Opublikowany przez: monika.g 2016-12-21 17:49:40
Autor zdjęcia/źródło: pixabay.com
Nie jestem zbyt towarzyski, w większych skupiskach ludzi źle się czuję, tłumy mnie irytują. Natomiast gdy jestem z dziećmi mi to nie przeszkadza, nawet w większej grupie. Dobrze mi się z nimi pracuje. To według mnie Boży dar. W swoim życiu nie zawsze pracowałem z małymi dziećmi. Nie mając jeszcze założonej rodziny, w kościele wspomagałem pracę z młodzieżą i ze studentami. Zaczynałem jako wolontariusz w wieku 16 lat i traktowałem to jako hobby oraz chęć realizacji idei mojego chrześcijańskiego życia. Ciesząc się z tego, że jestem chrześcijaninem mogłem pomagać innym, a szczególnie dzieciom w kościele. Teraz pracuję w przedszkolu i zajmuję się zerówką.
Tak. Moją żoną jest wolontariuszka z mojego przedszkola.
Dobra rodzina to jest mama i tata, ponieważ każde z nich trochę inaczej funkcjonuje, trochę inaczej podchodzi do życia i dzieci mając przykład z jednej i drugiej strony rozwijają się po prostu dobrze. W związku z tym postrzegam rolę ojca jako tej osoby, która wprowadza spokój do rodziny, która stara się planować dalekosiężnie, nie podlega emocjom, zachowuje trzeźwy osąd sytuacji, na której można się oprzeć w razie kryzysów.
Kochającym. Miłość to odpowiedzialność, przebaczanie, troska. Są pewne zasady, których nie możemy w rodzinie naruszać, które są bazą. Są również takie, które podlegają dyskusji i zmieniają się wraz z naszym wiekiem czy wiekiem dzieci.
Wiadomo, że rocznego dziecka nie wypuszczę samego na podwórko, ale gdy teraz starsza córka ma 11 lat to już może sama wyjść do koleżanki. Zasady też się zmieniają, ale est taka baza, fundament, która jest niezmienna. Miałem kiedyś taką rozmowę o różnicach między systemem autorytarnym, w którym rodzice nakazują, a dzieci muszą realizować i nie ma tego luzu. System, który jest po części słuszny, bo np. rodzice zabronią, więc dziecko nie sięgnie po narkotyki, itp. Ale nie wychowuje do wolności i odpowiedzialności. Na przeciwnym biegunie jest wychowanie wolnościowe. Tu ojciec, rodzic jest bardziej partnerem dla dziecka. Wydaje się, że to drugie wychowanie jest lepsze, ale w tej rozmowie prowadząca dyskusję doszła do wniosku, że nie ma jednego, dobrego modelu wychowania. Ja jednak uważam, że taki model jest i jest to model biblijny, w którym jest 10 przykazań, są one niezmienne, ale resztę zostawia się sumieniu ludzi. System ten łączy najlepsze cechy systemu autorytarnego i wolnościowego. W wychowaniu małżonkowie muszą rozumieć siebie nawzajem, żeby wiedzieć co jest ważne do przekazania dzieciom. Ja tradycyjnie uważam, że to mężczyzna jest głową rodziny, ale jeśli jest jakiś problem to zawsze pytam dzieci „a co mama powiedziała?”. Nie chodzi więc o to, żebym ja podważył zdanie żony, ani żona moje.
Tak to można by było podsumować. Oczywiście nie zawsze jest tak, że się zapytam co tam żona powiedziała, bo czasem jestem na to zbyt zmęczony, ale generalnie chodzi o szanowanie ustalonych zasad.
Gdy się urodziła pierwsza córka, a jest wcześniakiem, leżała w inkubatorze. Żona bała się, żebym ja takiemu maleńkiemu dziecku nie zrobił krzywdy i trzymała dziecko przy sobie. Dogadałem się więc z pielęgniarkami i gdy żona odnosiła dziecko do inkubatora to ja je wtedy brałem na ręce, żeby żony tym nie martwić. Pielęgniarki też były zdziwione, że się nie boję. Ale czemu miałbym się bać, przecież to moje dziecko i nie zrobię mu krzywdy. Każdy naturalnie ma w genach, że o własne dzieci dba.
Oczywiście. Kwestia tego czy nam się chce to robić. Swego czasu byłem zafascynowany filozofią Fromma, który mówi o wolności. Mówił on, że mężczyźni oddają swoją umiejętność lub wolę do decydowania za tzw. „ciepłe kapcie”. Mimo, że nam łatwiej jest podejmować decyzje to dla świętego spokoju rezygnujemy z tej aktywności i zrzucamy to na nasze partnerki, żony, które nie zawsze mają ochotę lub możliwości do niesienia tego ciężaru. Trzeba więc w ojcostwo włożyć trochę wysiłku, aby być dobrym ojcem.
Nie bałem się, bo to było moje dziecko. Bałem się tylko trochę na początku, bo nie wiedziałem, że małe dziecko oddycha tak szybko i trochę mnie to martwiło. Potem pielęgniarki mi wyjaśniły, że to nie jest żadna wada tylko dzieci tak właśnie oddychają i już nie miałem obaw.
Pierwszą grę stworzyłem mając 10 lat. To były czasy PRL-u, więc ciężko było cokolwiek dostać. Gra była opracowana na zasadzie Monopoly czy Biznesu. To była pierwsza gra, którą chciano ode mnie kupić (chciał mi za nią zapłacić kolega z letniego obozu). Potem robiłem kolejne gry, w które grałem z kolegami z podwórka. Gdy już zacząłem pracować i dzieci w przedszkolu interesowały się grami typu Chińczyk pomyślałem, że mogę tę umiejętność, którą kiedyś miałem wykorzystać do pracy z dziećmi.
Zacząłem robić te gry do pracy w przedszkolu, na zajęciach jako uzupełnienie programu realizowanego z dziećmi. Łatwiej jest zagrać nawet kilka razy pod rząd w tę samą grę niż 5 razy tę samą historię opowiedzieć, bo to może być nudne. Dzieci grając uczyły się, zdobywały nowe umiejętności. Często pożyczały je ode mnie. Uznałem więc, że skoro pożyczają to łatwiej będzie udostępnić je online. Tak, żeby każdy miał do nich dostęp, mógł sobie pobrać, wydrukować i grać.
Samo przesuwanie pionka po polach uczy dzieci motoryki. Granie uczy zasad i tego jakie korzyści są ze stosowania tych zasad i jakie są konsekwencje ich łamania. Wiadomo, że są dzieci, które chcą oszukiwać i za wszelką cenę wygrać. W czasie grania uczymy je jak powinny postępować w życiu. Jeśli będą oszukiwać to zapewne wygrają raz czy dwa, ale potem nie będą miały z kim grać, bo z oszustami nikt nie będzie chciał się bawić. W związku z tym wyciągają wnioski, że może im się to opłacić, ale tylko na chwilę, a na dłuższą metę to jest zupełnie nieopłacalne, budzi negatywne emocje.
Gry uczą dziecko również radzenia sobie z porażką. Istnieją takie gry, w których nie da się przegrać, można jedynie dłużej lub krócej grać. To buduje wiarę we własne możliwości. Są też gry, w które gramy całą drużyną, mamy do wykonania zadanie. W takiej grze nie ma jednego przegranego, jeśli przegrywają to wszyscy. Jeśli wygrywają to też wszyscy. Dzięki temu łatwiej pogodzić się z porażką.
W grze tematycznej, np. „Historia Polski” dziecko nauczy się jakie wydarzenia rozgrywały się na przestrzeni wieków w naszym kraju. Gry rozwijają logiczne myślenie, pozwalają dziecku podejmować decyzje, które wpływają na następny ruch, łatwe do przewidzenia, ale również takie, które opierają się o całą strategię gry. W grze „Hodowca królików” – dzieci mają określoną liczbę królików i pieniędzy. Jadą na targ, a tam króliki kosztują od 1 do 4 monet. Mogą je kupić lub sprzedać, ale zawsze muszą pamiętać, żeby została jedna moneta na jedzenie dla królika. Były takie dzieci, które prawie się popłakały, bo zabrakło jedzenia. Brzmi to nieco strasznie, ale w konsekwencji dzieci później już pamiętały, żeby zostawiać tę jedną monetę na jedzenie dla zwierzątka. Lepiej przećwiczyć taką stratę w grze niż w rzeczywistości. Dzieci musiały również podejmować decyzje czy chcą sprzedać królika czy go kupić za taką cenę, jaka wypadnie na kostce. Rzut kostką niczego nie gwarantuje, jest losowy, przypadkowy, więc uczy też ryzykowania oraz planowania nieprzewidywalnych skutków. Granie uczy również wytrwałości, bo można przegrywać wiele razy, ale się nie poddawać i grać dalej. Są też takie gry, w które gra się dość długo, więc nie trzeba jej od razu zwijać jak się znudzi tylko odłożyć na bok i wrócić do niej następnego dnia. Dzieciom z zaburzeniami ze spektrum autyzmu gry pozwalają na naukę przemienności ruchów. Takie dzieci koncentrują się na sobie, na tym co jest ich, a gra uczy je, że gram "raz ja raz ty". Uczy w ten sposób również kultury, zwrotów grzecznościowych „dziękujemy”, „zapraszam do gry”. Nawet takiej zwykłej rzeczy jak posprzątanie po sobie, spakowanie, żeby się coś nie zgubiło, no bo jak się zgubi to drugi raz już nie zagramy.
Kiedyś graliśmy dość często. Ostatni raz to było kiedy starsza córka miała kłopoty z matematyką w szkole. Stworzyłem dla niej grę, która ułatwiała jej tę naukę. Teraz dziewczyny wolą więcej siedzieć przy komputerze.
Są dwie możliwości. Mam temat i do niego tworzę, albo inspiruję się znalezionymi w sieci zdjęciami. Albo jest pomysł i do niego szukam rozwiązania, albo spodoba mi się zdjęcie, do którego tworzę grę. Bywało też tak, że tworzyłem gry gdy ktoś o nie prosił na mojej stronie internetowej. Córki również inspirują do tworzenia gier, gdy jest im coś potrzebne do nauki lub gdy spodoba im się jakaś bajka i na jej podstawie robimy grę. Czasami robię je jako prezenty dla kolegów i koleżanek moich dzieci.
Gier jest 150. Wcześniej miałem hosting na innym serwerze, ale niestety firma zbankrutowała, a nie było możliwości zrobienia kopii zapasowej. Większość z tych gier udało mi się odzyskać, głównie od znajomych, którzy zdążyli gry pobrać lub sam je do nich wysyłałem. Skanowałem też te, które miałem już wydrukowane. Dlatego teraz, mimo że udostępniam wszystkie gry za darmo to jednak mają one dla mnie taką wartość, że jestem w stanie zainwestować w płatny hosting i mieć możliwość zrobienia kopii zapasowej, nie martwiąc się, że zgromadzone pliki nagle kiedyś zostaną usunięte. Najstarszy plik jaki posiadam z grą pochodzi z 2004 roku.
Wszystko da się pogodzić. Ja wychowuję swoje dzieci do wolności, nie stoję nad nimi, nie pilnuję ich bez przerwy, one mają swój swobodny czas. Wchodzą również w podział obowiązków domowych, np. starsza odbiera teraz młodszą ze szkoły, wcześniej odbierała z przedszkola. Oczywiście musieliśmy odczekać aż będzie miała 10 lat, żeby mogła to robić. Początkowo chodziły ze mną, potem chodziły same, a ja byłem 5 metrów dalej. Potem ten dystans się zwiększał, ale nadal obserwowałem je z daleka jak sobie radzą. W końcu zaczęły chodzić same i nie ma z tym problemu. Dzięki temu oszczędzam swój czas i mam go więcej na inne zajęcia, a dzieci same bardzo dobrze sobie radzą i uczą się samodzielności. Nie jest też tak, że mam kilka etatów, bo etat jest jeden, a resztę rzeczy, którymi się zajmuję robię okazjonalnie. Działam jak artysta, jak jest natchnienie to robię, jak nie ma to nie robię. Gdy wpada pomysł na artykuł do gazety to go piszę, ale nie tak, że muszę to zrobić. Wszystko da się pogodzić.
Za rozmowę dziękuję panu Marcinowi Dębińskiemu, wychowawcy przedszkolnemu, tacie dwóch córek oraz twórcy gier planszowych.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
oliwka 2017.01.22 14:39
Suuuper tata i wychowawca, więcej takich "facetów"... BRAWO MARCIN !!!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.