madziatrzos@interia.pl 2015.02.11 00:14
coś strasznego a miał być najcudowniejszy moment w życiu
83.5.*.* 2015.02.04 15:03
Skąd ja to znam... CZytając Pani historię, miałam wrażenie jakbym czytała moją... Rozpoczynając, do szpitala wojewódzkiego w Bielsku-Białej trafilam 10.10.2014roku, w 39 tygodniu po odejściu czopa śluzowego. Na początku, zrobiono mi KTG i zadecydowano o pozostaniu w szpitalu na oddziale patologii ciąży z powodu "rozpoczynającej się akcji porodowej", gdzie miałam czekać do czasu, aż skurcze będą mocne i bardzo regularne. Było to ok godz 5 rano. Po niecałej godzinie, skierowano mnie na porodówkę, gdzie uznano, że porodu nie ma, skurcze za słabe, więc władowano mi pierwszą kroplówkę z oxytocyną, którą dostawałam do ok godz 18, po czym odesłano z powrotem na patologię ciąży ze skrurczami, które były dość silne i przy których zaczynałam mieć problemy z poruszaniem. Tam, zrobiono mi ktg ok godz 19, a o 20 już po raz kolejny leżałam na porodówce, gdzie znów usłyszałam, że rozwarcie ok 2cm, porodu brak, ale z racji tego że "coś się dzieje" zostaję na sali porodowej. I tu muszę zaznaczyć, że na zmianie nocnej trfiłam na dwie świetne położne, panią Agatę Szymlak i panią Dominikę Smolarską (chyba, nie pamietam dokładnie nazwiska, to młoda położna, pracuje na oddziale raptem pare miesięcy). Obie Panie opiekowały się mną należycie, wszystko tłumaczyły, często badały, nie mam nic do zarzucenia. Pamiętam, że Pani Agata powiedziała mi, że pomogą mi jak najszybciej urodzić, ale wszystko postępuje bardzo wolno i niezwykle boleśnie przez podaną kroplówkę, ale wydaje jej się że skończy się cięciem, bo ja męczę się coraz bardziej, skurcze coraz częstrze i mocniejsze, a rozwarcia brak. I tak minął nam czas, na kąpielach, spacerach po szpitalu, podawaniu środków przeciwbólowych, aż do porannej zmiany. I tu zaczęły się poważne problemy. Ja cierpiałam, rozwarcia tak jak wcześniej, nie było wcale więcej. Pamiętam, że zapytano mnie ile waży moje dziecko. Odpowiedziałam, że nikt mnie o tym nie poinformował, więc po wglądzie w ostatnie USG powiedziano, że ok 3500g i będę rodzic siłami natury, to były słowa położnej Grażyny Nycz, fanatyczki dosłownie porodów naturalnych (zaznaczam, że doskonale wiedziała, że moje dziecko waży o wiele więcej, ponieważ w chwili urodzenia ważył 4300g. Rozumiem pomyłkę z USG o max 200g, ale o prawie kilogram... dla mnie było to zatajenie, by nie robić cesarskiego cięcia).Dodam, że na salę porodową przyszła starsza lekarz ginekolog, zapytała mnie o wagę małego. Gdy odpowiedziałam, iż słyszałam że 3500, powiedziała mi tylko że nie ma mowy, ponieważ mam tak duży brzuch, że mały urodzi się co najmniej 4kg, lecz pani Nycz ją przegoniła i powiedziała że na pewno 3500. Potem było tylko gorzej. Skurcze się nasilały, rozwarcia brak, ja już byłam wyczerpana, ponieważ minęło ok 26 godzin od kiedy przyjechaliśmy do szpitala z bolesnymi skurczami, przy czym warto zaznaczyć, że z ich powodu nie spałam w przerwach, ponieważ były co ok 3 min , i trwały przez ok minutę każdy. Ok godz 10 byłam już w bardzo złym stanie, nie byłam w stanie się poruszać, krzyczałam z bólu, między skurczami traciłam przytomność, że nagle wszyscy się zlatywali i mnie cucili, czułam się zupełnie bez sił. Poprosiłam panią Nycz o konsultację z lekarzem decyzyjnym. Oczywiście, jak można się spodziewać - odmówiła mi, i zaproponowała podłączenie kolejnej kroplówki z oxytocyną. Gdy się nie zgodziłam (nie chciałam podłączenia kolejnej oxy bez rozmowy z lekarzem), usłyszałam że "nie jestem w hotelu żeby się nie zgadzać na coś), po czym (podkreślam) BEZ MOJEJ ZGODY została mi podłączona kroplówka, po której było tylko gorzej. Dostałam skurczy partych. To było coś strasznego. Nie mogłam przeć, ból nie do wytrzymania... Zbadano mnie. Pani Nycz uznała, że mam rozwarcie prawie 9cm więc zaraz na pewno urodzę. Nagle poczułam, jak coś ze mnie zaczęło wyciekać. Zleciała się cała ekipa, przy głowie założyli mi parawan, zabrali wszystkie podkłady, po czym w popłochu uciekli i kazali nie przeć ( no jak to? przecież dobrą godzine temu miałam 9cm, i nic się nie zmieniło??!!). Poprosiłam znów o rozmowę z lekarzem, poraz drugi usłyszałam odpowiedź odmowną. Tego było za wiele, poprosiłam tatę mojego maluszka, o telefon do lekarki, która pracuje w tym samym szpitalu o opiekowała się nade mną przez całą ciąże (zrobiłam błąd, że nie zadzwoniłam od razu, ale nie chciałam kobiety fatygować w piątek o 5 rano, bo przecież wszystko może pójść dobrze i wcale jej angaż nie będzie potrzebny). Gdy to usłyszała inna położna towarzysząca pani Nycz, wezwała doktora decyzyjnego, dr Kaszę. Po ok godzinie, przyszedł do mnie zapytać, o co chodzi. Opisałam mu całą sytuację, i powiedziałam, że chciałabym cięcie, ponieważ cały czas coś jest nie tak, mały ma skoki tętna, ja ciągle tracę przytomność... Przy wszystkim byla pani Nycz, która w tej chwili powiedziała do doktora: "Pani tutaj ma 9cm rozwarcia, zaraz urodzi, może Pan wracać do swoich zajęć doktorze". Na szczęście, doktor Kasza, nie posłuchał i mnie zbadał. Okazało się, że mam 5 cm rozwarcia, skurcze parte, krwawienie z macicy i natychmiast skierował mnie na salę operacyjną na cesarkę, gdzie przyszedł na świat mój synek - 4300g i 60cm. Niedotleniony, nie płakał od razu, na szczęście jednak szybko się "ogarnął" i wszystko wróciło do normy icon_wink.gif Nie zapomnę do końca życia komentarza pani nycz... "Synek gruby jak jego mamusia", wypowiedzianego z chamskim przekąsem.. Po ponad 30 godzinach, porodu sn, wykonano cesarskie cięcie. Potem już było wszystko ok, doszłam do siebie dość szybko. Wszyscy lekarze i położne, którzy byli przy moim porodzie, odwiedzili mnie w sali. Oczywiście każdy, z wyjątkiem pani Nycz. I najważniejsze: w dniu wyjścia ze szpitala, przebadano mnie. Zrobiono USG jamy brzucha. Na szczęście, byli przy tym młodzi stażyści za moja zgodą. Młoda lekarka robiła mi badanie, kiedy jeden z nich zapytał "co to jest, w środku, w macicy?" Wtedy się okazało, że było jakieś pęknięcie, z którego było krwawienie i zostało po cc zaszyte. Jednak poproszono mnie, bym tego faktu nie ujawniała... no cóż. Nie ujawniłam. Ciągle noszę się z myślą złożenia skargi albo sprawy do sądu... Z jednej strony nie chce rozdrapywać ran, a z drugiej wiem, że to nie pierwszy taki przypadek w tym szpitalu (rodziły tam dwie moje kuzynki, każda przeszła praktycznie analogiczną sytuację).
Lena.113 2015.02.02 11:33
Radzę skontaktować się z prawnikiem specjalizującym się w odszkodowaniach,dokumentacje choroby córki pani ma,wyrwanie powieki dziecka...rozcieńczonego głowy,zwlekanie z cesarza kilka dni mimo zaleceń lekarza prowadzącego... Szpital chciał zaoszczędzić, niech teraz płaci za podjęte ryzyko,błędy ewidentne i cierpienia pani i córki... Uzyskane pieniądze przeznaczyłabym na rehabilitację prywatna córki ,niwelację napięcia mięśni,ewentualne korekty plastyczne powieki gdyby opadała w przyszłości. Domagałabym się również zadośćuczynienia dla siebie za traumę, trwały uraz psychiczny,czeka panią zapewne terapia u psychologa i seksuologa... Zrobiłaby. To dla dobra dziecka,by nie zabrakło pieniędzy na jej leczenie gdyby okazało sie konieczne I b ważny aspekt jak nie wyciągnie sie konsekwencji wobec tych osób,lekarzy,położnej,nadal bedą tak traktować nasze koleżanki,córki,siostry...
edytabiesal 2014.11.18 13:18
Bardzo współczuję.Chwila,która powinna być najcudowniejszym przeżyciem została zamieniona w koszmar.
agus2222 2014.10.24 21:37
To straszne! Boże, jak ja się cieszę, że mój poród przebiegł bez komplikacji i w otoczeniu osób kompetentnych...Bardzo współczuję mamie i córeczce tego co przeszły! Lekarkę bym pozwała, bo ona nie powinna być lekarzem, to karygodne. Niestety, coraz więcej słyszy się o takich okropnych sytuacjach i najgorsze jest to, że nikt nic z tym nie robi :/ Pani Asiu, trzymamy za Was kciuki! Wszystkiego dobrego! :)
zuziaaa 2014.07.28 15:27
to jest straszne
82.160.*.* 2014.07.25 20:02
to jest karygodne ta lekarke powinni skazac na smierc jak ktos ma dzieci to zrozumie to
77.253.*.* 2014.06.30 14:20
Aneta.... a co z panią "lekarką" ? poniosła jakieś konsekwencje ? Przecież to jest karygodne!
mamadwojga 2014.06.27 21:40
Czytając takie historie człowiek docenia jakie sam miał szczęście... Nawet sobie nie wyobrażam tego horroru jaki przeszła Pani Joanna i jej córeczka.
lilia-83 2014.06.27 14:06
Bardzo wzruszająca historia, na szczęście z happy endem.
gocha2323 2014.06.27 00:14
o jeju...ciarki po mnie przeszły jak czytała ten list. współczuje bardzo pani, to był ogromny dramat. lekarka ta jest nieodpowiedzialna, istny horror. Ja bym chyba umarła, gdybtm widziała co zrobili z moim dzieckiem. mam nadzieję, ze z córeczką w przysżłości będzie wszystko dobrze. Historia ta wstrząsnęła mną, pozdraiwma goraco i wszystkiego dobrego dla Pani a zwłaszcza dla córeczki
81.219.*.* 2014.06.26 21:26
Zacytuje wpis...Ja czesto pisałam o obecności partnera podczas badań zawsze przy całym badaniu nawet na fotelu.Dużo krytykowało te wpisy.Kobiety często wstydzą sie meża a obcego faceta czasmi zboczonego ginekologa nie to średniowiecze tylko w Polsce mozliwe!!Ginekolodzy gdy jesteś sama sobie pozwalają często za dużo!!!A mamy Prawo Pacjenta ust 2008 r art 21 ktore zapewnia obecność osoby bliskiej nawet w szpitalu podczas badań i zabiegów gdy wyprosza płaci placówka odzkodowanie PACJENTOWI bo on decyduje a nie niedouczony lub zboczony ginekolog.Do tego dodam że to w Polsce jest tylko takie zboczenie ginekologów ze podczas każdej wizyty muszą pchać łapy do pochwy.W cywilizowanych państwach raz się bada pochwę(oczywiscie w obcenościosoby bliskiej lub gdy brak musi być położna a nie sam na sam z pacjentom nie ma takiej obcji) i wpisuje się do kartoteki położenie jajowodów i reszty bo to się nie zmienia.Każde badanie ginekologiczne jest ryzykiem zakazeń nawet brodawczakiem bo rękawiczki chronią tylko lekarza a nie pacjenta!Ja chodze raz na trzy lata zaraz robię cytologię i mąż obceny patrzy by nic nie dotykał potem wkładał palce do pochwy.To samo mąż wspierał porody.
5.172.*.* 2014.06.26 17:12
cos nie do pomyślenia dzięki bogu żyje te dziecko.Serdeczne wyrazy współczucia za takie wspomnienia i mam nadzieje ze wszystko z biegiem czasu się naprawi i będą Państwo w silnym trwałym związku.
37.24.*.* 2014.06.26 16:32
Szok nie wiem co napisac:/ ale napewno wspolczuje:(pozdrawiam i zycze duzo zdrowka!
46.149.*.* 2014.06.26 14:54
to jest horror po prostu. ale coraz wiecej takich a nawet gorszych przypadków się dzieje w naszym zakichanym kraju. ja życzę wszystkiego dobrego dla Pani i córci. proszę się nie poddawać i przede wszystkim postarać się o to żeby ta Pani doktor poniosła za to odpowiednie konsekwencje. proszę to jan najszybciej zglosić ktos taki nie moze byc lekarzem i krzywdzić ludzi. a dla Was jeszcze raz wszystkiego dobrego.
81.190.*.* 2014.06.26 14:52
No to teraz zus powinien sie pania zainteresowac, ciaza ksiazkowa a ta na l4 idzie i spaceruje, porod straszny, ale skoro miala napisane cc to ja bym sie nie zgodzila na sn, jak nie robia to do innego szpitala sie idzie a nie dziecko naraza na kalectwo, albo straszyc szpital, ze jak beda powiklania to do sadu. Trzeba mowic, domagac sie swojego, a nie cicho siedziec to pozniej takie historie.
87.204.*.* 2014.06.26 14:45
:( współczuję mamie i córeczce, mogę tylko powiedzieć że przeszłam podobny koszmar, jedyne co wspominam dobrze to położna która miała dyżur i mi pomogła dotrwać do końca jej zmiany potem zaczął się koszmar! Nagle wokoło mnie znalazło się kilka pielęgniarek, ówczesny ordynator oddziału niemowlęcego i ginekologicznego oraz parę innych osób, które do tej pory są zamazane w moich wspomnieniach, syn urodził się w zamartwicy dostał 2 punkty, wyciągany był przez vaccum i wyrwano mu skórę na główce o czym powiedziano mi po 2 dniach, był również reanimowany co wyczytałam dopiero z książeczki :( traume mam do teraz, ale na szczęście dzisiaj jest zdrowym 12 letnim chłopcem niestety bliznę ma do dziś... rok temu urodziłam drugie dziecko ale wszystko odbyło się lekko ale za wszystko płaciłam wynajełam położna prywatnie chodziłam do lekarza itd... teraz jest to wspomnieniem ale żadnej matce nie życzę takiego porodu, a to co teraz się dzieje ... po tylu latach!!! po prostu nie mam słów :( życzę dużo zdrowia dla córeczki i dla Pani również .... wierzę że wszystko się ułoży
87.204.*.* 2014.06.26 14:44
:( współczuję mamie i córeczce, mogę tylko powiedzieć że przeszłam podobny koszmar, jedyne co wspominam dobrze to położna która miała dyżur i mi pomogła dotrwać do końca jej zmiany potem zaczął się koszmar! Nagle wokoło mnie znalazło się kilka pielęgniarek, ówczesny ordynator oddziału niemowlęcego i ginekologicznego oraz parę innych osób, które do tej pory są zamazane w moich wspomnieniach, syn urodził się w zamartwicy dostał 2 punkty, wyciągany był przez vaccum i wyrwano mu skórę na główce o czym powiedziano mi po 2 dniach, był również reanimowany co wyczytałam dopiero z książeczki :( traume mam do teraz, ale na szczęście dzisiaj jest zdrowym 12 letnim chłopcem niestety bliznę ma do dziś... rok temu urodziłam drugie dziecko ale wszystko odbyło się lekko ale za wszystko płaciłam wynajełam położna prywatnie chodziłam do lekarza itd... teraz jest to wspomnieniem ale żadnej matce nie życzę takiego porodu, a to co teraz się dzieje ... po tylu latach!!! po prostu nie mam słów :( życzę dużo zdrowia dla córeczki i dla Pani również .... wierzę że wszystko się ułoży
83.9.*.* 2014.06.26 14:01
ja bym na Pani miejscu starała się o jakieś zadośćuczynienie czy choć przeprosiny ze strony szpitala - to jest karygodne zachowanie!!! tego nie powinna przeżywać żadna kobieta ani jej dziecko szok!!! życzę dużo cierpliwości i mnóstwo zdrowia dla córeczki pozdrawiam z moim rocznym synkiem
83.5.*.* 2014.06.26 14:00
Straszne .:( aż mi łzy z oczu popłynęły :(
magda1984 2014.06.26 13:02
to jest straszne i ja na Pani miejscu starałabym się o zadośćuczynienie
89.229.*.* 2014.06.26 08:45
Straszne:( sama mam 3 dzieci i to co przeczytałam wstrząsnęło mną totalnie:( brak mi słów po prostu:(Pani Joasiu życzę Pani i córci wszystkiego dobrego i gorąco pozdrawiam.