W apteczce rodzica podróżującego muszą znaleźć się leki które nasze dziecko przyjmuje stale – najlepiej w ilości dużo większej niż nam wyjdzie z wyliczeń. I bezwzględnie powinniśmy postarać się również o receptę zapasową na takie preparaty. Lepiej przywieźć je z powrotem do domu niż szukać potem na miejscu lekarza który bez historii choroby nie będzie taki skory do przepisywania lekarstw. A różnie może być – może nam spaść tabletka za szafę, może się rozlać syrop czy krople, mleko może się rozsypać, albo zwyczajnie – maluszek będzie miał większy apetyt niż zwykle. Bo kwestia zabezpieczenia dodatkową awaryjną receptą obowiązuje również w przypadku maluszków które są karmione mieszankami mlekozastępczymi. Recepta miejsca dużo nie zajmuje. A może się okazać bardzo pomocna.
Bez względu na stan zdrowia dziecka do apteczki pakujemy takie rzeczy jak:
- plastry z opatrunkiem
- wodę utlenioną lub jednorazowe gaziki do odkażania (np.: lako)
- syrop przeciwgorączkowy i czopki (te ostatnie koniecznie jak dziecko jest bardzo małe)
- piankę na oparzenia słoneczne (od jakiegoś czasu można ją kupić w marketach)
- bandaż
- altacet (najwygodniej w żelu)
- maść na ukąszenia
- fenistil w kroplach oraz wapno na łagodzenia objawów uczulenia i ukąszeń (typy tych preparatów warto przed wyjazdem uzgodnić z lekarzem pediatrą)
- preparaty na żołądek (priobiotyki, środki przeciwdziałające odwodnieniu)
- pinceta (przyda się do wyciągania drzazg)
- sól morska oraz łagodne krople w razie pojawienia się kataru
- samoprzylepne paski do zamykania ran (przy niewielkich urazach może obyć się bez konieczności szycia rany)
I najważniejsze – termometr! I to chyba tyle. A może o czymś zapomniałam?
Skleciła Kaśka K (mama Tymka)