Opublikowany przez: ULA 2013-10-30 11:10:31
Trud porodu nie był tak przerażający jak to niektórzy opisują, wręcz powiem szczerze, że bardziej bolała mnie nie jedna wizyta u dentysty. I...wydarzyło się. Przyszła na świat moja cudowna córeczka. Na początku oglądałam ją przez szybę inkubatora, bo z racji wcześniactwa musiała troszkę się wygrzać.
Niestety mała nie miała odruchu ssania i musiała zostać na 2 tyg w szpitalu, podczas gdy ja dostałam wypis. Codziennie płakałam chociaż zdawałam sobie sprawę, że to dla jej dobra. Nie chciała jeść, a ja się zamartwiałam.
Mąż musiał wrócić zagranicę do pracy, a ja zostałam sama z tym wszystkim. Kolejny najcudowniejszy dzień po porodzie to była- nie zapomnę- niedziela, kiedy pani doktor, poinformowała mnie, że w poniedziałek będę mogła odebrać mój skarb ze szpitala. Na drugi dzień byłam z moją perełką w domu.
Czułam się świetnie...niestety tylko psychicznie, że mam ją już przy sobie, że mogę przytulić i cieszyć się, że jest zdrowa. Fizycznie- wysiadałam. Wstawałam do małej w nocy na każde kwęknięcie, ale to nie dlatego byłam wykończona. Mój okres połogu był niepokojący. Krwawiłam przez 2 miesiące, a lekarz powtarzał, że wszystko jest dobrze. Jednak ja czułam, że mój stan nie jest normalny.
Trafiłam do szpitala na łyżeczkowanie. Dobrze, że taki zabieg trwa tylko chwilę, a pobyt w szpitalu również ogranicza się do kilku godzin, bo umarłabym z tęsknoty z moją córeczką. Była jeszcze wtedy takim okruszkiem. Informacja, którą przekazał mi lekarz po zabiegu była okropna. Okazało się, że nosiłam w sobie jeszcze jednodziecko. Tak, tak... byłam mamą bliźniaków dwu-jajowych. Jeden płód zatrzymał swój rozwój w 3 miesiącu. Miałabym dwójkę maluszków.
Moje serce krwawiło, a jednak cieszyłam się, że mam zdrową córkę. Bitwa myśli, w mojej głowie była okropna. Największa radością był moment powrotu do domu i to, że mogłam przytulić Liwię. Byłam niesamowicie obolała i chociaż mama miała mi wtedy pomóc przy córci to chciałam, ją mieć tylko dla siebie. Nie chciałam pomocy, chciałam po prostu czuć, że jest i że jej nie stracę, tak jak moje drugie dziecko.
Czuję, że byłby to chłopiec, mój cudowny Olafek. Kiedyś powiem o nim (niej) Liwii. Niech wie, że miała rodzeństwo. Na pewno nad nią czuwa. Nasz mały aniołek.
Dla mnie początki macierzyństwa były bitwą myśli- radości i smutku po utraconym dziecku. Do tej pory o nim myślę, i nigdy nie przestanę. Wiem, że cały swój czas, miłość poświęcę mojej córeczce. Jest moim skarbem i dlatego muszę swoje emocje żałoby, zahamować.
Cieszę się, że mogę być matką jak dla mnie moich bliźniaczków, chociaż jednego z nich tylko w sercu.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.