Opublikowany przez: ULA 2013-10-30 11:27:26
Wielu ludzi uważa, że miłość to mówienie "tak" innym i "nie" sobie samemu; że miłość wymaga ciągłych poświęceń, wyrzeczeń, notorycznego stawiania potrzeb kochanej osoby przed własnymi. Jednym słowem - miłość to cudze szczęście, nawet kosztem swojego. Miłość, miłość, miłość...
Pozwolę sobie się nie zgodzić.
Według mnie to właśnie umiejętność mówienia "nie" otoczeniu, stawianie wyraźnych granic swojej autonomi i analogicznie: mówienie "tak" sobie i swoim potrzebom jest wyrazem dojrzałej, wyważonej miłość, podstawą związku, w którym każdy ma swoje prawa i przywileje...
Tak więc moja wypowiedź powinna raczej nosić tytuł: najpierw człowiek, potem kobieta, potem matka...
Jestem mamą - dwójki cudownych dzieci. Pierwszez nich rodziłam "siłami natury", czyli własnymi, bez znieczulenia - przeżylam koszmar przy jego niemal czterech kilogramach. Dlatego przy drugim powiedziałam - cesarka!, a jako że nie było medycznych ku niej zaleceń - tak zwana cesarka na życzenie, płatna oczywiście. Na twarzach mamy, ciotek, teściowej zobaczyłam całą paletę grymasów: od niedowierzania do potępienia, niesmaku.
"Poród musi boleć" usłyszałam, "Nie lepiej kupić za te pieniądze coś dla dziecka?". "Nie musi - odpowiadałam - i nie lepiej". Przy pierworodnym szybko okazało się, że zbyt wiele czasu poświęcam studiom, mam za dużo ubrań i powinnam ściąć włosy, ponieważ wymagają zbyt dużo czasu. I najlepiej, zebym wcale nie wychodziła z domu. Hmmm.
Matka to nie inkubator, to też człowiek. Czasami mam jednak wrażenie, że zapomina o tym nie tylko otoczenia, ale i sama zainteresowana.
Nieraz na placu zabaw czy spacerze zdarza mi się podsluchać jakąś dłuższą rozmowę dwóch matek: dziwię się, jak wiele takich wymian zdań sprowadza się jedynie do dzielenia sie informacjami na temat dzieci, wychowania, zakupów, prowadzenia domu...tak, jakby z początkiem roli matki i żony kończyła się rola kobiety.
I może rzeczywiście dla niektórych tak jest; może rzeczywiście w życiu niektórych (nie tylko) kobiet panuje taka pustka, że potrzebują mężczyzny i/lub dziecka aby ją wypełnić, iż wpadają w tę miłość jak w toń, bez reszty... Problem polega jednak na tym, że często taka miłość, pragnienie uszczęśliwienia za wszelką cenę tej drugiej osoby polega na byciu całkowicie do jej dyspozycji. I dawanie, i branie jest przyjemne, jednak na dłuższą metę brak rówowagi pomiędzy nimi w związku nie ma szans okazać się wartościowym - dla żadnej ze stron...
Bo co, ile i jak długo ma czerpać z siebie kobieta, której całym życiem jest jej partner czy dziecko? A kiedy jedno z nich odejdzie, wyjedzie, zmieni się nie do poznania uczucie, że nie jest się już potrzebnym może doprowadzić do załamania...Sama miłość nie wystarczy aby zbudować zdrowy, pełny związek...
Mnie też nie było łatwo połączyć macierzyństwa, prowadzenia domu, studiów, działalności dospodarczej i bycia sobą. Nie zawsze, właściwie to rzadko po wstaniu z łóżka mam czas i enegrię na robienie pełnego makijażu, układanie starannej fryzury i szukanie bluzki idealnie pasującej do spodni; nie zawsze kładąc się spać pamiętam o zastosowaniu maseczek, serów, peelingów, olejków, dedykowanych kremów...ale staram się być po prostu zadbaną kobietą, która wie, co w modzie piszczy, chociaż nie podąża za nią ślepo...
Uwielbiam moczyć stopy w ciepłej wodzie, malować paznokcie na czerwono, kupować bieliznę, zawsze noszę perfumy - takie małe rytuały, które maja dla mnie jako kobiety duże nzaczenie...
Sofia Loren powiedziała kiedyś, że kobieta szczęśliwa to równocześnie kobieta piekna. Zgadzam się z nią - myślę, że prawdziwe piekno płynie z wnętrza, z poczucia spełnienia, zadowolenia, z życia w zgodzie ze sobą i swoimi ideałami.
Zanim poznałam mojego męża i urodziłam dzieci, codziennie godzinami oddawałam sie swojej największej pasji - literaturze. Lata minęły, a ja wciaz staram się każdego dnia przeczytać choćby kilka stron dobrej książki przy filiżance kawy w ciągu dnia lub kieliszku wina wieczorem. Jeśli jestem zbyt zmęczona, wybieram film lub leniwe serfowanie po internecie, ale w takiej czy innj formie staram się dobrze wykorzystać czas, który mam tylko dla siebie.
Kino, teatr, kawa z koleżankami przypominają mi, że istnieje zycie poza scianami mojego domu, istnieją inni ludzie, plany do zrealizowania.
Bycie matką to praca na pełny etat: stajemy się odpowiedzialne za druga osobę, ale ciągle pozostajemy też odpowiedzialne za siebie. Dlatego właśnie nie możemy stać w miejscu i przestać się rozwijać. Starośc zaczyna sie kiedy mamy więcej wspomnień niż marzeń, a kiedy nie mamy tych drugich już wcale - umieramy... Dlatego nie przestaję marzyć i spełniać marzeń - zarówno swoich, jak i mojej rodziny! I tego samego życzę wszystkim.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.