Opublikowany przez: Wxxx 2011-02-04 11:55:52
Był rok 2000 , spodziewałam się drugiego dziecka. Termin miałam na 1 maja, od razu mi się on spodobał, Święto Pracy. Ciążę znosiłam o wiele gorzej niż pierwszą. Od początku miałam mdłości, wymiotowałam, aż do 6 miesiąca. To pewnie było powodem, że w tej ciąży przytyłam tylko 4 kg!
W 6 miesiącu okazało się, że mam już rozwarcie na 3 cm. Dostałam leki podtrzymujące ciążę. Pamiętam, że kwiecień tego roku był bardzo ciepły. Dużo spacerowałam i marzyłam o tym, by moje dziecko nie urodziło się zbyt szybko. Na szczęście dochodziłam do terminu. Minął 1 maja, 2, mijały kolejne dni i nic się nie działo. Od 5 maja chodziłam na badanie tętna dziecka, a 8 maja Pani doktor zdecydowała, że 9 maja mam się zgłosić do szpitala na wywoływanie porodu.
Już w nocy budziłam się kilka razy, czułam lekkie skurcze, ale dotrwałam do rana i o 8.00 znalazłam się na oddziele. Podłączono mnie do ktg, które oczywiście żadnych skurczów nie rejestrowało, trzy razy rodziłam i zawsze tak było. Podczas obchodu zdecydowano o podaniu mi oksytocyny. Kiedy podłączono mi kroplówkę, dopiero zaczęła się niezła jazda!
Skurcze były coraz silniejsze, a ja leżąc pod kroplówką i ktg nie mogłam się praktycznie ruszać. Bolał mnie strasznie krzyż, czułam jakby mi ktoś wykręcał nerki! Obok mnie siedziała położna, która co chwila zerkała na zapis ktg, który żadnych skurczów nie rejestrował i spokojnie rozwiązywała sobie krzyżówkę. A ja z bólu powoli zaczynałam syczeć, teraz myślę, że położna myślała, że przesadzam, skoro nic się nie dzieje, a ja tak stękam!
Po godzinie przyszła druga położna i zapytała czy coś się zaczyna dziać. Odpowiedziałam, że mam bóle już co 3 min. Spojrzała na mnie z niedowierzaniem i pokręciła głową. Zdecydowała się mnie jednak zbadać. Okazało się, że mam rozwarcie na 7 cm. Zdecydowano przenieść mnie na porodówkę. Jakże byłam szczęśliwa, że mogłam wstać z łóżka! Odłączono mi na chwilę kroplówkę i mogłam iść do łazienki. Poczułam ulgę, jak dobrze było chodzić w czasie skurczów! Jednak już po chwili przybiegła za mną położna i kazała mi iść na porodówkę, a tam znowu ktg i znowu kroplówka. Przyszedł doktor i wraz z jedną z położnych zastanawiali się jak są zadania na maturze z matematyki. Był to czas matur, a ich dzieci właśnie zdawały egzamin dojrzałości.
W tym czasie dostałam bóle parte i powiedziałam, że muszę przeć. Położna krzyknęła tylko: Jeszcze nie, bo ja nie zdążę wszystkiego przygotować! Ale już po chwili mogłam przeć. Nie trwało to długo. Po 5 min. urodziła się moja córeczka-Julia. Zmierzono ją i zważono, 3800g i 58 cm. Po chwili Mała leżała na moim brzuchu i przyglądała mi się swymi ślicznymi oczkami. Poczułam się jakby czas cofnął się o 3 lata! Julcia wyglądała dokładnie tak samo jak jej starsza siostra i dokładnie tyle samo ważyła i mierzyła! Jej czarne włoski dodawały jej uroku!
Wiedziałam, że od tej chwili jesteśmy już odpowiedzialni za malutką istotkę, która pojawiła się wśród nas! Czułam jak spływają na mnie wielkie pokłady miłości i zastanawiałam się ile dzieci jeszcze mogłabym nią obdzielić. Julkę zabrano na badania, a mnie czekało jeszcze urodzenie łożyska. Jednak czas płynął i nic się nie działo. Położna uciskała mi brzuch, ale to nie przynosiło efektu. Zawołano lekarza, który też kładł mi się na brzuchu i go masował. Po 55 min. urodziłam łożysko. Po godzinie trafiłam na salę, gdzie czekała na mnie moja córeczka. Julcia miała się urodzić w Święto Pracy, ale wybrała inną datę= Dzień Zwycięstwa!
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Isabelle 2011.02.06 19:18
I to było Wasze prawdziwe zwycięstwo!
jagienka 2011.02.04 14:00
Ewa! Moja Julia też urodziła się 9 maja tylko, że 2 lata póżniej... Co za zbieg okoliczności! Wiwat dwie Julki! Toż to niesamowite zwycięstwo! :))))
annas82 2011.02.04 13:08
Byłaś dzielna Ewo:) To było Twoje i Julki zwycięstwo:))
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.