Efekt jo-jo. Choć jego nazwa brzmi komicznie, przeraża wiele osób, które walczą o zgrabną sylwetkę. No bo jak się uchronić przed, wydawałoby się, nieuchronnym? Przecież człowiek nie może przez całe życie być na diecie.
Z drugiej strony – fakty nie kłamią. Nawet 80% odchudzających się po zakończeniu restrykcyjnego planu żywieniowego i osiągnięciu wymarzonej wagi – tyje. W przeciągu pięciu lat od zaprzestania diety chudzielce z odzysku przybierają na wadze więcej, niż udało im się zrzucić.
To problem nie tylko zwykłych ludzi, ale także sław. Najbardziej spektakularne przypadki efektu jo-jo dotyczą m. in. aktorki Kirstie Alley, która po zrzuceniu 14 kilogramów przytyła 17, piosenkarki Janet Jackson, której waga waha się nawet o 35kg i królowej talk show Oprah’y Winfrey, noszącej inny rozmiar ubrań w każdej kolejnej serii swojego programu. Kobiety na całym świecie zastanawiają się, czy mają szansę wygrać z efektem jo-jo. Skoro nie udaje się to sławom, które zatrudniają sztab dietetyków i osobistych trenerów, jakim cudem może udać się nam, mogącym liczyć wyłącznie na własną silną wolę i wsparcie bliskich.
Efekt jo-jo jest przyczyną frustracji i ogólnego spadku samopoczucia. Osoby, które stoczyły walkę o to, by wreszcie się sobie podobać, borykają się nie tylko z niezadowoleniem ze swojego wyglądu, ale także poczuciem, że zawiodły siebie i innych. Do tego dochodzą skutki zdrowotne. Nadprogramowe kilogramy to większe ryzyko chorób serca, nadciśnienia, podwyższonego poziom cholesterolu, cukrzycy, depresji, a nawet raka.
Niewielkie wahania masy ciała są czymś normalnym i nie należy się nimi martwić. Jeśli jednak wskazówka wagi pokazuje raz 5 kilogramów więcej, raz 5 kilogramów mniej, wówczas należy coś z tym zrobić. Generalnie przyjęło się, że wahania wagi o 5 kilogramów lub więcej to już efekt jo-jo. Lekarze są zdania, że może on być skutkiem m. in. zbyt restrykcyjnej diety. Ludzie, którzy przestrzegali surowego planu odchudzania, po zakończeniu diety tyją więcej od tych, którzy na etapie zrzucania zbędnych kilogramów byli w stanie zaspokoić swój głód, i od których nie wymagało się bardzo drastycznego ograniczenia spożycia kalorii. Owszem – jedząc bardzo mało, szybciej zaobserwujemy u siebie efekty diety, ale też po fakcie szybciej i więcej przytyjemy. Jeśli np. zdecydujemy się na dietę 1000kcal, to gdy tylko zaczniemy spożywać 1200kcal, automatycznie przybierzemy na wadze.
Restrykcyjna dieta jest wrogiem odchudzających się również dlatego, że zwykle prowadzi do spadku masy mięśniowej. Im więcej mięśni, tym większe spalanie kalorii. Jeśli doprowadzimy do zaniku mięśni, spadnie nasz metabolizm i ciężko będzie nam schudnąć. A jeśli nasz organizm podda się działaniu efektu jo-jo, nasze ciało pokryje tłuszcz. Mięśnie łatwo zgubić, trudno odbudować.
Nawet na rozsądnie zaplanowanej diecie, nasz organizm niechętnie pozbywa się kilogramów. Dzieje się tak między innymi dlatego, że spadkowi wagi nie towarzyszy równomierne obniżenie metabolizmu. Gdy schudniemy 10% naszej wagi, oczekiwalibyśmy, że metabolizm obniży się również o 10%, tymczasem on obniża się o nawet 15%. Nasze ciało uważa dietę za zagrożenie, stan potencjalnie niebezpieczny. Ciało magazynuje energię, bo nie odróżnia przymusowej głodówki od dobrowolnej diety. Metabolizm zwalnia, byśmy mogli przetrwać na mniejszej ilości jedzenia.
Efekt jo-jo sprawia, że na każdej kolejnej diecie ciężej jest schudnąć. Zmienia się nasza fizjologia. Wzrasta poziom greliny – hormonu odpowiedzialnego za poczucie głodu, spada poziom hormonu sytości – leptyny. Czyli im częściej się odchudzałaś, tym trudniej Ci będzie zrzucić zbędne kilogramy.
'') ); }); //]]>
Niektórzy z nas urodzili się ze skłonnością do efektu jo-jo. Doktor David Kessler, współpracując z naukowcami z University of California i z Yale University dowiódł, że układ nagrody (zbiór struktur mózgowych zwany też ośrodkiem przyjemności) osób z zaburzeniami łaknienia uaktywnia się pod wpływem samego zapachu jedzenia i pozostaje aktywny tak długo, jak dana osoba je. Innymi słowy – jeśli nasza sieć neuronowa jest aktywna ponad przeciętny poziom, oparcie się pokusie nie jest już wyłącznie kwestią silnej woli. Szacuje się, że nawet 50% ludzi z nadwagą objada się właśnie z tego powodu.
Wielu z nas boryka się z efektem jo-jo dlatego, że jedzenie jest dla nas silnie związane z negatywnymi stanami psychicznymi. O takich ludziach W USA mówi się emotional eaters (osoby jedzące pod wpływem emocji; emocjonalne żarłoki). Jesteśmy smutni – jemy. Jesteśmy przygnębieni – jemy. Jesteśmy zestresowani – jemy. Gdy obserwujemy, że wskazówka wagi powoli przesuwa się w niebezpiecznym kierunku, zamiast wziąć się za siebie, iść na spacer, poćwiczyć – jemy. To prosta droga nie tylko do nadrobienia straconych kilogramów.
Wracająca nadwaga to również kwestia braku świadomości potrzeby stałych zmian. Gdy już udało się nam schudnąć, nie musimy się głodzić i wszystkiego sobie odmawiać, ale tez nie możemy wrócić do złych nawyków. Utrzymanie wagi na odpowiednim poziomie wymaga od nas zwalczenia kalorycznych przyzwyczajeń. Tymczasem wielu osobom wydaje się, że jeśli już zrzuciły kilka kilogramów, mogą znów objadać się serową pizzą na kolację i pożerać 200g czekolady na jednym posiedzeniu siedząc przed telewizorem. Nie tędy droga. Dlatego na Zachodzie powstaje coraz więcej klubów typu weight watchers (pilnujący wagi), których członkowie wspierają się w procesie odchudzania i organizują spotkania z psychologami, pomagającymi zmienić podejście walczących o zgrabną sylwetkę do szkodliwych nawyków żywieniowych.
wp.pl