Opublikowany przez: anka_ego 2013-11-06 10:56:44
Czy nadmierną troską można zrobić dziecku krzywdę? Oczywiście. Jestem tego najlepszym przykładem. W domu się nie przelewało, ojciec hmm, był jaki był. Mama próbowała to wszystko ogarnąć ale (WYBACZ!) średnio jej wyszło. Koniec końców uzależniłam się emocjonalnie od domu, nie umiałam spokojnie "wyfrunąć" z gniazda, bez poczucia, że zostawiłam mamę i brata, że zostali bez pomocy, że jestem niewdzięczna... Moje dorosłe życie? Przecież zawsze robiłam coś na przekór, wybrałam nie taką szkołę, rzuciłam studia, wyjechałam do Warszawy... "To tylko kolejny kaprys, wróci." mówili...
Nie wracałam, pracowałam, super sobie radziłam. Zanim znalazłam mieszkanie już miałam pracę. Sama w stolicy. Nowi znajomi, pseudoprzyjaźnie (dziś to wiem, niestety...). Poczułam, że żyje. Ufałam ludziom, wierzyłam. Pomagałam rodzinie, miałam na letnie wakacje, zimowe wypady w góry, drogie perfumy, prawo jazdy, samochód. Się działo, się szalało. Kurcze, w końcu mogłam wszystko czego nie mogłam lub nie miałam w domu. Tylko w głowię wciąż kłębiły się myśli "Ty niewdzięczna". Ale rekompensowałam sobie to materialnie. Nowe buty - proszę bardzo. Brat chcę przyjechać na parę dni? Oczywiście zapewnię mu rozrywkę, niech widzi, że wszystko można! Nie starczy pieniędzy? No, przecież jest karta kredytowa, którą bank mi sprezentował z okazji podwyżki w pracy... Się spłaci. Tylko nie nauczono mnie, nie wiedziałam, że samo sie nic nie zrobi... A pieniądze uzależniają...Przyjaciele się rozjechali a ja zrezygnowałam z pracy w Warszawie. A tu kredyt... Pojechałam do Norwegii. Zarobiłam i wydałam - pieniądze rzecz nabyta. Dostałam pracę w Olsztynie, awansowałam w 3 miesiące. Dobrze zapowiadający się hotelarz młodego pokolenia, z pojęciem, z doświadczeniem w sieciowym hotelu marki znanej na całym świecie! Zrobiłam co swoje i jeszcze więcej i... podziękowali mi, wręczając wypowiedzenie. Nie mogłam zrozumieć, przeciez ufałam, pracowałam ponad siły, byłam na każde wezwanie, nie ważne czy święta czy środek nocy. Ale przecież pani prezes tę pracę obiecała znajomej, ja byłam tylko murzynem do najgorszej roboty na początek. Depresja... Niezrozumienie. Po raz kolejny zaufałam...
Wyjechałam na wieś do rodziny, tam był od zawsze mój azyl, miejsce do wyciszenia, myślenia. Tam nikt nie mógł mi nic zrobić, byłam bezpieczna. Wracała wiara w ludzi i spokój w środku. I znów w moim życiu pojawił się ON! Znaliśmy sie tyle lat! Przyjeżdżał, dbał, zabierał na wycieczki. Był i nic nie chciał! Zapomniała, że tak może być. Uśmiechałam się, zakochiwałam. Ale po przerwie zawodowej znów postanowiłam zmienić miejsce zamieszkania - trafiło na Zakopane. Byłam chętnie zatrudniana, młoda, z doświadczeniem. Wyjechałam znów. Nie trwało to długo bo... Tęskniła za NIM. Wróciłam, już tylko dla Niego, do Niego. Zostałam. Zamieszkałam. Wszystko było znów piękne, miało sens, nabierało barw. Tak, jak chciałam, jak marzyłam. Co z tego, że zawodowo klęska, przecież przy NIM mogłam wszystko! Byłam pewna, że nie ważne gdzie, ważne z kim. Oświadczył się, na kolanach, z kwiatami, przy całej podłodze w świecach. Osiadłam, uspokoiłam się, wyciszyłam. Kochałam i byłam kochana. Zaczęliśmy rozmawiać o ślubie, planować, mówiliśmy o przyszłości. Okazało się, że zostaniemy rodzicami! Byliśmy tacy szczęśliwi, razem płakaliśmyy! Zaplanowany już wcześniej ślub przyspieszyliśmy o 2 miesiące... Nic się nie liczyło, nie pamiętałam o przeszłości, nie chciałam. Nie było to wszystko istotne. I urodził się Kacperek, najpiękniejszy, najkochańszy. Wszyscy byliśmy szczęśliwi! Nie nie, wszyscy jesteśmy szczęśliwi do dziś dnia! Żyjemy zdrowo, kochamy się, jesteśmy wspaniałą rodziną!
Historia z happy endem? Otóż nie do końca, przecież mam kredyt, z którym walczę do dziś dnia, przed którym nie ucieknę, nie zostawię za plecami tak jak wszystkiego do tej pory. Walczy, teraz już nie tylko dla siebie. Walczę o normalną rodzinę. Naprawiam błędy. Podjęłam pracę za granicą, jako opiekunka osób starszych, to praca ale i swego rodzaju pokuta. Płacę najwyższą cenę, nierównomierną do popełnionych błędów. Zostawiam rodzinę, moją wymarzona rodzinę. Teraz muszę się podnieść, stanąć na proste nogi, z podniesioną głową. Bo mam dla kogo. Teraz przede wszystkim dla NICH. Bo kocham, bo chcę zapewnić NAM spokój, przyszłość bez listów od komornika, bez długów. Sprzątam swoją przeszłość, żeby przyszłość była kolorowa i obecująca. Bo każdy ma prawo do szczęścia... I ja z determinacją też go zaznam!
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Stokrotka 2018.09.13 20:45
Oj szczęście szczęście.. jest czasem tak blisko a tak trudno je złapać..
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.