5
Tigrina
Zarejestrowany: 26-11-2009 23:06 .
Posty: 4674
2009-12-31 00:41:59
A ja myślę, że nie są to jednak zbyt wygórowane stawki.
Pomyślcie- Sylwester to taki dzień, wieczór i noc, który chcecie spędzić z Kochaną osobą, bawić się w najlepsze, ma to być niezapomniany wieczór, który będziecie wspominać przez cały kolejny rok, coś, co da Wam "powera" na wszystkie następne dni, coś, o czym będziecie rozmawiać ze znajomymi, z rodziną, z Kochaną osobą.
A te wszystkie gwiazdy ten wieczór spędzają na cudzej imprezie, z niemalże obcymi osobami, z dala od domu, czasami zostawiając małe dzieci w domu pod opieką obcej niani. I jeszcze mają świadomość tego, że na ich talencie lub po prostu wizerunku ktoś inny zarobił kilka razy tyle zupełnie nic nie robiąc w czasie samego Sylwestra, zorganizował imprezę, znalazł chętnych i bawi się za darmo za większe pieniądze, niż gwiazda, która na jego imprezie występuje.
Przez kilka lat śpiewałam w kapeli, właściwie to w dwóch, bo w drugiej byłam prawie rok. Nie zarabiałam oczywiście takich "kokosów", jak te gwiazdy, ale Sylwester spędzałam na cudzej imprezie, patrząc, jak bawią się obcy mi ludzie, jak czasami całymi rodzinami świętują nadejście Nowego roku. Moja rodzina, moi Kochani, moi przyjaciele i znajomi też się bawili, ale mnie z nimi tam nie było. To tak, jakbym sprzedawała swoje "ja" za to, żeby mieć pieniążki na kolejny miesiąc lub na niezapowiedziane wydatki. Zazwyczaj o północy, przy oglądaniu fajerwerków przez szybę, miałam refleksje na temat "co ja tutaj robię?"
Bolało mnie wtedy to, że nie ma przy mnie moich przyjaciół i znajomych, że potem będą opowiadać, jak było na ich wspólnej imprezie, a co ja powiem? Że zabawiałam obcych ludzi, że nawet nie wiem teraz, jak wyglądają, że poczułam się o północy strasznie samotna, bo telefony wszystkich były zajęte? Że muszę się uśmiechać, bo tak wypada, nawet, kiedy po północy "łapię doła"?
I tak było co roku. Teraz dlatego doceniam to, że siedzimy z Kochanym w domu, najczęściej sami, że spędzamy ten wieczór i tę noc razem, tylko w swoim towarzystwie, że nie jesteśmy na imprezie, na której jakieś kelnerki i jacyś członkowie kapel czują to samo, co ja kiedyś.