Opublikowany przez: annas82 Źródło artykułu: wigilia,boże narodzenie,potrawy wigilijne 2010-12-14 09:04:03
Odkąd pamiętam, mieszkając jeszcze w moim domu rodzinnym, kolacja wigilijna zawsze spożywana była u rodziców mojej mamy. Babcia zawsze dbała aby jej dzieci, wraz ze swoimi rodzinami, spędzały ten ważny wieczór razem, całą kilku pokoleniową rodzina. Było nas kilkanaście osób i choć miejsca było mało, każdy mógł spróbować każdej z dwunastu przygotowanych przez babcię potraw.
Potem obowiązkowo było śpiewanie kolęd i rozmowy o wszystkim i o niczym, aż do wyjazdu na pasterkę, która była nieodłączną tradycją Bożego Narodzenia. Już jako kilkuletnie dziecko uczestniczyłam we mszy o północy, choć w pierwszych latach zdarzało się, że przysnęłam w trakcie. Nikt nie miał o to pretensji, byłam przecież dzieckiem.
Z czasem na kolacji wigilijnej było coraz mniej osób. Najpierw wyłamała się młodsza córka dziadków. Tłumaczyła to faktem, że jej mąż chce wigilię spędzać w swoim domu. Do dziadków przyjeżdżali albo na chwilę po kolacji, albo w pierwsze lub drugie święto. Podobna sytuacja była z jedynym synem, który choć mieszkał w tym samym domu (dom przerobiony na dwu lokalowy), wolał zjeść kolację z żoną i swoimi dziećmi.
Potem też wpadali na moment i za chwilę jechali dalej do rodziny. Patrząc na to z boku widziałam, że dziadkom było coraz bardziej przykro, że ich własne dzieci mają coraz mniej chęci żeby spędzać z nimi święta.Tylko moi rodzice oraz ja jeździliśmy na wigilię do momentu, gdy babci starczało sił żeby przygotowywać świąteczną kolację.
Potem to moja mama przekonała dziadków, że to ona będzie przygotowywała wspólną wigilijną kolację w moim domu rodzinnym.
W momencie gdy pobraliśmy się z moim mężem kwestia wigilii jeszcze bardziej się skomplikowała. Ja chciałam spędzać ją z moją rodzina, a mój mąż ze swoją. Rozwiązaliśmy to w ten sposób, że na naszą pierwszą wspólną wigilijną kolację zaprosiliśmy naszych rodziców oraz dziadków do domu rodzinnego mojego męża, w którym to zamieszkaliśmy po ślubie.
Z uwagi na fakt, że ja byłam wtedy bardzo wysoko w ciąży, żeby było mi lżej, każdy z zaproszonych przyniósł ze sobą jakąś potrawę. Fajna to była wigilia, ale jedyna, bo kolejne lata niosły ze sobą komplikacje.
W następnym roku moja mama wyszła z inicjatywą i zaprosiła nas do siebie na wigilię. Miałam małe dziecko i chciała mi w ten sposób ułatwić sprawę. Zgodziliśmy się, ale gdy o fakcie dowiedziała się teściowa, sprawa już nie wyglądała tak prosto.
Przekonała mojego męża do tego, że wigilijną kolację trzeba zjeść w domu rodzinnym (tylko, że moim domem rodzinnym był dom rodziców) i zjedliśmy ją ... sami - we trójkę, a potem poszliśmy podzielić się opłatkiem z moimi teściami i pojechaliśmy do moich rodziców. Byłam wtedy zła na teściową, miałam żal o to, że wtrąca się w nasze życie, choć sama żadnej alternatywy nie zaproponowała.
Przez kolejne lata historia się powtarzała, wigilia w trzyosobowym gronie, potem chwila u teściów i wizyta u moich rodziców.
Miniona wigilia była inna. Z uwagi na fakt, iż szwagier ze szwagierką zamieszkali u moich teściów, teściowa zaproponowała żebyśmy wszyscy razem wspólnie zasiedli przy wigilijnym stole. Każdy miał coś przygotować, a kolację mieliśmy zjeść u teściów. I tak było, choć komunikacja między nami szwankowała mocno. Potrawy się dublowały, każdy jadł co chciał (nie tak jak u moich dziadków, że każdy musiał spróbować każdej z potraw znajdujących się na stole).W sumie nie było źle, choć jakoś atmosfery świąt nie czułam.
Nadchodzą kolejne święta. Teściowa jest chora i już zapowiedziała, że kolacji wigilijnej nie będzie przygotowywała, bo przy chorej wątrobie tradycyjnych potraw nie może jeść. O moim teściu i drugim szwagrze wogóle nie pomyślała. Szwagierka we wigilię pracuje (ja zresztą też), ale razem z mężem i ich synem zamierzają kolację zjeść sami.
I co ja mam zrobić? Postaram się przygotować tyle ile zdołam i zaproszę teściów na wspólną kolację. Teściowa nigdy moją przyjaciółką nie była i nigdy nie będzie, ale w końcu to rodzina mojego męża i razem mieszkamy. Jak to będzie wyglądało, zobaczymy. Mam nadzieję, że wszystko się uda i w miłej atmosferze spożyjemy wspólnie wigilijną wieczerzę.
Taka sytuacja jak tegoroczna uświadamia mi, że życie bywa okrutne. Dopóki człowiek jest młody i zdrowy potrafi radzić sobie sam ze wszystkim. Z czasem, gdy dopadają go choroby czy w końcu starość, zaczyna być zależny od innych, choć często bardzo trudno mu się przyznać do tego, że pomocy takowej potrzebuje.
Ja nie będę czekać aż teściowa powie, że potrzebuje pomocy. Zrobię to co chciałabym, aby zrobiła kiedyś dla nas nasza córka, co zrobiła moja mama dla swoich rodziców - zachowam się jak dorosła osoba i wyręczę w tym co mogę osobę, która nie ma już sił i chęci, aby robić cokolwiek. Mam nadzieję, że zasłużę tym choć na uśmiech.
Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia chciałam życzyć wszystkim odwiedzającym naszą stronę wesołej, spędzonej w radosnej i rodzinnej atmosferze Wigili oraz kolejnych dni świątecznych. Abyście nigdy nie musieli spędzać tego ważnego dnia w samotności...
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Babcia Ali i Mai 2010.12.28 07:52
Aniu! Teraz Ty Tworzysz swój dom. I ty decydujesz co i jak. I Ty wprowadzasz swoje tradycje korzystając z doświadczeń swojej Mamy. I nie przejmuj się, że komuś się to nie podoba. To jego problem nie Twój. Ty dbaj o swoją rodzinę, tak jak napisała Kasia. Ona ma rację. Wszystkiego dobrego życzę Tobie i Twojej rodzinie.
Mama Julki 2010.12.14 17:13
Tak, Aniu, bo dom to nie cztery ściany - dom trzeba budować miłością! I Można mieć go wszędzie!:)
Isabelle 2010.12.14 12:31
Dom jest tam gdzie serce Twoje:)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.