Opublikowany przez: Mama Julki
Mój pierwszy poród co prawda nie trwał długo (podziwiam dziewczyny, które rodzą po kilkanaście godzin!), bo tylko 4 i pół godziny, jednak zapamiętałam z niego okropny ból, nad którym w żaden sposób nie mogłam zapanować. Co prawda w ciągu 4 lat od urodzenia Julki zdążyłam to wspomnienie mocno zatrzeć w pamięci, ale wróciło, kiedy mój brzuszek podczas drugiej ciąży zaczął się coraz mocniej zaokrąglać i poród był coraz bliżej.
Ból nie był jedynym powodem do lęku. Bałam się także tego, jak starsza córeczka zareaguje na mój pobyt w szpitalu i jak ja poradzę sobie z tęsknotą za nią. Bałam się o to, czy mój mąż będzie mógł być ze mną przy porodzie (ma taką pracę, że nie może w sytuacji alarmowej rzucić wszystkiego i przyjechać do domu). Bałam się w końcu tego, czy będę miała z kim zostawić Julkę! Im bliżej było rozwiązania, tym lęki coraz bardziej mi doskwierały...
Termin miałam wyznaczony na 29.04. Już 3 tygodnie przed czasem byłam przygotowana, na 2 tygodnie przed zaczęło mi się dłużyć, a tydzień przed byłam już kłębkiem nerwów. Córkę urodziłam 3 tygodnie przed terminem, więc nie znałam tego oczekiwania w napięciu. Kiedy 20 kwietnia urodziła szwagierka mieszkająca obok pomyślałam, że chyba już do końca życia będę tak czekać. 23 kwietnia Kamila (szwagierka) wyszła ze szpitala z małym Ksawciem i poszliśmy ich odwiedzić. Mały był słodziutki, a ja głaskałam brzuszek przypominający piłkę i tak bardzo chciałam też już tulić mojego Szymusia w ramionach!
Szwagierka stwierdziła, że jakoś dziwnie wyglądam. Śmiałyśmy się, że miałam apetyt na paluszki rybne – identycznie jak ona w dniu porodu! Sama czułam się jakoś inaczej tego dnia, ale stwierdziłam, że sobie wmawiam...:)
Około 22 położyliśmy się spać. Grzegorz o 4:00 wstawał do pracy. Około 00:30 obudził mnie dziwny ból w dole brzucha. Nie był zbyt silny, ale uporczywy. Początkowo byłam przekonana, że to „macica mi się stawia”, bo ta dolegliwość towarzyszyła mi od 7 miesiąca w obu ciążach. Jednak nie położyłam się już spać, tylko usiadłam na łóżku i obserwowałam, co się dzieje z moim organizmem. Mąż był raczej świecie przekonany, że to fałszywy alarm i jeszcze sobie drzemał w najlepsze! A ja... Możecie wierzyć lub nie, ale przy pierwszym porodzie od razu wiedziałam, że to właśnie to, z kolei przy drugim … Byłam kompletnie zdezorientowana! Nie wiedziałam, czy jechać do szpitala, czy jeszcze poczekać, czy to już, czy może jednak fałszywy alarm. Jednak coś nam mówiło, żeby nie kłaść się już spać. Około 1:30 bóle były już tak silne, że byłam wreszcie pewna, iż Szymek pcha się na świat. Całe szczęście, że moja mama była w domu, bo teściowa tej nocy była w pracy. Zadzwoniliśmy i czekaliśmy jak na igłach, aż przyjedzie do Julki. Mała spała jak aniołek o niczym nie wiedząc, co się dzieje. I tak przespała całą noc, aż do rana, kiedy to tata już czekał na nią z wieściami o braciszku! :) Ale po kolei...
Z domu wyjechaliśmy przed 2:00 w nocy. Do szpitala mieliśmy 25 km. Skurcze były już tak silne, że bałam się, że nie zdążymy... W szpitalu czekała nas jeszcze przeprawa przez izbę przyjęć, gdzie się okazało, że z przejęcia zapomniałam dowodu osobistego. Kiedy wreszcie dotarliśmy na porodówkę, położna oznajmiła, że „Już rodzimy”. Okazało się, że asystuje mi ta sama pielęgniarka noworodkowa, co szwagierce a na dodatek rodzę na tym samym łóżku! Przez cały czas rozmawialiśmy więc i śmialiśmy się z tej sytuacji. Dzięki temu bóle przechodziły jakby … poza mną i nawet nie zauważyłam, kiedy przeszły w parte! Bolało, ale tym razem przypomniałam sobie, jak podczas pierwszego porodu położna kazała mi oddychać: nosem wciągać, buzią wypuszczać! Powtarzałam to sobie jak mantrę i skutkowało! Kiedy zaczęłam przeć, położna dopiero przygotowywała łóżko! Sądziła, ze dłużej to potrwa! Po kilku parciach Szymonek już był z nami. Kiedy położna położyła mi na piersiach ten słodki ciężar poczułam się najszczęśliwsza na świecie! Mąż oznajmił godzinę przybycia synka na świat: 2:55. Jak widzicie nie trwało to długo - 2 godziny i 15 minut - taki czas porodu mam wpisany w książeczce synka. Szymuś ważył 3390 i miał 55 cm – od razu czułam, że to kluseczka w porównaniu do siostrzyczki! Razem z tatą przywitaliśmy go na świecie całuskami.
Miałam to szczęście, ze nie byłam nacinana i potrzebne było tylko kilka szwów w środku. Dzięki temu już kilka dni po porodzie byłam w dobrej formie. Co prawda zaraz po urodzeniu Szymka, okazało się, że ma wadę wrodzoną, ale na szczęście nie zagraża ona zdrowi ani życiu. Wkrótce czeka nas operacja, która jest konieczna, aby Szymuś w przyszłości mógł funkcjonować tka jak wszyscy chłopcy i cieszyć się w pełni życiem. Jednak poza tym drobiazgiem, nasz synek jest zdrowy i pełen życia.
Kiedy Szymek został zabrany do badania, mnie odwieziono na salę, a maż pojechał do Julki. Do pracy już nie poszedł. Śmiejemy się, że Szymek wybrał idealny moment, a strach okazał się mieć wielkie oczy!:)
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
94.254.*.* 2017.10.28 23:47
Ból porodowy nie ma żadnego głębszego sensu.Mój ból porodowy spowodował,że przez ok 3h nie było ze mną kontaktu.Jaki w tym głębszy sens?Dopiero po otrzymaniu zneczulenia(miałam to szczęście)odzyskałam świadomość tego gdzie jestem i co się dzieje więc mogłam reagować na polecenia,współpracować z położną i bezpiecznie urodzić.Dobrze,że mąż był ze mną,bo przez ok 3h mogło się dziać wokół mnie dosłownie wszystko a ja bym o tym nie wiedziała.
79.212.*.* 2017.06.27 21:01
Ja rodziłam naturalnie bez znieczulenia w 2009 - 15 godzin. Chciałam znieczulenie i o nie prosiłam bo tak bolało, ale nikt nie zważał na moje prośby i go nie dostałam. I co Jagutko jestem "głupią babą"? Synek 3500 i 59. II faza bardzo bolesna. Teraz jestem w drugiej ciąży. Po ośmiu latach. To ze strachu. Teraz będę rodzić w Niemczech... I nie boję się bólu tylko że się nie dogadam na sali pogodowej... Wtedy są takie emocje... skupia się tylko na sobie, na swoim ciele...
Mama Julki 2013.12.30 17:39
Nie każdy ma szansę na znieczulenie. Głupie baby to takie, które uważają swój punkt widzenia za jedyny słuszny i z klapkami na oczach wygłaszają osądy o innych, a nie te, które rodzą bez znieczulenia - często bez własnej winy. Może warto zagłębić się w temat, dlaczego ktoś rodzi bez znieczulenia, zamiast od razu wygłaszać takie sądy?
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.