Mój mąż od kilku dni ma zmiany na skórze dłoni i na powiece. A ponieważ dzisiaj był zarejestrowany do lekarza to pokazał pani doktor swoje dłonie. Pani doktor poleciła pójść do przychodni dermatologicznej. A ponieważ nie jest to daleko, więc poszliśmy. A tam dowiedzieliśmy się, że zapisy na wizytę przyjmowane są na... kwiecień!!!
Toż do kwietnia, to ręce albo odpadną albo trzeba samemu leczyć.
Więc w aptece dostaliśmy maść hydrocortizonum. A od Oli dostaliśmy wapno i clemastinum i maść przypisaną Majce. I spróbujemy tak wyleczyć dlonie.
I na usta cisną mi się pytania: Czy pani doktor rodzinna nie mogła przypisać maści? Czy w sytuacji gdy widoczna jest kłopotliwa choroba skóry nie można zarejestrować pacjenta wcześnie a nie za 3 miesiące?
Czy my jesteśmy jacyś dziwnymi pacjentami z naszymi oczekiwaniami? To po co chodzić do lekarzy. Może od razu do apteki i po rodzinie?
A jak choroba rozwinie się , to pacjent słyszy: Dlaczego tak późno Pan się zgłosił do lekarza?
I co takiemu lekarzowi odpowiedzieć?