Opublikowany przez: apis74 2011-11-11 15:36:49
Każde dziecko to mały indywidualista, który potrafi nie tylko samodzielnie myśleć, ale także w jasny i rzeczowy sposób odpowiadać na nasze pytania. Im dziecko jest starsze i posiada większy zasób słownictwa, rozmowa z nim staje się bardziej konkretna, interesująca, a czasami nawet śmieszna – w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Nieraz spotykam się z opinią, że dorosły, przebywając z dzieckiem, dziecinnieje, czy też intelektualnie się uwstecznia. Oczywiście rozumiem, że z kilkulatkiem raczej trudno jest porozmawiać na tematy polityczne, gospodarcze, czy choćby filozoficzne, ale czy my – dorośli często rozmawiamy na takie tematy?
Spotykając się z rodziną lub znajomymi poruszamy raczej kwestie z serii „łatwych i przyjemnych”, a nie zgłębiamy tych wymagających od nas „wysiłku myślowego”. Więc raczej nie powinniśmy twierdzić, że rozmowa z dzieckiem jest mało zajmująca, czy też nieciekawa. Ale może powinniśmy wejść choć na chwilę w świat małego, samodzielnie, myślącego człowieka i po prostu go zrozumieć?
Dzieci uwielbiają mówić. Często jest to wręcz długi monolog, przerywany krótkimi pytaniami. Ale potrafią także prowadzić rzeczową rozmowę z dorosłym. Zauważyłam, że najbardziej ożywione rozmowy z dzieckiem prowadzi się w samochodzie, na spacerze i podczas malowania.
Wówczas dziecko w bardzo barwny i niejednokrotnie zabawny sposób opowiada nie tylko o swoich przeżyciach w przedszkolu, ale także o swoich marzeniach i ulubionych zabawkach. Ostatnio tematem, który często pojawia się w rozmowach są święta, choinka i oczywiście Św. Mikołaj.
Kilka dni temu rozmawiałam z czterolatką na temat zdrowych ząbków. Julka wie, że trzeba szczotkować zęby i chodzić do dentysty, aby sprawdził, czy nie ma w żadnym ząbku dziury. Nasza krótka rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Byłaś u dentysty? – Zapytałam.
- Ja chodzę do pani dentystki. Ona ma napisane na drzwiach dentystka! – Odpowiedziała.
- No dobrze, więc byłaś u pani dentystki?
- Nie, bo ona przyjmuje do 15–tej!
- A nie mogłaś pójść do niej przed 15–tą? – Spytałam lekko zdziwiona.
- Nie, bo byłam zajęta.
- A co robiłaś?
- Jak to co, malowałam! – Wykrzyknęła.
Ja, kontynuując temat, zadałam jej następne pytanie.
- To może pojedziesz ze mną do mojego dentysty?
- Nie, bo ja muszę chodzić do pani dentystki, a nie do pana! – Odpowiedziała głośno.
- Przecież możesz iść do pana. Pan też leczy ząbki małych dzieci.
Julka spojrzała na mnie, chwilę pomyślała i odpowiedziała:
- Małe dziewczynki chodzą do dentystki, a duże dziewczynki do dentysty.
Jak widać, czterolatka ma swoje obowiązki (malowanie) i nie zawsze może pójść do lekarza, który przyjmuje tylko do 15-tej. Nie uznaje też wizyty u kogoś innego, niż „jej” pani stomatolog, którą już zna.
W związku z tym, iż jest już najwyższy czas, aby rozglądnąć się za prezentami, zwłaszcza dla dzieci, próbowałam podpytać Julkę, co chciałaby dostać od Św. Mikołaja.
Wbrew temu, czego się spodziewałam, nie zaczęła wymieniać „listy” prezentów, tylko oświadczyła, że chciałaby… tramwaj. Trochę byłam zdziwiona tym „tramwajem” i zapytałam, dlaczego właśnie – tramwaj. – Bo pociąg już mam! – Odpowiedziała. Krótka i rzeczowa odpowiedź. Ilu dorosłych dałoby tak logiczną odpowiedź? Pewnie tylko kilku lub… żaden.
Ciągnąc temat świąteczny - przeprowadziłyśmy też dość długą rozmowę na temat ubierania choinki, prezentów pod choinką i śniegu, z którego można ulepić bałwana. Julka oświadczyła, że jak się położy na tym śniegu, który pewnie niedługo spadnie - to zrobi fajnego „zimowego orła”.
Rozmawiając o zbliżających się świętach, przekonałam się jak dobrą pamięć ma czteroletnie dziecko. Pamiętała nie tylko o tym, że w zeszłym roku na choince powiesiłyśmy bombki, łańcuchy i cukierki (te z „gagaletką”), ale również o złotym szpicu, który dotykał sufitu, złotych dzwoneczkach i małym bałwanku na sankach (który w niewyjaśniony sposób znalazł się u niej w pudełku z zabawkami). Pamiętała, że po obiedzie, wszyscy poszliśmy do pokoju, gdzie pod choinką było bardzo dużo prezentów (i jej domek dla lalek), a ona każdemu podawała jego prezent.
Potem długo bawiłyśmy się na podłodze jej nowym domkiem. Następnie nasza rozmowa skupiła się na zeszłorocznym śniegu i bałwanku, który miał wielki nos z marchewki, oraz na śnieżkach, którymi rzucała w tatę i mamę.
Dziecko, o wszystkich tych „świątecznych przeżyciach” opowiadało tak barwnie, że naprawdę miło było posłuchać. Na każde zadane przeze mnie pytanie, odpowiadało bardzo dokładnie i nie było potrzeby zadawać dodatkowych pytań, ani korygować odpowiedzi.
Czy czterolatka może być partnerem do rozmowy? Oczywiście, że może. Wystarczy tylko, abyśmy my – dorośli - pozwolili dziecku swobodnie się wypowiedzieć. Abyśmy w umiejętny sposób zadawali pytania, które nie tylko pobudzą dziecięcą wyobraźnię, ale także pozwolą mu na wyrażenie swoich myśli.
Jeśli rozmawiamy z kilkulatkiem to patrzmy na niego, słuchajmy co mówi, a nie przeglądajmy czasopism, nie oglądajmy telewizora. Skupiając uwagę na czymś innym, niż słowa dziecka, tak naprawdę nie uczestniczymy w rozmowie i dziecko bardzo dobrze o tym wie.
Zawsze podczas rozmowy bądźmy spokojni. Nie podnośmy głosu, nie irytujmy się, nie okazujmy zniecierpliwienia – dziecko to „mały psycholog” i bardzo szybko wyczuje, że coś jest nie tak. Wyczuje, że dorosły rozmówca nie ma ochoty na rozmowę, że jego myśli zajmują całkiem inne sprawy, niż poruszane przez dziecko „wielkie-małe” problemy. Ponadto dziecko może nie zrozumieć dlaczego dorosły, nie odpowiada jasno i spokojnie na zadane pytanie, tylko zbywa malucha jakimś mruknięciem czy półsłówkiem.
Umiejętność słuchania, trafnie zadane pytania, spokój i… próba wejścia w „świat” kilkulatka - to gwarancja nie tylko lepszego poznania dziecka, ale także możliwość przeprowadzenia z nim pouczającej i zajmującej rozmowy. To stworzenie możliwości, by w domu, pod „okiem rodziców” mieszkał mały partner do rozmowy.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.