W życiu bywa czasami tak, że serce wybiera partnera z tzw. odzysku, innymi słowy - z przeszłością. Nie dość, że partner taki miał już żonę, to dodatkowo jest ojcem. Wówczas rola nowej partnerki życiowej jest nieco bardziej skomplikowana, a dokładniej mówiąc złożona...
Jak pogodzić miłość do ukochanego, nie krzywdząc przy tym jego dziecka, które jest wpatrzone w tatusia i niejednokrotnie upatruje w macosze w pewnym sensie "złodziejkę"?
I trudno jej się dziwić - dotąd tatuś był tylko córuni i niczyj więcej, miała go wyłącznie dla siebie. Nagle znikąd pojawia się jakaś Pani, która chce jej go odebrać. Tatuś już pewnie nie będzie miał tak wiele czasu dla swojej perełki. Będzie bardziej zajęty nową "mamusią", a co gorsza może będą mieli swoje dziecko, które już zapewne całkiem zawładnie tatusiem...?
No i tutaj właśnie trzeba iść po rozum do głowy i zastanowić się - w jaki sposób od samego początku stworzyć dobre relacje z dzieckiem, by nie czuło się odrzucone?
Ja sama miałam taką zagwozdkę - jakieś 15 lat temu. Jakiż to kawał czasu, dopiero teraz, kiedy to piszę, dociera to do mnie...
Poznałam mojego męża, kiedy jego córka Paulinka miała 6 lat i dokładnie, tak jak napisałam wyżej - na początku uważała mnie za rywalkę. Teraz, z perspektywy czasu mnie to bawi, ale wówczas podchodziłam do tematu jak najbardziej na serio.
Mam przed oczami teraz obraz jak idziemy ulicą we trójkę: Sławek w środku i trzymamy się za ręce - z jednej strony ja, a zdrugiej Paulinka. Nagle mała puszcza ojca rękę i wchodzi w środek biorąc nas razem za ręce. Wiem czemu to robi... nie dlatego, by mieć nas razem, lecz bym nie trzymała JEJ tatusia za rękę. Nie jest mi przykro, zastanawiam się tylko: co mogę zrobić, by czuła się bezpieczna i kochana? By nie obawiała się "utraty" tatusia?
Przede wszystkim nigdy nie starałam się wejść w rolę matki, bowiem matkę (czy ojca) ma się tylko jedną i to jest święte.
Jednak z racji tego, że jestem kobietą i to była dziewczynka, to miałam chyba troszkę łatwiejszą sytuację. Łatwiej było myślę do niej dotrzeć. Starałam się być miła i dobra dla Pauliny, ale bez przesady - tzn. nie nadskakiwałam jej. Nigdy też nie wchodzilam w kompetencje ojca, nie podważałam jego zdania - co on powiedział to było "święte".
Myślę, że choć nie od razu, to mimo wszystko dziecko doceniało to. Jeśli miałam odmienne zdanie na temat jakiegoś postępowania, to wyjaśniałam to sobie ze Sławkiem w cztery oczy. Nie można podważać autorytetu drugiego rodzica przy dziecku, to najgorszy błąd wychowawczy z możliwych.
Z czasem Paulina coraz bardziej przekonywała się do mnie, wiedziała już jaka jestem, na co mnie stać. Zaufała mi. Wiedziała także, że nie zabiorę jej tatusia i że jestem po jej stronie.
Mąż również był szczęśliwy - pomagałam mu wybierać prezenty na różne okazje, bowiem jako mężczyzna, nie bardzo umiał temu sprostać. Korzyść była obopólna, gdyż mnie sprawiało radość wymyślanie prezentów dla Pauliny, a potem szukanie ich w sklepach. Uwielbiałam patrzeć jak rozpakowuje prezenty, widzieć ten błysk w oku... bezcenne.
Przez lata te relacje tylko się umocniły i dziś, kiedy pannica ma 21 lat, mogę śmiało powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Dorosła już kobieta ma do mnie zaufanie i rozmawiamy ze sobą jak przyjaciółki. Myślę, że jeśli kiedykolwiek będzie miała jakiś problem, to przyjdzie z tym do mnie.
Jeśli znajdziecie się kiedyś w takiej sytuacji, że pokochacie czlowieka z przeszłością, to nie bójcie się. Rada na to jest najprostsza naświecie: zwyczajnie - kierujcie się sercem. Bądźcie sobą i traktujcie dziecko jak własne. Ot i cała tajemnica....
A kto miałby wątpliwości i chciałby się przekonać czy mi się udało...zapraszam do obejrzenia "Perfekcyjnej Pani Domu" 6 odcinka z 2 edycji - ponoć w telewizji bardzo dobrze widać nasze relacje... :)
Joanna Paszkowska
Zdecydowanie TAK |
|
42,1% |
Raczej TAK |
|
21,1% |
Raczej NIE |
|
5,3% |
Absolutnie NIE |
|
10,5% |
Trudno powiedzieć |
|
21,1% |
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.