Opublikowany przez: coccodrillo 2011-04-21 10:47:12
Poznaliśmy się dzięki siostrze Ślubnego. Z M. poznałam się w 2004 roku, umówiłam się z znajomym na przejażdżkę konną, a on zabrał ze sobą koleżankę, która chciała nauczyć się jeździć. Od samego początku bardzo się polubiłyśmy. M. opowiadała mi o swoim bracie, powtarzając ciągle: „Pasujecie do siebie. Muszę was poznać”. Jednak te swatanie ciężko jej wychodziło. A to ja się rozchorowałam, a to ślubny wylądował w szpitalu na wycięciu migdałków, a to odwołali imprezę na której mieliśmy się poznać itd. itp. Tak minął prawie rok. Pewnego dnia zadzwonił do mnie chłopak M. z prośbą o pomoc w zorganizowaniu przyjęcia urodzinowego – niespodzianki. On mieszkał i pracował w Warszawie, ona w Poznaniu. Nie wiedziała, że on ma przyjechać. Zgodziłam się bez wahania, dostałam nr telefonu do jeszcze nie Ślubnego. Miał mi pomóc w przygotowaniach. Zadzwoniłam. Tak się poznaliśmy, przez telefon, później razem knuliśmy intrygę – jak sprawić aby M. później wróciła do domu, jak zdobyć klucze do jej mieszkania. Niespodzianka się udała, choć było trudno. Dla nas to było pierwsze wyzwanie. Od tego czasu zaczęliśmy się spotykać regularnie. Można powiedzieć z przymrużeniem oka bardzo regularnie :). Ślubny mieszkał około 20 km ode mnie, poza miastem. Widywaliśmy się w każdą sobotę po południu i niedzielę. Szybko zaczęłam spędzać u niego weekendy. Po roku na urodziny dostałam kwiatki i kartkę urodzinową. Podziękowałam, przeczytałam życzenia i zamknęłam kartkę . T. pyta
Zdębiałam, otworzyłam kartkę raz jeszcze. Rzeczywiście na dole malutkim druczkiem było napisane: „W weekend majowy zapraszam na romantyczną podróż do Paryża”.
Możecie sobie wyobrazić jaka byłam szczęśliwa. Marzyłam o Paryżu, chciałam zobaczyć architekturę tego miasta, poczuć jego atmosferę.
Po kilku miesiącach w końcu wyruszyliśmy w podroż. Wiedziałam, że tam T. mi się oświadczy. Nie nosiłam biżuterii więc ciągle robił podchody aby dowiedzieć się jaki mam obwód palca serdecznego. Nie trudno było się domyślić. Nie myliłam się.
Oświadczył mi się w ogrodach Wersalu, na samym końcu jeziorka usiedliśmy na trawie, przed nami było widać pałac Wersalu. W plecaku miał przygotowane wino. Popłakałam się, choć wiedziałam o co zapyta. Przez łzy zgodziłam się. Tego dnia czekała mnie jeszcze wycieczka Sekwaną i romantyczna kolacja. Wymarzone zaręczyny.
Pobraliśmy się rok później w Dzień Dziecka. Ślub na niecałe 50 osób, na drugi dzień poprawiny dla znajomych w stodole. Dwa dni później mieliśmy sesję ślubną – w polu maków i z końmi. I to był dzień, gdy ostatni raz siedziałam w siodle :( Pośpieszyłam się schodząc z konia (byłam na nim w sukni ślubnej). Obcas wbił mi się w miękka ziemię, kolano źle się wygięło. Efekt? Naderwana rzepka. Pomimo wyleczenia boli, gdy zbyt obciążam kolana.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Wxxx 2011.04.21 17:00
My też mieliśmy ślub w Dzień Dziecka! Śliczna historia!
JUICYfruits 2011.04.21 11:40
Cudna historia.. ;) A zareczyny - oj miał pomysł :) Pieknie...
annas82 2011.04.21 11:11
Tylko pozazdrościć takich wspaniałych wspomnień:)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.