Opublikowany przez: annas82 2011-09-24 14:28:51
Do pójścia do szkoły przygotowywaliśmy się już od dawna. Nawet myśląc o kolejnej ciąży, staraliśmy się wszystko tak zgrać, żeby można było prowadzać dziecko do szkoły. Wiadomo, do ukończenia przez dziecko lat siedmiu rodzic (bądź inna dorosła osoba) musi zaprowadzić dzicko do szkoły (bądź do autobusu) i odebrać po lekcjach. Oboje z Mężem pracujemy i byłoby ciężko pogodzić godziny pracy z godzinami zajęć w szkole.
Na szczęście nasze, a raczej moje, plany się powiodły (choć nie obyło się bez pewnych komplikacji) i nie będzie problemu z w/w obowiązkiem.
Córka od 2 roku życia chodziła do przedszkola w mieście, w którym pracowałam. Było to idealne rozwiązanie, gdyż mogłam rozwijać się zawodowo, a dziecko miało kontakt z rówieśnikami.
W momencie gdy zaszłam w ciążę, która okazała się zagrożoną (co skutkowało przejściem na zwolnienie lekarskie) zrezygnowaliśmy z przedszkola w mieście. Szczęśliwy traf jednak sprawił, że ostatnie dwa miesiące przed wakacjami Maja mogła chodzić do przedszkola unijnego przy szkole podstawowej do której od września miała uczęszczać. Mnie i Mężowi zależało na tym aby córka poznała przynajmniej część dzieci, z którymi przyjdzie jej się uczyć przez następne kilka lat.
Nie było problemu z „przestawieniem się” na coś nowego. Szybko zaakceptowała nowe panie opiekunki oraz dzieci. Chodziła tam z chęcią, zwłaszcza, że już nie musiała wstawać tak wcześnie jak dotychczas, bo zajęcia zaczynały się dopiero o godzinie 9.
Beztroski czas przedszkola jednak szybko minął i po krótkich wakacjach moja 5-latka 1 września ruszyła do szkoły.
Kto bardziej się stresował? Na pewno ja, bo już kilka dni wcześniej myślałam jak to będzie, czy wszystko mamy co jest potrzebne, czy Maja będzie chciała chodzić do szkoły… Po niej nie było zupełnie widać, że zaczyna coś nowego.
W czwartek rano ja już nie mogłam dospać. Tymczasem ona spała w najlepsze i musiałam ją wręcz wyciągać z łóżka. Potem największym zainteresowaniem cieszył się nowy sweterek, który miała założyć na rozpoczęcie … nic innego nie było ważne.
Po śniadaniu ruszyłyśmy wiec do celu … jak wiele innych dzieci.
W szkole oczywiście ruch i szum … starsze dzieci czuły się jak u siebie … tylko 5 i 6-latki, które zaczynały swoją przygodę z edukacją siedziały ze swoimi mamusiami i tatusiami, rozglądając się nieśmiało po sali gimnastycznej, na której pani dyrektor witała wszystkich i oficjalnie rozpoczynała rok szkolny 2011/2012.
Po części ogólnej nastąpiło rozejście się uczniów do klas i tylko „zerówka” została na sali w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Dzieci okazało się na tyle dużo, że utworzono dwie klasy, A i B, gdzie moja córka należy do B. Po ustaleniu która z Pań jest wychowawczynią Mai poszliśmy do ich klasy. Wspomnienia odżyły, gdyż w klasie obok spędziłam ostatnie trzy lata nauki w szkole podstawowej …na tym samym korytarzu też spotykałam się z moim Mężem;)
W klasie Pani przekazała podstawowe informacje i po ok. 30 minutach się rozeszliśmy.
A Maja co? Zero stresu, jakiegoś większego przejęcia … chyba po kilkuletnim pobycie w przedszkolu nie takie rzeczy widziała …
Cieszę się, że moja mała-duża córka okazała się tak dzielną osobą i z wielką chęcią chce chodzić do szkoły. Ba, nawet zażyczyła sobie, że ze szkoły wracać będzie autobusem … fakt, że to tylko kilometr, ale ile frajdy!
I tak sobie chodzi do nowej szkoły od prawie miesiąca … jak będzie jej szło dalej … nie wiadomo, ale myślę, że wyrośnie na ludzi:)
Wszystkim 5 i 6 latkom, które rozpoczęły nowy rok szkolny w nowej szkole życzę samych sukcesów oraz udanej zabawy z kolegami i koleżankami. A rodzicom życzę, żeby się nie stresowali i nie trzęśli nad swoimi pociechami … na pewno sobie poradzą!
Naskrobała Anna S.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.