Jestem wycieńczona. Po tym, jak temperatura nam wczoraj spadła, Szymciu zasnął. Obudził się koło północy znów płonący. Zmierzyłam temp, znowu było 39,1. Podałam mu kolejną dawkę Ibumu, temp zaczęła raz spadać, raz się podnosić. Dosłownie co pomiar, to na zmianę było 38,7 i 39,1 (a mierzyłam co 5-10 min). O okładach nie było mowy,bo darł się, jakbym mu okład z kwasu solnego robiła. Troszkę udało mu się zasnąć, ale koło 3 się znów obudził i to dopiero jazda. Zaczął strasznie płakać, tylko noszenie troszkę pomagało. Temp dalej tak skakała. Podałam znów połówkę czopka i temp spadła do 38,4 (i taką mamy do tej pory). Na szczęście chętnie pije wodę, więc jestem spokojna. Od rana próbowałam mu wcisnąć też coś do jedzenia, ale dopiero teraz zjadł troszkę mleczka i się nawet uspokoił. Temp nie spada, ale się i nie podnosi. Marudny jest ale już nie płącze. Dzwoniłam do przychodni z nadzieją na wizytę domową, ale nasza pani pediatra ma dzisiaj wolne i może go jedynie przyjąć pani doktor od dorosłych. Zastanawiam się, czy jest sens w ogóle się z domu ruszać w takim przypadku.
Ledwo żyję.