Opublikowany przez: asiula221 2012-03-15 21:34:39
Każda chwila, i ta najbardziej krucha i nawet ta długa jak wieczność, uczy nas pamiętać o sobie i innych”.
Żadna kobieta nie jest w pełni przygotowana, by być mamą. Choć rodzimy się i jesteśmy przygotowane do macierzyństwa, to tak naprawdę prawdziwej miłości uczymy się dopiero po przyjściu na świat naszego maleństwa.
Kiedy dowiedziałam się, że zostanę mamą, nie była to chwila jak na filmach o wielkiej miłości, o uczuciu, o jakim marzymy całe dzieciństwo. Przez całą ciążę targały mną sprzeczne emocje. To były chwile naprawdę ciężkie, bo nie miałam wsparcia w nikim. Mieszkałam z dala od rodziny, przyjaciół, a mój życiowy partner niestety nie rozumiał, że już właściwie jest ojcem i powinien się nami opiekować. Mimo wszystko wierzyłam, że sobie poradzę … Przez każdą chwilę rozpaczy, smutku, żalu i zwątpienia wierzyłam, że to się zmieni, tylko jeszcze nie bardzo wiedziałam kiedy.
Kiedy Mateuszek urodził się prawie 5 tygodni przed planowanym terminem zupełnie nie docierało do mnie, że już jest na świecie. Miłości uczyłam się z każdą bezcenną chwilą, z każdym jego oddechem, z każdą łzą. Uczyłam się rozumieć jego potrzeby. Stałam się spokojniejsza. Zaczęłam podświadomie odsuwać pewne rzeczy na bok. Cieszyłam się każdą chwilą spokoju , a jednocześnie brakowało mi pośpiechu i krzątaniny. Chwilami czułam się zmęczona, ale nigdy nie aż tak, by mieć dosyć. Takich chwil jest wiele, i tych złych i dobrych. A wśród nich …
CHWILA 1
Gdy po raz pierwszy przyłożyłam Mateusza do piersi. Poczułam ogromną więź, a zarazem ogromną odpowiedzialność za tak kruchą istotkę. Tak niewinną i tak zależną ode mnie, że na bok poszły wszelkie zmartwienia. To wszystko, co tkwiło w głowie przed porodem, jakby zupełnie przestało istnieć.
CHWILA 2
Nie mogłam jak inne mamy zabrać swojego maleństwa do domu, musiałam czekać na to trzy tygodnie. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to już dziś, i każdego dnia byłam coraz bardziej zrozpaczona. Gdy go w końcu zabrałam, najwspanialsze było to, że mogłam go wziąć w ramiona bez towarzystwa lekarzy, pielęgniarek, już w domu.
CHWILA 3
Na pierwszy uśmiech musiałam troszeczkę poczekać. To nie ja byłam obdarowywana uśmiechami, ale wszyscy inni wokół mnie. O mnie jakby Mateusz zapomniał albo mnie ignorował. Pierwszy prawdziwy uśmiech, „tylko mój” znaczył tak wiele.
CHWILA 4
Kiedy po raz pierwszy Mateuszek zjadł przecieraną zupkę. Pierwszy poważny posiłek, który w dużej części zamiast do brzuszka trafił na kocyk, ubranko, podłogę. Aż nieprawdopodobne, jaki to był rozrzut.
CHWILA 5
Tak długo wyczekiwaliśmy pierwszego ząbka, że kiedy już wyszedł, prawie go przeoczyliśmy. Pierwszy chyba najbardziej ostry.
CHWILA 6
Długo Mateuszek nie raczkował. Zamiast raczkować wolał pełzać, odpychał się nogami. Szło mu to czasem bardzo ciężko. Denerwował się, gdy inni byli szybsi od niego. Początki nie były łatwe. Najpierw raczkował jedną nogą, a drugą ciągnął za sobą. Kiedy jednak zaczął już raczkować, było to nie lada wydarzenie. Wielkie osiągnięcie, a zarazem poczucie, że on dorasta coraz bardziej i pewnego dnia nie będzie mnie już potrzebował. Człowiek jest dumny w takich chwilach, ale jednocześnie czuje lęk, że czas płynie tak szybko, a chciałoby się go zatrzymać…
CHWILA 7
Pierwsze urodziny to najważniejsze urodziny. To czas refleksji nad tym, co było i co będzie. To podsumowanie całego roku. Taki własny bilans życia - jak się zmieniło. I obietnice, plany na przyszłość. Pewnie Mateusz niewiele z tego rozumiał. Skąd nagle tylu ludzi? Skąd tort w kształcie piłki nożnej? To było bardziej nasze święto.
CHWILA 8
Pierwsze słowo Mateusza. Nie „mama” czy „tata” tylko „Acia” czyli moje imię, Asia. Nie czułam się gorsza, wręcz wyróżniona.
CHWILA 9
Pierwsze samodzielne kroki Mateusz zrobił bardzo późno. Znowu długo nam kazał czekać. Były niepewne, ale rzadko upadał, zupełnie jakby wiedział co robi. Najwspanialsza chwila: kiedy wyciągnął po raz pierwszy rączki i zrobił parę kroków, bym mogła go wziąć na ręce.
CHWILA 10
Gdy po raz pierwszy zostawiłam Mateusza na noc z dziadkami był całkiem „dużym mężczyzną”. Te jego półtora roku życia to była również moja walka samej ze sobą, walka z nadopiekuńczością. Wcześniej wierzyłam, że jest tylko mój. Byłam samolubna, nie chciałam się nim dzielić… W głębi serca czułam, że będę złą mamą, jeżeli go zostawię nawet na godzinę z dziadkami. I tak kilka miesięcy byłam więźniem własnej obsesji, że tylko ja jestem w stanie dobrze się nim zająć. Musiało minąć sporo czasu, aż zrozumiałam, że nie na tym polega bycie mamą. Że trzeba być umiarkowanym we wszystkim, o się robi. Byłam samodzielna i niezależna, myślę, że osiągnęłam wiele. Pierwszy raz wyszłam gdy już spał, wróciłam, gdy jeszcze spał. Nie obudził się, nie zapłakał, nawet mnie nie potrzebował.
CHWILA 11
Pamiętam, że gdy Mateuszka nie było jeszcze na świecie, czytałam artykuły „Jak przetrwać pierwszy dzień w przedszkolu” itp. Teraz myślę, że to takie błahe i bez znaczenia. Ale gdy pomyślę głębiej, to pierwsze dni w przedszkolu były dla nas ciężkie. Mateuszek nie chciał ogarnąć „dyscypliny” przedszkola. Nie chciał słuchać pań, jednak bardzo szybko się przyzwyczaił. Teraz każdego dnia wstaje, śpiewa piosenki, a nawet stara się ubrać sam, byle jak najszybciej być w przedszkolu.
CHWILA 12, 13, 14,15 itd.
Jest tak wiele ważnych chwil. Każdego dnia setki, tysiące. Często się o nich zapomina, bo są takie zwyczajne. Każda trwa sekundę albo dłużej – chwila smutku złości, szczęścia. Każda sprawia, że coś mija, nie powróci. Każda łza, każdy uśmiech Mateusza, każde jego słowo, gest sprawia, że jestem dumna z bycia mamą. Dziękuję Bogu, że go mam. Przed nami jeszcze wiele chwil. Tych ważnych, najważniejszych.
„Moja nowa życiowa rola – rodzic KONKURS”.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.