Opublikowany przez: Maniuśka 2011-05-09 00:52:53
Maj- zaraz matura co wiąże się z wielkim stresem szczególnie jeśli jest się tumanem z matematyki ,a trzeba tą maturę napisać i zdać .Mój organizm zawsze reagował na stres brakiem miesiączki i teraz też tak było, a że w czerwcu czekał na mnie jeszcze egzamin zawodowy no i wyniki to brak miesiączki przedłużał się od maja do lipca… co mnie wcale nie zastanowiło czemu tak długo bo zdarzało mi się nie mieć okresu przez pół roku właśnie przez stres .Wyniki przyszły, prawie wszystko powiodło się po mojej myśli.
Któregoś dnia zadecydowałam ,że przejdę się do ginekologa bo już za długo było.
No i 15 lipca dowiedziałam się że jestem w ciąży, w 17 tygodniu! Szok! Wyszłam do Maćka i pogratulowałam mu, że będzie tatą i zaniemówił… to tak jak i ja gdy mi lekarz o tym powiedział. Termin miałam na 28 grudnia.
Ciąża ogólnie przebiegała prawidłowo ,ale mi nie dawała spokoju myśl ,że paliłam, że spożywałam alkohol! I Co teraz z moim, naszym dzieckiem będzie? Czy urodzi się zdrowe i całe?
Postanowiliśmy ,że weźmiemy ślub i nie dlatego że rodzice nam każą czy coś, tylko my sami tego chcieliśmy. Zrobiliśmy skromne wesele dla najbliższej rodziny, a ja za 2 miesiące miałam rozwiązanie. Na własnym weselu tak się bawiłam, wytańczyłam ,że rodzina była pełna podziwu.
Na USG wyszło ,że drugi termin mam na 21 grudnia bo dziecko było duże. Dni płynęły, więcej obaw czy sobie poradzimy, jak minie poród itd..Kto był w ciąży ten mnie zrozumie;)
19 grudnia trafiłam do szpitala bo nie czułam ruchów maluszka. Zrobili EKG przetrzymali mnie 2 dni i wypisali bo wszystko było w jak najlepszym porządku. Szczęśliwa wróciłam do domu bo ile to można leżeć w szpitalu! Odpoczywałam, odsypiałam bo to były dla mnie 2 bezsenne noce…
No i 22 grudnia zaczęło się, o 5 rano zaczęły się skurcze które nie były bolesne, dlatego postanowiłam położyć się spać. O godz. 8 skurcze nasilały się i zaczęły się robić coraz bardziej bolesne i były co 2 minuty. Obudziłam męża, że już się zaczęło, a ten zapytał się czy mi wody odeszły i położył się dalej spać…heh no ale po chwili jeszcze raz pobudka i wtedy już wstał, zaczął się ubierać, ogarniać i jeść śniadanie. Wiedziałam, że ja muszę zjeść coś lekkostrawnego dlatego zaczęłam jeść płatki na mleku, ale nie mogłam usiedzieć w miejscu i moje śniadanie skończyło się na bananie…
Po 10 byliśmy w szpitalu, najpierw izba przyjęć i niemiła pani która na mnie nawrzeszczała, że mogłam przyjechać wcześniej skoro tak mnie boli, bo chciałam chodzić, a jej to widocznie przeszkadzało tłumacząc się, że nie będzie biegać za mną po gabinecie żeby wyciągać ode mnie informacje, odprowadzili mnie na trakt, porobili badania i kazali chodzić, wziąć prysznic. Mój mąż był cały czas ze mną, wspierał mnie, trzymał za rękę i dodawał otuchy jak tylko mógł i mimo ,że zarzekał się ,że nie chce być przy porodzie to był do końca i był dzielny! Lepiej to wszystko zniósł niż ja! O godz 12.00 przebili mi pęcherz płodowy. Teściowa ma koleżankę która jest ginekologiem, kiedyś pracowała w tym szpitalu i wiedziałam ,że po telefonie od niej na oddział lepiej będą się mną, nami opiekować. Otóż właśnie ta pani ginekolog powiedziała ,że jak już wody mi odeszły to jeszcze z 2-3 godzinki i po bólu, niestety u mnie to się nie sprawdziło;( Ból był nie do zniesienia dlatego poprosiłam o znieczulenie i wtedy już było lepiej. Pan anestezjolog był bardzo sympatyczny, przychodził do mnie często zobaczyć jakie są postępy i powiedział mi ,że on powinien być w domu, bo pies mu się zfajdoli na dywan. Hihi rozbawiło mnie to. Na izbie przyjęć lekarz który mnie przyjmował powiedział ,że jeśli do 17 urodzę to na święta wyjdę do domu. Była godz. 15 a ja dalej miałam skurcze tyle, że rozwarcie troszkę stanęło w miejscu. Godzina 17,lekarze uznali ,że dziecko jest daleko w kanale, a rozwarcie jest już pełne więc siłami natury nie urodzę i jeszcze dodatkowo jakieś zakażenie się przyplątało. Uznali ,że będzie cesarka. Z tej adrenaliny nie pamiętam co było na zgodzie którą kazali mi czytać, chciałam już urodzić, dlatego podpisałam. Maciuś wtedy przygotowywał ubranka dla malutkiej i z tego wrażenia nie odprowadził mnie na salę operacyjną… Na sali byłam przerażona dlatego anestezjolog który wcześniej mnie znieczulał, rozmawiał ze mną i powodował ,że mniej się bałam. Kazał mi coś opowiadać, bo jego koledzy i koleżanki to snoby, ale ja jakoś nie mogłam się skupić.
O godz. 18.00 Julia urodziła się, zobaczyłam ją, dotknęłyśmy się policzkami i zabrali ją na badania, żeby sprawdzić czy zakażenie nie przeszło na nią. Mała urodziła się zdrowa i cała, dostała 10 pkt. w skali Apgar, ważyła 3500 g i 55 cm!
Kocham moją malutką trzy osobową rodzinkę i ważne są dla mnie chwile kiedy spędzamy je razem, a naprawdę jest ich dużo. Mimo, że mój mąż zarzeka się że nie chce mieć więcej dzieci to wiem, że przyjdzie taki moment kiedy zdecydujemy się na drugie dziecko(liczę na synka tym razem).A teraz przyglądam się jak nie widzimy świata poza naszą kochaną księżniczką która promienieje z dnia na dzień, choć są lepsze i gorsze dni to kochamy się coraz bardziej… i bardziej…
Maciuś dziękuję Ci ,że jesteś ze mną w tych ważnych dla nas chwilach i że byłeś taki dzielny!!
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.