszą czas rozłąki, lepiej się rozwijają oraz szybciej odnajdują swoje zainteresowania.
Warto jednak pamiętać, że nie ma metody idealnej i ta modna propozycja sprawdza się w niektórych rodzinach, a w innych będzie nawet nie do pomyślenia. Nic w tym złego, ponieważ każdy z rodziców ma prawo wyboru tego jak wychowuje własne dzieci, prawda? Biorąc te wszystkie perspektywy pod uwagę rozmawiamy z doświadczoną pedagog Panią Karoliną Oczyp o podstawach metody Montessori, rozważamy jej wady i zalety…
Pedagogikę Montessori poznałam na studiach i przyznam, że na początku miałam do niej ambiwalentny stosunek. W teorii wyglądało to świetnie i byłam Marią Montessori i jej pedagogiką zafascynowana. Jednak ludzie, z którymi się spotykałam, którzy opowiadali mi o praktyce tej metody, podawali mi przykłady na to, że to nie jest metoda nastawiona na dziecko. Słyszałam, np. taką historię, że na jednej z wizyt w montessoriańskim przedszkolu dziecku spadła kredka i opiekun podniósł tą kredkę. Niby taki drobiazg. Natomiast nauczyciel skarcił go za to, mówiąc: Spadło, więc samo sobie dziecko musi podnieść. Pomyślałam sobie wtedy, że ta samodzielność, której kształtowanie jest piękne, może przybierać miejscami zbyt kategoryczne formy. Moim zdaniem to metoda jest dla dziecka, a nie dziecko dla metody. Wszystko zależy więc od tego jak interpretujemy zasady nakreślone przez Marię Montessori i jaki mamy do nich stosunek jako pedagodzy.
Przede wszystkim robi się wszystko, żeby dziecko pracowało (bawiło się, poznawało, uczyło się) w koncentracji i skupieniu. Po drugie daje się dziecku szerokie pole w zakresie decyzji, bo to dziecko decyduje jak dużo czasu poświęci na dane zadanie. Wybiera też czy chce danego dnia pracować samo, czy w towarzystwie innych dzieci, a może z pedagogiem. Wybiera, czy bawi się przy stoliku, czy na podłodze. Wybiera też rzeczy, które w specjalnie przygotowanym, przyjaznym otoczeniu (zaopatrzonym w odpowiednie pomoce naukowe) będą przedmiotem jego uwagi. Przypomina to trochę edukację demokratyczną, jednakże mamy w tej pedagogice również wiele zasad jak chociażby to, że dziecko uczy się odkładania rzeczy na swoje miejsce. Bardzo ważne jest też to, że montessoriańskie przedszkola nie są bajkowe, a „prawdziwe”. Wyposażanie jest takie jak w domu. Dzieci korzystają z prawdziwych przedmiotów, np. dla zobrazowania używają szklanych kubków, a nie plastikowych, noża do krojenia, igły do szycia etc. Kiedy więc dziecko zniszczy dany przedmiot, tutaj kończy się jego wolność i w oczywisty sposób już nie może z niej korzystać. Jest to naturalna konsekwencja.
Zgadza się, ale nie jest to tzw. surowa metoda. Jeśli uczymy dzieci zakładania kurtki, to nie mówimy mu: Będziesz siedział tu tak długo, póki jej nie założysz. Nauczyciel pokazuje jak to zrobić, następnie dziecko ma czas, aby tę umiejętność poćwiczyć i samo decyduje ile czasu chce to robić. Na co dzień nie zawsze jako rodzice mamy na to czas, bo spieszymy się do pracy, a zaletą takiego przedszkola jest to, że dziecko uczy się w nim wielu praktycznych rzeczy, ponieważ mamy na nie w tej przestrzeni wystarczającą ilość czasu. Weźmy na przykład moją córkę. Jako mama byłam zaskoczona, że moje dziecko może w wieku 2,5 lat samodzielnie obierać nożem marchewkę. W domu? Zrobiłabym wielkie oczy i nie dałabym dziecku ostrego narzędzia do rąk, tymczasem moja córka już potrafi posługiwać się nożykiem. Okazuje się, że wystarczy obieraczka i pokazanie jak bezpiecznie to zrobić. Dużym zaskoczeniem była dla mnie nauka przelewania wody z dzbanka do dzbanka. Niby prosta rzecz. To są takie podstawowe czynności, z którymi w innych przedszkolach dużo starsze dzieci mają problem. Tymczasem nauczycielka mojej córki zauważyła, że ona po prostu uwielbia przelewać, obierać i pozwoliła jej na to. To jest właśnie klucz do pedagogiki Montessori uważna obserwacja dziecka i podążanie za jego zainteresowaniami. Mimo, że jestem pedagogiem zaskoczyły mnie tak wielkie możliwości mojego dziecka. 4 letni syn zrobi sam koktajl od początku do końca, z mężem asystujemy wyłącznie kiedy jest włączony blender. Nikt go do tego nie namawiał, nie zmuszał, sam chciał to robić. Tu wyłania się kolejna ważna rzecz, dziecko ma silną motywację wewnętrzną do poznawania, do zdobycia wiedzy czy umiejętności.
Sala, do której wchodzi dziecko musi je fascynować, zapraszać do korzystania z tego, co się w niej znajduje. Jeśli dziecko wchodzi do sali i nic je w niej nie interesuje tzn., że pedagog źle ją przygotował. Nauczyciele w przedszkolu montessoriańskim powinni przygotowywać pomoce zgodnie z zainteresowaniami dzieci. Jeśli jakiś chłopiec interesuje się dinozaurami, znajdzie taką pomoc na półce. Jeśli jakaś dziewczynka lubi narciarstwo, na regale powinna znaleźć się o nich książeczka, karty naukowe, buty narciarskie, które można zapinać, impregnować wazeliną. Dodatkowo wszystkie materiały dla dzieci są nie tylko w zasięgu ich wzroku, lecz także ich rąk. Nauczyciele starają się wytworzyć taką sytuację, żeby dziecko samo sięgało tak po rzeczy nowe, jak i ulubione. Otoczenie zatem jest bardzo istotne, musi być dla dziecka wygodne i inspirujące. Bardzo ważne jest też to, że jeśli dziecko danego dnia nie skończyło pracy z daną pomocą, zostawia się przy niej, np. na stole czy macie na podłodze, karteczkę z jego imieniem i już Panie sprzątające w takim przedszkolu dobrze wiedzą, że tej rzeczy nie można za żadne skarby ruszać, że dziecko wróci na drugi dzień i będzie mogło kontynuować swoją zabawę tam, gdzie ją dzisiaj skończyło.
Wyróżniamy różne działy pomocy dydaktycznych: życie codzienne, sensoryka, matematyka, język, kultura (w której skład wchodzi zarówno przyroda, ekologia, geografia), sztuka, muzyka . Maria Montessori zostawiła bardzo dokładne wskazówki co do rozmiarów materiałów m.in.: z sensoryki czy matematyki, ich kolorystyki, wymiarów, instrukcji jak z daną pomocą pracować. Bardzo łatwo można takie pomoce wykonać i nawet w domu podobnie urządzać pokój dziecka.
Pracowałam w tradycyjnym przedszkolu i mam też doświadczenie z montessoriańskiego, mogę powiedzieć, że dzieci tak naprawdę nie potrzebują nauczyciela, kiedy pracują w skupieniu i koncentracji. Nauczyciel jest jak duch, który obserwuje dzieci, a one doskonale sobie radzą same. Czasami wręcz dochodzi do takich sytuacji, że nagle jakieś dziecko mówi: Słuchajcie nie ma Pani! i…dzieci nic z tym nie robią, podnoszą głowy i wracają do tego, co robiły wcześniej. Potem się nagle okazuje, że Pani cały czas była i jest dużo śmiechu. Dla nauczyciela jest to wymagająca praca, nauczyć się obserwacji dzieci, kiedy zareagować, kiedy należy zostawić dziecko aby doświadczało. Na początku trudność, może sprawić to, że każde dziecko robi coś innego w różnych częściach sali. Uważam, że właśnie taka powinna być rola nauczyciela, przewodnika dzieci, który jest z dzieckiem, kiedy ono tego potrzebuje i oddala się, kiedy nie jest potrzebny; pozwala doświadczać, podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność na tyle, na ile dziecko jest w stanie ją udźwignąć.
Szczerze mówiąc, nie wiem. Dlatego uważam, że to metoda jest dla dziecka, a nie dziecko dla metody. Jak we wszystkim ważny jest umiar. Warto spojrzeć na to jednak z drugiej perspektywy. Metoda Montessori bardzo uwrażliwia na wiele rzeczy, ale zbytni indywidualizm, hm… to też jest moja obawa…
Przede wszystkim zobaczyłam dzięki niej, że możliwości dziecka są o wiele większe niż nam rodzicom się wydaje. Pamiętam kiedyś jak pracowałam w przedszkolu z chłopcem, którego fascynowały mapy, i lubił poznawać nazwy państw i ich flagi. Pewnego dnia znów układaliśmy flagi i byłam zaskoczona, ponieważ bezbłędnie pokazywał na mapie państwa Europy oraz ich flagi i bardzo chciał poznać państwa afrykańskie, a ja musiałam korzystać ze ściągi, żeby mu dorównać. Ten chłopczyk miał zaledwie cztery lata i bardzo mi zaimponował.
Za wywiad dziękujemy
Pani pedagog
Karolinie Oczyp – z wyksztalcenia nauczyciel, z zamiłowania przewodnik zarówno dzieci, młodzieży jak i dorosłych. Prezes Fundacji Rodzinnej, która w ramach swoich zadań na Pradze Południe prowadzi społeczną kawiarnię Wolna Przestrzeń, której dochód przeznaczony jest na wsparcie rodziców powracających na rynek pracy, udostępniając dla nich bezpłatnie przestrzeń do pracy a dla dzieci miejsce w Klubie Malucha w duchu pedagogiki Marii Montessori.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.