Opublikowany przez: ULA 2012-04-15 09:53:56
Jak co dnia pojechałem z samego rana do pracy, 80 kilometrów od domu, a żona ze starszą córeczką zostały same. Nagle telefon – dziwnie boli mnie brzuch. Pytam czy mam przyjeżdżać, mówi że nie, to przecież jeszcze nie dziś. Za godzinę kolejny: złapał mnie pierwszy skurcz, przyjeżdżaj.
W jednej chwili porzuciłem wszystko, wsiadłem w samochód i gnałem do domu. Całe szczęście, że akurat tego dnia pojechałem do pracy samochodem, nie busem jak zawsze, gdzie podróż w jedną stronę zajmowała czasami do trzech godziny.
Zawsze jestem ostrożny, jeżdżę spokojnie, ale tego dnia gnałem szybko jak tylko się dało. W tym czasie telefon „ Skurcze już są już regularne, za ile będziesz”. Mówię za 5 minut, już prawie jestem pod domem. W niespełna godzinę zjawiłem się w domu. Żona w kurtce, gotowa do wyjścia, córeczka ubrana, ale zapłakana, przerażona że cos dzieje się z mamą i słowa żony „już nie dam rady zejść do samochodu, dzwoń po pogotowie”.
Zadzwoniłem… pobiegłem na klatkę pootwierać wszystkie drzwi by szybciej trafili… Jednak mała pchała się na świat coraz szybciej i szybciej. Ja szczęśliwy, że zdążyłem dojechać, że nie jest sama, a zarazem przerażony sytuacją, bo przecież to wszystko miało inaczej wyglądać i dziać się w innym miejscu, w szpitalu, przy lekarzu … dzwonie na pogotowie ponownie, pytam co robić ...
Po 3 minutach przyjechali … ale ja szczęśliwy już trzymałem na rękach naszą małą kruszynkę owiniętą w ręcznik, a starsza już siostra powiedziała „o dzidzi jest, dzidzi”. Sprawdzili, czy z małą i mamą wszystko w porządku. Dali mi przeciąć pępowinę i zabrali dziewczyny do szpitala. Zostałem z córką, która też okazała się bardzo dzielna, bo kto by przypuszczał, że taki maluch jak ona będzie przy narodzinach swojej siostry..
Ciężko jest opisać co tego dnia czułem. To była na pewno wielka ulga. Ulga, że nie było żadnych komplikacji i wszystko poszło tak szybko, nie było czasu na zastanawianie się. Strach i przerażenie gdy wziąłem małą na ręce.
Ogromne szczęście, że wszyscy już jesteśmy razem. Wielka duma, gdy w szpitalu od położnych usłyszałem „to pan jest tym bohaterem co odebrał poród”. To chyba była dla mnie nagroda od losu za to, że przy pierwszym porodzie nie mogłem być, nie mogłem nawet odwiedzić żony i dziecka w szpitalu, zobaczyłem je dopiero przy wypisie.
Tak wyglądał dzień, który zupełnie odmienił moje życie, na lepsze, piękniejsze, nadał zupełnie inny sens brzmieniu słowa „ojciec” … Od tamtej chwili otaczają mnie trzy niesamowite kobiety, bardzo do siebie podobne, a jednak każda z nich zupełnie inna. Z dumą mogę powiedzieć, że bycie ojcem to najlepsza rzecz jaka mnie spotkała.
Moja nowa życiowa rola – rodzic KONKURS praca nadesłana na adres e-mail
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.