Opublikowany przez: Mama Julki 2010-12-14 10:30:12
W dzieciństwie cały rok oczekiwałam na ten dzień, w którym na znak pierwszej gwiazdki wszyscy zasiądziemy do stołu, będziemy śpiewać kolędy, śmiać się i nasłuchiwać dzwonka, który zwiastował pojawienie się Gwiazdora we własnej osobie... Potem było pytanie: - Byłaś grzeczna w tym roku? - zadane tubalnym głosem przez pana w wielkiej futrzanej czapie i z długą białą brodą.
Jego strój zupełnie odbiegał od standardowego czerwonego ubrania Mikołaja! Bo Gwiazdor – to on u nas roznosi prezenty – wykazywał się każdego roku niezwykłą inwencją: jednego roku miał kolorowe bombki przyczepione do czapki, innego wielką drewnianą laskę, a jeszcze innego płaszcz ozdobiony gałązkami świerku.
I absolutnie nie przeszkadzało nam to, ze nie przypomina oglądanego w tv Mikołaja, bo to był NASZ Gwiazdor – jedyny w swoim rodzaju! W kościele pierwsze kroki kierowało się do szopki i z szeroko otwartą buzią oglądało scenę przedstawiająca narodziny małego Jezuska. Wiara była wtedy tak dziecinnie bezwarunkowa i szczera...
Z czasem, w miarę upływu lat, Boże Narodzenie przestało być czasem spotkania z Gwiazdorem i dziecięcej radości... Codzienność przyćmiła to, co kiedyś było ważne. Dorosłość na pewien czas odarła Święta z ich czaru i sprawiła, że musiałam na nowo go odnaleźć... Pomogła mi w tym moja córka...
Nasze pierwsze wspólne Święta spędziliśmy już tutaj, w rodzinnym domu męża. Były to Święta pod każdym względem wyjątkowe - czas spokoju po burzliwych wydarzeniach całego roku: narodzinach Julki, przymusowej wyprowadzce z wynajmowanego mieszkania, zamieszaniem związanym z przeprowadzką tutaj; czas refleksji nad tym, na jakim etapie jesteśmy i co przyniesie kolejny rok oraz czas radości z patrzenia na naszą córeczkę chłonącą atmosferę Bożego Narodzenia wszystkimi zmysłami, tak, jak tylko dziecko potrafi...
Poza tym przy stole zasiedliśmy w 11 osób – wraz z całą mieszkającą tu rodzina męża. W tak licznym gronie nigdy Świąt nie spędzałam ( w domu było nas 5) i nawet nie sądziłam, że kiedyś będę! Życie jednak przynosi nieprzewidziane wydarzenia i zmiany, których możemy nie chcieć, a które w gruncie rzeczy wychodzą nam na dobre...
Zeszłoroczne Święta spędzone w tym samym gronie – mimo planów, że pomieszkamy tu tylko „przez chwilę” - były już w całości wypełnione dziecinnym śmiechem i ekscytacją. Strojenie choinki – bezdyskusyjnie żywej! - było wydarzeniem na miarę stąpania po księżycu! Szeroko otwarte oczy wpatrzone w migoczące światełka, rączki wędrujące od jednej bombki do drugiej i słodkie: „Mama, mogiem łapać?”.
Julka miała już prawie 2 latka i od 17:00 razem z kuzynem i kuzynka siedziała na kanapie nasłuchując dzwoneczka... Zupełnie jak ja kilkanaście lat temu.... Pojawienie się Gwiazdora – co prawda ubranego już tradycyjnie na biało-czerwono – przyprawiło Julkę o łzy, ale za to ile potem było radości z prezentów!
Po kolacji wigilijnej spędzonej w dużym, rodzinnym gronie i wizycie u moich rodziców, zaszyliśmy się w pokoju tylko we troje. Cieszyliśmy się sobą, naszą małą rodziną. Julka zmęczona wrażeniami zasnęła przy melodii kolęd, a my patrzyliśmy na jej buźkę oświetloną kolorowymi lampkami i nie mogliśmy uwierzyć, że oto mamy takiego malutkiego, cudownego człowieczka...
W pierwszy dzień Świąt msza i Julka przez całe 40 minut stojąca przy żywej szopce. Był króliczek, kury, a nawety mała owieczka, a wśród nich figurki Maryi, Józefa i Jezuska. Pytanie za pytaniem: „Mamo, a cio to? A cio to zia dzidzia? A ciemu ona lezi w śjomie? A gdzie jeśt jego tatuś?”, sprawiły, że sama zaczęłam na nowo odkrywać tajemnice Bożego Narodzenia i niczym dziecko przeżywać ten cud narodzin... Zobaczyć Boże Narodzenie oczyma mojej córki – tego było mi trzeba!:)
W tym roku znowu zasiądziemy do wigilijnej wieczerzy w gronie całej rodziny. Po kolacji pojedziemy do moich rodziców, bo już tego samego wieczoru chcemy podzielić się opłatkiem i być blisko siebie.
Podczas kolacji jak zawsze łamanie opłatkiem rozpocznie najstarsza osoba w rodzinie, czyli babcia męża, potem po kolei wszyscy się podzielimy i złożymy sobie życzenia. Zdrowia, spełnienia marzeń, zgody... Popłynie niejedna łza wzruszenia... Potem będzie wspólna wieczerza pełna gwaru naszej trójki urwisów, które wychowują się praktycznie razem. Każdy przyniesie kilka potraw, w efekcie czego stół szybciutko się zapełni.
Na koniec do drzwi zapuka Pan w czerwonej czapce z workiem pełnym prezentów. Będzie rozszarpywanie papieru i wstążek, okrzyki radości i wspólna zabawa. A my: rodzice będziemy się śmiać i płakać na przemian to z z radości, to ze wzruszenia...:) Bo to rodzina sprawia, ze mogę w pełni przezywać cud Świat – tak jak Święta Rodzina była razem tej wyjątkowej nocy ponad 2 tysiące lat temu – tak teraz, każdego roku, my powinniśmy być blisko tych, których kochamy...
Dla mnie Boże Narodzenie jest dniem, w którym szczególnie mocno dziękuje Bogu za to, że mam wspaniałych bliskich: moją małą familię, czyli ukochanego męża i córeczkę i wszystkich pozostałych najbliższych: rodziców, rodzeństwo, babcię, dziadka, szwagrów, ich żony i dzieci.
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam, by były przede wszystkim RODZINNE, spędzone w atmosferze ciepła, spokoju i bliskości.
Mama Julki
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
81.190.*.* 2010.12.26 22:02
miło jest czytać, że ktoś na nowo odkrywa magię świąt bo nie wszystkim jest to dane nawet patrząc na nie oczami dziecka, czasem codziennośc tłumi wszystko. Życzę każdych świat tak cudownych a może i bardziej
Mama Julki 2010.12.18 18:02
Aniu - dziękuję:)
annas82 2010.12.17 13:48
Olu życzę Ci żeby nadchodzące święta były wyjątkowe dla Ciebie i Twojej Rodzinki:)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.