W młodości lubiłam z koleżankami wychodzić często na dyskoteki. Podczas jednej z takich imprez poznałam swojego obecnego męża – Artura. Spotkaliśmy się przypadkiem i od razu zwróciłam na niego uwagę. Miał taki specyficzny błysk w oku, który sprawił, że chciałam być tylko z nim. Po zabawie spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i postanowiliśmy, że będziemy parą. Wcześniej się nie znaliśmy, ale nam to wcale nie przeszkadzało. Dobrze czułam się w jego towarzystwie i nie chciałam tej znajomości przerywać.
Artur jest bardzo fajnym, ciepłym facetem. Rodzina stanowi dla niego najważniejszą wartość, poza tym jest kochany i bardzo odpowiedzialny. Ani przez moment nie bałam się być przy nim, ponieważ dawał i nadal daje mi ogromne poczucie bezpieczeństwa oraz ciągle otacza mnie opieką.
Nasz związek trwał ponad dwa lata, po tym czasie zdecydowaliśmy się na ślub. Powiedzieliśmy sobie, że skoro się kochamy i jesteśmy ze sobą, to warto zalegalizować nasz związek i zamieszkać razem. Od słów przeszliśmy bardzo szybko do czynów i w Wielkanoc 2002 roku wzięliśmy ślub. To był jeszcze marzec – 31 marzec. Pamiętam, że było wtedy strasznie zimno, ale na mnie to nie robiło wrażenia. Tego dnia byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, ponieważ ślubowałam swojemu ukochanemu miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Po ślubie wyprowadziliśmy się do Morąga (Warmińsko – Mazurskie) i wiedliśmy spokojne, szczęśliwe życie. Pierwsze chwile po ślubie były bardzo radosne. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć, ponieważ oboje mieliśmy świadomość, że spełniło się nasze marzenie o wspaniałej miłości. Żyliśmy w takim błogostanie, pracowaliśmy, aby polepszyć nasz byt. O dzieciach myśleliśmy, ale decyzję o ciąży przekładaliśmy na później.
Dopiero po dwóch latach naszego małżeństwa zaszłam w ciążę. Choć dziecko było planowane, to jeszcze wtedy chyba nie za bardzo byliśmy na nie gotowi. Najpierw był strach, a potem to już sama radość z oczekiwania na naszą małą kruszynkę. Mimo, iż większość ciąży przeleżałam w szpitalu, z powodu licznych powikłań, nie przeszkodziło to nam się radować ze zbliżającego się szczęścia.
Hubert przyszedł na świat 3 października 2004 roku. Po porodzie okazało się jednak, że nie jest tak wspaniale, jak nam się wydawało. Lekarze stwierdzili u naszego syna zrośnięty odbyt i już w pierwszej dobie życia poddany został operacji. W międzyczasie lekarze zdiagnozowali też wadę serca i pół roku później znów pokroili Huberta. Było nam z tym bardzo ciężko. Przez pierwsze cztery miesiące życia naszego syna w domu spędziliśmy może dwa dni. Resztę czasu przebywaliśmy w szpitalu. Artur chciał pokazać, że się nie poddaje, że jest twardy. Nie płakał – przynajmniej przy nas. Ja jednak widziałam, jak mu z tym źle i jak przeżywa tragedię naszego syna. Ja już wtedy nie pracowałam, żyliśmy z tego, co zarobił Artur. On po pracy przyjeżdżał do nas do szpitala, bywało, że przesiadywał z nami całą noc, po czym nie wyspany, zmęczony i głodny szedł do pracy…
Widywaliśmy się, niemal codziennie, ale przez znakomitą większość czasu nie mieszkaliśmy razem. Rozłąka z mężem była dla mnie jedną z najtrudniejszych rzeczy do zniesienia w pierwszym okresie życia naszego syna, ponieważ kursowaliśmy pomiędzy szpitalami w Olsztynie i Łodzi, gdzie czasem spędzaliśmy nawet kilka tygodni. Do domu, tak na dobre wróciliśmy dopiero po prawie roku spędzonym w różnych szpitalach.
Hubert jest pod ciągłą opieką lekarzy specjalistów, ponieważ poza problemami z odbytem i sercem ma też wadę kręgosłupa i zrośnięte żebra. Jego leczenie i rehabilitacja są bardzo kosztowne, ale znajdujemy się pod stałą opieką fundacji Gazety Olsztyńskiej
„Przyszłość dla Dzieci”, która co rusz finansuje nam leki, sprzęt medyczny, czy turnusy rehabilitacyjne dla syna. Poza tym społeczność na
Familie.pl okazała się bardzo pomocna. Wielu użytkowników, wpłaca pieniądze na konto naszego syna, za co jestem im wszystkim niezmiernie wdzięczna…
Arturowi i mnie jest bardzo ciężko, ponieważ widzimy, jak nasz syn się męczy i wiemy, że nigdy nie będzie miał normalnego życia. On natomiast bardzo dobrze znosi swój los. Mimo, że ma dopiero sześć lat, jest świadomy tego, że nie jest do końca zdrowy. Nie przeszkadza mu to jednak w kontaktach z rówieśnikami i zabawą z innymi dziećmi. W tym roku poszedł do zerówki. Na razie jest bardzo szczęśliwy i zadowolony. Jak będzie dalej? Zobaczymy…
Chcesz poznać historię Huberta i mu pomóc? Zapraszamy na jego stronę internetową
http://hubertdluski.dbv.pl/news.phpwysłuchał
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl