Opublikowany przez: Kasia P. 2016-04-07 16:24:49
Czy uroda i figura są miarą atrakcyjności? Na pewno w jakimś stopniu tak, jednak nie są krytyczną składową – nie raz pewnie widziałaś dziewczynę, która jest w jakiś czarodziejski niemal sposób magnetyzująca, choć jak się zastanowić – ani specjalnie zgrabna, ani ładna. A ma w sobie to „coś”. Przy czym zdaję sobie sprawę, że owo „coś” jest tematem oddzielnej dyskusji, która zaczęła się pewnie gdzieś w epoce kamienia łupanego i trwać będzie w nieskończoność. Bo to magiczne „coś” jest niemal jak alchemiczna mikstura, w której aromacie wyczuwalne są pewne nuty charyzmy, błyskotliwości, sposobu bycia, błysku w oku, ale mimo pozornej znajomości choć części składników, nie jesteśmy w stanie odgadnąć czym to „coś” jest – ani jakie elementy się na to składają, ani jakie proporcje należy zastosować.
Wiele w tym prawdy, że jak same czujemy się ze sobą dobrze, jak się naprawdę akceptujemy – ba! – jak się naprawdę kochamy i podobamy sobie, to i świat wtedy odbiera nas jako godne adoracji i miłości. Tylko, że to nie zawsze działa. Zdarzały mi się bowiem dni, kiedy po jakichś super rozwojowych warsztatach o kobiecości, patrzyłam na siebie w lustrze, na moje bosko niedoskonałe ciało i każdą jego komórką czułam miłość, w każdym spojrzeniu oddawałam cześć tej wspaniałej istocie w lusterku. A potem przyoblekałam moją rozkoszną w dotyku skórę w najdelikatniejsze jedwabie… Dobra, przesadzam nieco. Po prostu – naprawdę się sobie podobałam i pewna, że ta samoakceptacja sprawia, że roztaczam erotyczne feromony, zakładałam jakieś ubranie – może nie specjalnie sexy, ale też nie luźne wory i wychodziłam na spacer po mieście z dumnie uniesioną głową. Kiedy mijałam jakiegoś mężczyznę, trwałam w gotowości, by uchwycić jego zachwycone lub pożądliwe spojrzenie i odwzajemnić uśmiech. Po kilkudziesięciu minutach, wyczerpana tym trwaniem w gotowości, wróciłam do domu, spojrzałam w lustro z zapytaniem wypisanym na czole i odpowiedzi nie znalazłam. Jak to? Dlaczego żaden samiec nie zauważył, że jestem atrakcyjna?? Może dlatego, że jednak na tych spojrzeniach, a nie na prawdziwej akceptacji oparłam tezę o własnej atrakcyjności.
Minęło sporo czasu nim naprawdę poczułam się kobieca i piękna. Przynajmniej zazwyczaj. Zwykle nie zwracam uwagi mężczyzn. To ani trochę nie umniejsza mojej atrakcyjności we własnych oczach. Lubię być adorowana, ale zrozumiałam też, że nie muszę. Zdarza mi się ubrać naprawdę elegancko i porządnie zakryć twarz makijażem – wtedy właśnie otrzymuję zaspokojenie własnej próżności (ale już nie wartości!) z zewnątrz. Tylko, że prawdziwa ja biega w trampkach i nie ma idealnej figury. I czasem mi z tym dobrze, a czasem mniej. Jednak poczucie spójności z samą sobą, swojej prawdziwości jest dla mnie bardzo ważne. Zazdroszczę kobietom z pełnym makijażem, czuję się przy nich często mniej atrakcyjna. Jeszcze mniej atrakcyjna czuję się jednak, kiedy taką maskę zmywam wieczorem, bo różnica jest spora. Wolę już o każdej porze widzieć w lustrze siebie.
A jak ty się czujesz ze sobą? Albo może masz jakieś triki, dzięki którym czujesz się lepiej? Chętnie je poznamy (bo pewnie nie ja jedna)!
Autorka:
Dorota Lipińska - autorka książek dla dzieci, założycielka www.soojka.pl
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Patrycja Sobolewska 2016.04.11 10:59
dla mnie wystarczy ze dla meza jestem atrakcyjna :)
Stokrotka 2016.04.11 10:26
Uporządkowane wnętrze, radość z małych rzeczy i dnia codziennego.. malutkie szczęścia a dają nam iskierkę w oku.. na świat patrzy się zupełnie inaczej niż wtedy gdy przygniata nas mały kamyk smutku, troski, kłopotów..
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.