Córeczka przyjaciółki obudziła się w nocy z bólem zęba. Po koszmarnej, nieprzespanej nocy, od rana zaczęły się poszukiwania stomatologa, który zdecydowałby się przyjąć dziecko w niedzielę. Przez cały dzień próbowała dodzwonić się do kilku gabinetów w naszym mieście (łącznie z nr komórkowymi). Próbowała też w mieście sąsiednim - bez rezultatu. Nikt nie odebrał telefonu.
Sama miałam podobną sytuację w ubiegłym roku - nagły atak zęba w święto Bożego Ciała. Od rana wisiałam na telefonie. W końcu przed 15 ktoś się zlitował i odebrał telefon. Miałam szczęście - jak widać nie wszyscy je mają.
Wiem, że dentyści i w ogóle wszyscy chcą mieć spokój i wolną niedzielę, ale czy to normalne, że w tych czasach człowiek musi chodzić w weekend z bolącym zębem? Przydałyby się jakieś weekendowe dyżury stomatologiczne...