Opublikowany przez: Ulinka 2010-05-30 22:25:21
Kobiety, które pozostają w związku mizoginicznym mają nadzieję, że nagle stanie się coś, co odmieni wszystko na lepsze. Dużo bardziej prawdopodobne jest, że stosunki między małżonkami się pogorszą. Ludzie z upływem lat stają się bardziej zawzięci, mniej elastyczni i skorzy do zmian. Jeśli kobieta akceptuje sytuację taką , jaka jest, zrzeka się prawa do traktowania siebie z szacunkiem, dokonuje wyboru, chce pozostać w związku w roli ofiary. Jeśli ma dzieci, wybór dotyczy także ich. Małżeństwa mizoginiczne uczą chłopców, jak stać się agresywnymi, wybuchowymi mężczyznami, a dziewczęta, iż są niewiele warte.
Jak wyzwolić się z mizoginicznego związku? Jeśli próby zmiany sytuacji nic nie dały, pozostaje udać się do specjalisty. Wiele osób wciąż żywi przekonanie, że konieczność odwołania się do fachowej pomocy to oznaka słabości. Przekonani są, że sami sobie poradzą. Jest jednak inaczej. Na ogół mizoginiści traktują terapię jako zagrożenie ich władzy i dominacji w domu. Poza tym nie uznają swojej części odpowiedzialności za problemy i nie są skłonni do szukania pomocy. Proszeni o wspólną wizytę u terapeuty odpowiadają: „To ty masz problem. Nie ja”, „Wiem jak rozwiązywać własne problemy. Nie potrzebuję żadnego specjalisty od psychiki, żeby mi mówił, jak mam żyć”. Prawda jest taka, że rzadko który mizoginista zgadza się poddać terapii, zaryzykuje nawet utratę partnerki, jeżeli ta zagrozi mu, że jeśli nie pójdzie z nią na terapię, to go porzuci.
Gdy okaże się, że wszystkie wysiłki kobiety, aby przyprowadzić ze sobą partnera na terapię, spełzną na niczym, powinna ona skorzystać z pomocy terapeuty dla siebie. Może on służyć jej ogromną pomocą, a także przynieść ulgę w cierpieniu, pomoże uporządkować rzeczy tak, że zdoła dokonać nowych wyborów i będzie umiała podjąć decyzję, kierując się nie strachem, lecz własnym dobrze pojętym interesem.
W małżeństwie z mizoginistą dojście do punktu, gdy kobieta chce odejść, jest momentem przełomowym, który nadchodzi wówczas, gdy nagle ujrzy swego partnera w innym świetle. Wydarzenie, które stanowi o przełomie, bywa nieraz ważne i znaczące, lecz zazwyczaj jest to po prostu ostatnie ogniwo z łańcucha podobnych incydentów.
Decyzja zakończenia związku nigdy nie bywa prosta i łatwa. Wiele kobiet, które wiedzą, że związek jest dla nich zgubny, nadal widzi w decyzji odejścia rzecz złą i świadectwo własnej porażki. Znacznie większą porażką jest trwanie w destrukcyjnym związku niż zdobycie się na jego zakończenia. Oczywiście, zakończenie związku niesie za sobą konkretne problemy. Wynikają one z niepewności w kwestiach finansowych, wychowywania dzieci, układach towarzyskich. Lękom tym towarzyszy często poczucie winy za rozpad małżeństwa, za pozbawienie dzieci obecności ojca.
Każda życiowa decyzja staje się łatwiejsza, jeśli najpierw wszystko się zaplanuje. Plany mogą obejmować sprawy mieszkaniowe, postępowanie z dziećmi, kwestię jak walczyć z samotnością i izolacją. Sporządzenie listy celów oraz sposobów ich osiągnięcia pomoże zmniejszyć lęk przed nieznanym.
Próby odejścia najprawdopodobniej spotkają się ze zdecydowanymi oporami. Nawet najbardziej napastliwy mizoginista może płakać, błagać, obiecywać poprawę. Podstawowe pytanie, które trzeba sobie zadać, zanim podejmie się decyzję o zerwaniu związku brzmi: Czy po przeprosinach i obietnicach nastąpiły kiedykolwiek trwałe zmiany jego zachowania?
Prawdą jest, że lepiej żyć samej niż w toksycznym związku. Przemoc w rodzinie jest poważnym problemem społecznym i jedynym środkiem zapobiegawczym jest zdobycie jak największej wiedzy na jej temat, zarówno po to, by samej nie stać się ofiarą, jak również by zareagować właściwie, gdy doświadcza jej ktoś bliski ( przyjaciółka, matka, sąsiadka itp.).
Na podstawie: Susan Forward, Joan Torres - "Dlaczego on nie kocha, a ona za nim szaleje"
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
89.228.*.* 2011.10.11 20:16
DO 89.68.*.*-jesteś?...jestem też przykładem ,kobiety która USIŁUJE zerwać związek mizoginiczny...napisz prosze.
89.68.*.* 2011.09.06 12:50
Ja jestem przykładem kobiety, która usiłuje zerwać związek mizoginiczny. I, niestety ciągnie się to już kilka tygodni. Udałam się po pomoc do psychologa, jednak nie otrzymuję od niego wystarczającego wsparcia. Myślę, że tylko kobiety, które tego doznały mogą sobie (może) wzajemnie pomóc, dzieląc się swoim doświadczeniem. Zacznę od siebie: 1. Pierwszy raz z mizoginistą miałam do czynienia na studiach. Był to "kolega" - już na pierwszy rzut oka odpychający, jednak... "traktowało się go normalnie".... Były takie dziewczyny, które nawet przez jakiś czas myślały, że to całkiem dobry kolega. Taaa, te które tak myślały, potem gorzko tego "koleżeństwa" żałowały. Mnie też się obrywało, bo niestety na którymś roku mnie podkusiło, żeby zająć miejsce w tym samym rzędzie, co on. Toteż uszczypliwości z jego strony sypały się... a moja reakcja na nie, jakby dolewała oliwy do ognia(!) Wniosek: IGNOROWAĆ Taaa, trochę pomagało, ale nie dostatecznie i nie ostatecznie. Zatkało go na mur - dopiero, jak przy całej grupie kazałam mu się "odp...ić" (niestety do tego doszło) i mówić do mnie per "Pani". Po latach... spotkałam jeszcze jakieś inne kobiety, które miały z nim "do czynienia" zawodowo - szybko się okazało, że miały z nim podobne przejścia. Aż skóra cierrrpnie. Więc - myślałam, że to był przypadek wyjątkowo rzadki i że ja sama z pewnością na kogoś takiego się nie natknę.... Taaa Pomyliłam się.... i to gorzko(!). 2. Zaczęło się podobnie, jak z czasów studiów... Facetnie spodobał mi się zbytnio już na pierwszy rzut oka, ale.... jak to z kobietami zwykle bywa, nie do końca same siebie dobrze słuchają. Natomiast słuchają tego, co mówią im faceci, i naiwnie myślą, że trafiły na chodzącego ideała (no może z jakimiś "drobnymi" mankamentami). Swoją dobrocią (bo potrafi być wyjątkowo opiekuńczy i czuły) sprawił, że zaczęłam mu "jeść z ręki". Ale, jednocześnie: a) sukcesywnie burzył moje poczucie własnej wartości, bo - "inne" są: lepsze, piękniejsze, mądrzejsze ode mnie, wszystko co ja mówiłam to mówiły już jakieś inne itd, itp. b) nie dał żadnych podstaw zaufania do siebie; - bo z tych innych (patrz punkt a.) nigdy nie zrezygnuje - bo przecież to "tylko" koleżanki i "tylko" była żona (która od niego odeszła), - i... mało łeb mu się nie urywał za dziewuchami, jak tylko były w zasięgu jego wzroku - jeszcze się dziwił, że ze mną nie da się nad nimi pozachwycać (!). c) wmawiał mi, że to co napisałam wyżej to wyłącznie mój problem (tak, jakby sam nie miał w tym swojego bezpośredniego udziału). d) wmawiał mi, że wszystko błędnie odbieram, że nie czuję tego co czuję (gdy mówiłam, że mnie nie szanuje), że jest inaczej niż widzę (gdy mówiłam, że jest nielojalny). e) wszystko, co o mnie wiedział, obracał przeciwko mnie - tak, żeby mógł mnie widzieć w niekorzystnym świetle. f) prowokował mnie do tego, żebym go atakowała - dobrze wiedział, jak może mną manipulować, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. g) za każdym razem, gdy próbowałam się od niego uwolnić, błagał i zapewniał, że bardzo mu na mnie zależy. Obiecywał, że będę się czuła z nim bezpiecznie i że będzie już tylko coraz lepiej. A, było..... już tylko coraz częściej i coraz "ciężej" gorzej(!) Postanowiłam odejść. ale, to nie takie proste - nie daje za wygraną - wiecznie wydzwania, wie gdzie mnie znaleźć więc się pojawia bez mojej zgody. - mocno mnie od siebie uzależnił - emocjonalnie (za sprawą huśtawek) oraz fizycznie (bez komentarza). - oczywiście mnie obarczył odpowiedzialnością, że się "zraził do związków". a: "MIAŁO BYĆ TAK PIĘKNIE" "WE DWOJE ZE WSZYSTKIM ŁATWIEJ" "JAKIE TO SZCZĘŚCIE STARZEĆ SIĘ RAZEM" i, która by w to wszystko nie uwierzyła? Ze swojej strony podzieliłam się swoim doświadczeniem, żebyście z boku przyjrzeli się, jak to "niewinnie" wygląda. Choć byłam osobą: niezależną, mającą poczucie swojej wartości i nawet atrakcyjności, a przede wszystkim nie lękającą się samotności!!! - TO BARDZO POTRZEBUJĘ WSPARCIA, żeby wyjść z tego "cało". Pozdrawiam.
Mariusz ex Sopel 2010.06.08 09:44
wiesz, że lubię się droczyć. Przecież nasze posty nie muszą być tylko "poklepywaniem". Oczywiście jestem za napiętnowaniem takich sytuacji bez względu na płeć. wiesz i ja wiem, że mamy rację. ja również nie wyobrażam sobie świata bez - mamy, żony, córek :) - reszta kobiet musi obejść się smakiem :P
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.