Opublikowany przez: ULA
Co tak ładnie pachnie?
Smażę kotleciki z indyka z pieczarkami, bo zaraz moja córcia wróci z przedszkola.
Rozumiem, że Zosia nie należy do niejadków, które grymaszą przy posiłkach?
Zosia lubi wszystko jeść. Mam bezproblemowe dziecko (śmiech). Je kawior, owoce morza, oliwki.
Zawsze tak było? Znam dzieci, które mają już naście lat i nie chcą się przekonać do zwykłego pomidora.
Pamiętam, miała z półtora roku, kiedy kupiłam słoiczek kawioru, bo lubię czasem się nim podelektować i Zosia przyszła do mnie ze słowami: „Ja też chcę”. Tłumaczę, że to nie jest dżem, odwołując się do sytuacji z moją mamą, która w młodości pomyliła dżem z kawiorem i się zdziwiła, biorąc kanapeczkę z kawiorem do ust (śmiech). Ale Zosia twardo mówi, że chce, to dałam jej spróbować. Myślałam, że zaraz to wypluje, a ona wzięła ode mnie słoiczek i dawaj! Zaczęła łyżeczką wyjadać ten kawior (śmiech).
Nigdy nie zmuszałam dzieci do jedzenia, ale zawsze dbałam o to, aby podczas śniadań, obiadów czy kolacji przy stole panowała miła atmosfera odprężenia. Intuicyjnie czułam, że kiedy panuje stres, zły humor, jedzenie przestaje być nie tylko przyjemnością, ale też i nie ma nic wspólnego ze zdrowiem. Czy Pani wprowadza w czasie posiłków jakąś swoją celebrację?
Muszę przyznać, że specjalnie nie celebrujemy posiłków w domu. Nie zawsze wszystkim uda się razem usiąść do stołu. Ale od początku była zasada, że kiedy Zosia jest głodna, wtedy je. Tym bardziej, że sama potrafiła powiedzieć, że jest głodna, że chce na przykład banana. A kiedy obiad zaplanowany był na określoną godzinę to też nie było problemu – przychodziła i zjadała. To naprawdę bezproblemowe dziecko, nie tylko jeśli chodzi o jedzenie, ale i spanie.
No, to się Pani trafiło! Bo dla młodej mamy, często niedoświadczonej, wychowywanie dziecka wywołuje mnóstwo niepokojów w stylu: „Jak ja sobie poradzę”.
Wiem, wiem i doceniam to, co mam. Pamiętam dzieci mojego brata, jego pierwszy syn był strasznym niejadkiem, w domu odbierano to jak tragedię, bo dziecko przecież nic nie je. No, to kiedy urodziła się Zosia, odetchnęliśmy z ulgą, że ma apetyt, nie płacze w nocy, nie ma kolek, wszystkie noce mieliśmy przespane.
Moja babcia zawsze powtarzała, że dziecko samo nigdy się nie zagłodzi, więc nie ma co za nim biegać z zupką i zmuszać: „Zjedz za tatusia, za mamusię, za ciocię” i trzeba mu pozwolić na to, że nie ma ochoty jeść.
Też tak uważam. Owszem, jak mówiłam, był niejadek w mojej rodzinie i doskonale rozumiem, co to znaczy dla rodziców, gdy dziecko kompletnie nie chce jeść. Nie można pozwolić, aby się głodziło. Ale z moich doświadczeń wynika, choć nie czuję się autorytetem, to wiem, że dziecko krzywdy nie da sobie zrobić, że jego organizm wyczuwa, czego potrzebuje. Dlatego lekarze zalecają, aby karmić dziecko piersią na żądanie.
O to chciałam właśnie zapytać – jak długo Pani karmiła piersią swoją córeczkę?
Och! Tak intensywnie to karmiłam Zosię przez trzy lata, ale do 3,5-roku jeszcze sobie z cycusia korzystała przed snem.
A ja myślałam, że jestem bohaterką, bo karmiłam dwa lata.
Szczerze powiem, że ciężko nam się było z tym karmieniem piersią rozstać.
To jaki Pani miała sposób na odstawienie dziecka od piersi?
Miałam problemy z cerą, musiałam przez kilka miesięcy brać antybiotyki, ale dopóki karmiłam – nie mogłam. Wytłumaczyliśmy jej, że mama ma chorą skórę i musi brać lekarstwo, a wtedy nie będzie mogła karmić, bo lekarstwo przeniknie do mleka i ono nie będzie już dobre. Zosia zrozumiała to, odstawiliśmy karmienie piersią, ale miała jeszcze potrzebę dotykania swoich cycusiów i wypowiadała się o nich w ciepłych słowach (śmiech). Ale, po jakimś dłuższym czasie wróciła do tematu i zapytała, czy już przestałam brać leki, bo ona by znowu chciała. Ale szybko też przestała jeść w nocy i budzić nas na nocne karmienie, nie było płaczów i lulania. Wystarczyło, że na chwilę usiadłam, dałam cycusia i zasypiała.
Nie zabierała więc jej Pani do łóżka na noc?
Świadomie i od początku tak zaplanowałam. Łóżeczko stało obok, na wyciągnięcie ręki, ale z nami nie spała. Nie chcieliśmy tego. Wiem, że serce czasem pęka, zwłaszcza przy pierwszym dziecku, bo najchętniej takie maleństwo zjadłoby się z miłości, ale konsekwencja działa i później jest o wiele łatwiej. Podobnie zdecydowałam, aby nie brać jej na rączki. A bardzo chciała i były momenty, rzeczywiście, trwało to chyba przez tydzień, ale się nie złamaliśmy. I potem w ogóle nie cierpiała z tego powodu, choć muszę przyznać, że serce nam krwawiło i omal się nie złamaliśmy.
Co zmieniło się w życiu Moniki Ambroziak po przyjściu na świat jej córki? CZYTAJ DALEJ
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.